Reklama

Na chłopczycę

To on po raz pierwszy ostrzygł kobietę na krótko. Fryzura à la garçonne na początku szokowała. U jednych budziła zachwyt u innych opór, ale szybko stała się modna. I nie tylko. Krótkie włosy stały się symbolem wyzwolenia kobiet. Popularnego boba, stworzonego przez Antoine’a Cierplikowskiego, polskiego fryzjera, który podbił Paryż, kobiety chętnie noszą do dziś.

Moda na krótkie włosy nie stała się od razu powszechna. Tylko nieliczne, bardzo odważne panie decydowały się na tak drastyczną zmianę w wyglądzie, która była odbierana jak zamach na symbol kobiecości. Krótkie włosy miały wielu przeciwników również wśród fryzjerów, którzy obawiali się, że stracą pracę, jeśli kobiety przestaną ich potrzebować do misternego układania skomplikowanych fryzur. Inni, całkiem słusznie, widzieli w ścinaniu kobiecych włosów zapowiedź głębszych zmian obyczajowych.

Antoine nie starał się forsować na siłę swoich rewolucyjnych pomysłów, odkładając je na kilka ładnych lat. Wiele dam, a jeszcze więcej panów, nie było bowiem gotowych na tak radykalne zmiany. Jako pierwsze przyklasnęły im kobiety, które miały możliwość decydowania o sobie, bo pracowały i były niezależne. Mimo to sława, jaką Antoine do tej pory zdobył, wystarczyła w zupełności, aby móc zarabiać naprawdę duże pieniądze i w końcu otworzyć wymarzony własny salon.

Reklama

Opowiadał, że na rue Cambon, właśnie pod numer 5, przyprowadził go jego pies Kiki, prezent od zaprzyjaźnionej z nim Mistinguett. Piesek zatrzymał się przed wejściem do niezbyt atrakcyjnej kamienicy, a on odczytał to jako znak, że to tu powinien rozpocząć swoją działalność jako fryzjer. Zauważył, że można wynająć za całkiem przystępną cenę odpowiedni lokal na pierwszym piętrze. W pierwszej dzielnicy, nieopodal najbardziej ekskluzywnych rejonów, w pobliżu eleganckich hoteli, w tym Ritza i Crillona, oraz niedaleko prestiżowego place Vendôme, był w samym sercu luksusowego Paryża. Kilka kroków dalej mieścił się polski kościół, pamiętający obecność Mickiewicza, Chopina, Słowackiego, Krasińskiego i Norwida. Niedaleko mieszkał Cocteau, obok baron Edward Rothschild, a pod tym samym adresem karykaturzysta Sem i znany fotograf Maurice-Louis Branger.

Zrządzenie losu czy nie − nie mógł wybrać lepszego adresu na mocny debiut w sercu miasta świateł. Niedaleko otworzyła swój butik mademoiselle Gabrielle Chanel, szybko zdobywająca sławę młoda projektantka kapeluszy. Chanel projektowała i szyła również kobiece stroje, ale jej umowa najmu zakazywała ich sprzedaży, aby nie robić konkurencji innej modystce, zainstalowanej pod tym samym adresem. Pierwszy butik z damską garderobą otworzyła zatem w Deauville. Co ciekawe, Antoine po ulokowaniu się na rue Cambon również zajmował się projektowaniem nakryć głowy, robił to dla Caroline Reboux, zwanej królową modystek, dla której sztuka tworzenia kapeluszy nie miała żadnych tajemnic.

Reboux karierę zaczynała jeszcze za czasów cesarzowej Eugenii, a przeczuwając zmiany, jakie miały nadejść wraz z nowymi fryzurami lansowanymi przez Antoine’a, rozpoczęła z nim współpracę, aby dostosowywać odpowiednie modele do jego fryzur. W wyniku ich wspólnych działań na początku lat dwudziestych powstał słynny model chapeau cloche, czyli kapelusz w kształcie dzwonu, idealnie pasujący każdej krótkowłosej chłopczycy. Wylansowali razem modę na dobieranie koloru nakrycia głowy nie jak do tej pory, do koloru sukni, ale do koloru jednego pasma włosów, specjalnie ufarbowanego w tym celu. Zapewne ta nadobowiązkowa aktywność fryzjera nieco denerwowała ambitną pannę Chanel.

Wizje kobiety współczesnej tych dwojga były zbieżne. Chcieli uwolnić ją od ciężarów w postaci gorsetu