Reklama

Nie za bardzo mi odbiło

W sumie mało przystojny, średnio męski, krok za modą. Ale lubiany przez kobiety. I jakimś trafem - gwiazda. Sam się dziwi, skąd ta sława. O sobie mówi: egoista i skurczybyk. I przyznaje, że miłego faceta udaje na potrzeby wywiadów. To go męczy. Więc może tym razem inaczej? Spróbujmy.

Twój STYL: Spróbujmy nie zacząć od uprzejmości. Porozmawiajmy o wadach Tomasza Karolaka.

Tomasz Karolak: OK. Jestem wrednym niedorosłym egoistą. Jako Bliźniak mam problemy z podejmowaniem decyzji, wciąż wyrzucam pieniądze w błoto. Jestem średnio odpowiedzialny, a w życiu nie konsekwentny. Większość kobiet, z którymi się spotykałem, chciała mnie pouczać. Od trzech z nich dostałem książkę Mały Książę z podkreślonym fragmentem, że jak się oswaja liska, to trzeba za tego liska wziąć odpowiedzialność. Raz tylko dostałem Biblię. Wkurza mnie to, że nie pozwala mi się samemu dojrzeć w swoim czasie.

Reklama

Zbliżasz się do czterdziestki...

Tomasz Karolak: No to co. Myślę, że wszystko przyjdzie samo. Nie będę teraz na siłę się zmuszał, by być bardziej poważnym, niż jestem. Każdy mężczyzna ma w sobie coś z dzieciaka.

Podobno lubisz zabawki dla chłopców, kolekcjonujesz samochody. No i buty...

Tomasz Karolak: Buty przywożę ze wszystkich podróży. Mam już ponad 60 par. W większości z nich nie chodzę, bo po prostu nie mam okazji. Albo przestają mi się podobać. Często żałuję, że je w ogóle kupiłem, że bez sensu wydałem pieniądze. Ale z samochodami trochę mi przechodzi. Może więc jednak dorastam?

Samochód bywa atrybutem męskiej mocy. Im większy i droższy, tym lepiej.

Tomasz Karolak: No ale te, które do tej pory kupowałem, były używane. Dopiero niedawno mogłem sobie pozwolić na nowy. Widzisz, ja się przywiązuję do aut. Więc ich nie sprzedaję. Dbałem, chuchałem, a potem miałbym oddać komuś za grosze? Kupuję samochody niepopularne, które nie osiągają wysokich cen. Więc nie jest to wartościowa kolekcja, ale ma dla mnie wartość sentymentalną. Czasami lubię wsiąść do któregoś z eksponatów i się przejechać.

To może bardziej o Twojej męskości świadczą tatuaże?

Tomasz Karolak: Tatuaże podobały mi się od dzieciństwa. Powstają w ważnych, przełomowych momentach mojego życia.

Który był najbardziej przełomowy?

Tomasz Karolak: Narodziny mojej córki Leny. Od razu zwariowałem na jej punkcie. Bardzo ją kocham. To jedyna prawdziwa miłość, bo bezwarunkowa.

A umiałeś coś dla niej poświęcić, coś w życiu przemeblować, z czegoś zrezygnować?

Tomasz Karolak: Nie mogłem. Bo gdy Lena się urodziła, zaczynałem serial 39 i pół. Plan zdominował mi życie. I choć byłem u córki codziennie po zdjęciach, trochę pięknych chwil z jej życia mi umknęło. Dziecko zmienia myślenie o świecie. Nie jesteś już sam, masz kogoś, o kogo musisz się troszczyć. I to nie jest kobieta, z którą możesz być lub nie. To ktoś z twojej krwi, kto ufa ci bezgranicznie. Wyzwala uczucia, które jedni nazywają odpowiedzialnością, inni - miłością.

Jesteś dobrym tatą?

Tomasz Karolak: Nie mam sobie nic do zarzucenia. Jestem. Choć pozwalam córce na wszystko. Może mi wejść na głowę, a ja jestem najszczęśliwszy. Viola, mama Lenki, jest ze Śląska, więc wprowadza trochę rygoru. Ja rozpieszczam. Lena mieszka z mamą, ale ja też czasem śpiewam jej piosenki na dobranoc i uwielbiam czytać małej bajki, rozmawiać z nią. Lena, choć ma dopiero dwa lata, mówi już prostymi zdaniami.

Czasami wychowując własne dzieci, nadrabiamy swoje dzieciństwo. Jak jest u Ciebie?

Tomasz Karolak: Nie najgorzej. Oboje rodzice pracowali w wojsku, żyliśmy w enklawie, na terenie tajnej jednostki w Ustroniu Morskim. Był tam kort tenisowy, boisko do siatkówki, własny kawałek plaży. Co niedziela jeździliśmy do kina oglądać bajki rysunkowe, w kantynie były różne smakołyki, których nie można było kupić w "cywilnym" sklepie. Kiedy rodzice pracowali, ja z bratem cały czas byliśmy pod opieką jakiegoś szeregowego. Żyłem pod kloszem. Ale potem, gdy w Polsce przestał rządzić reżim, zostałem tego klosza pozbawiony. Przyjechaliśmy do Mińska Mazowieckiego i zaczęło się inne życie, szare i zwyczajne. Byłem w piątej klasie podstawówki. Pamiętam święta Bożego Narodzenia, kiedy po raz pierwszy pod choinką znalazłem tylko pomarańcze. Zrozumiałem, że skończyła się bajka. Bo wcześniej dostawałem rewelacyjne rosyjskie zabawki. Miałem zdalnie sterowany skuter torpedowy, który puszczałem na rzece, miałem łunochod, który niby jeździł po księżycu, czołg T54 i enerdowskiego wartburga zdalnie sterowanego. Oczywiście rodzice tłumaczyli, dlaczego wszystko się zmienia, ale to nie osłodziło rozgoryczenia. Oni sami zresztą nie potrafili znaleźć się w nowej sytuacji. Wprawdzie mieli pracę, ale towarzyszył im strach przed nowym. Ja szybko odnalazłem się w zmienionych warunkach.

Mama i ojciec w mundurach. Przyzwyczajono Cię do dyscypliny?

Tomasz Karolak: Trochę. Mundur budził szacunek. On jednak mnie nie powstrzymywał przed różnymi szaleństwami. Od dziecka mieliśmy z bratem swoje obowiązki. Ja odkurzanie, sprzątanie i obieranie ziemniaków. Do dziś lubię mieć czysto w mieszkaniu, lubię też czasem coś ugotować. Bunt? Przyszedł taki moment. Autorytetem stali się koledzy z liceum, którzy wprowadzili mnie w nowy, ciekawszy świat. Uciekałem z domu na koncerty, zwężałem spodnie, słuchałem rockowej muzyki. Ale to minęło z młodzieńczym trądzikiem. Dziś po prostu kieruję się w życiu sercem. Jeśli jestem postrzegany jak buntownik, to przez role. Gdy gram facetów, którzy opierają się systemowi wartości, przyzwyczajeniom.

Wypada pytać o wiarę w Twoim domu?

Tomasz Karolak: Jasne. Jestem wierzący, choć nie chodzę co niedziela do kościoła. Wychowałem się w rodzinie katolickiej. Szczególnie bliscy ze strony ojca są religijni. Pochodzą z małego miasteczka, w którym najważniejszy jest proboszcz. Mój ojciec jest wierzący, jako wojskowy był wyznawcą w ukryciu, przez co miał problemy w karierze. Do kościoła musieliśmy chodzić w konspiracji. Na mszę jeździliśmy poza jednostkę, do rodzinnego miasta taty. Nawet do pierwszej komunii szedłem potajemnie. Ale wiara w Boga dziś daje mi zawsze nadzieję.

Żyjesz w zgodzie z dekalogiem?

Tomasz Karolak: Nie zabijam, nie kradnę, ale przestrzeganie dziesięciorga przykazań nie jest moją mocną stroną. Pokory próbowałem uczyć się w klasztorze. Przez lata jeździłem do Opactwa Benedyktynów w Tyńcu. Na kilkanaście dni, oczyścić się z brudów tego świata. Teraz myślę, że lepszą lekcję dają życiowe problemy, a nie kontemplacja. Wciąż popełniam błędy i w dodatku się na nich nie uczę - jestem głupi jak but. Nie mogę więc powiedzieć, że jestem pokorny. Myślę, że jestem zarozumiałym skurczybykiem.

Mimo to wiele kobiet wzdycha do Ciebie...

Tomasz Karolak: Nie przesadzaj. Idolami kobiet są przystojni aktorzy, no wiesz, tacy ładni. Ja do nich nie należę.

Co kobieta musi mieć, żebyś stracił głowę?

Tomasz Karolak: Mogę oszaleć dla jej ust, nóg, piersi, rozumu. W życiu miałem szczęście, bo spotykałem kobiety wyjątkowe. Każda z nich miała w sobie coś takiego, co mnie rozwalało. Pozytywnie.

Ale na krótko. Dlaczego kończyły się Twoje związki?

Tomasz Karolak: Bo albo te kobiety spotykałem za wcześnie, jako kompletnie niedojrzały facet, albo dawały o sobie znać złe doświadczenia z przeszłości. Mój najważniejszy w życiu związek nie udał się ze względu na obraz małżeństwa wyniesiony z domu.

Przecież Twoi rodzice są ze sobą już 40 lat.

Tomasz Karolak: No właśnie. To trudny związek ścierających się osobowości. Widok awanturujących się wiecznie rodziców może być dla dzieciaka traumą, którą będzie nosił całe życie. A kiedy stanie przed decyzjami dotyczącymi własnego małżeństwa, spanikuje.

Czyli wolisz związki bez zobowiązań. I raczej na krótko?

Tomasz Karolak: Nie. Jestem długodystansowcem, choć niektórzy robią ze mnie faceta, co to ciągle zmienia kobiety. Naprawdę staram się wytrwać. Ustępuję. Wszystkie moje partnerki coś we mnie lub w moim życiu przestawiły. Przez jedną wciąż jeździłem do Wrocławia i jedną nogą tam mieszkałem. Dzięki drugiej przekonałem się do smaku bundzu z Nowego Kleparza w Krakowie i nawet uzależniłem się od tego sera. Trzecia sprawiła, że zacząłem zastanawiać się nad swoim wizerunkiem. A jeszcze innej zawdzięczam, że zostałem aktorem. Chciałem jej zaimponować.

Miłość minęła, zawód pozostał. Nie żałujesz tego wyboru w afekcie?

Tomasz Karolak: Nie. Przecież miałem dużo czasu, by się wycofać. Kilka razy zdawałem na aktorstwo. Pamiętam, jak mnie nie przyjęli po raz pierwszy. Wkurzyłem się, zwłaszcza że naprawdę chciałem udowodnić mojej dziewczynie, że mam talent. Więc studiowałem resocjalizację i co roku startowałem do szkoły teatralnej. Za czwartym razem się dostałem.

Przez lata byłeś nikomu nieznanym aktorem teatralnym.

Tomasz Karolak: I tak byłem szczęśliwy, bo grałem w dobrych teatrach: w krakowskim Starym Teatrze, Teatrze im. Juliusza Słowackiego, teatrze STU, w łódzkim Teatrze Nowym i w warszawskich: Montownia, Narodowym, Rozmaitości. To doświadczenie nie do przecenienia. Kiedy przyjechałem do Warszawy, dostrzegł mnie scenarzysta Andrzej Saramonowicz i napisał mi rolę do spektaklu Testosteron. Później zagrałem w jego filmie Ciało. Wtedy wszystko rozkręciło się na dobre. Wziąłem udział w filmach: Lejdis, Tylko mnie kochaj, Nie kłam, kochanie...

Może odbić, gdy z wtorku na środę stajesz się idolem...

Tomasz Karolak: Faktycznie, popularność spadła na mnie nagle. Ale mi na szczęście nie odbiło. Wciąż jestem normalnym facetem. Mierzenie swojej wartości uliczną popularnością jest błędem.

Beata Biały

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy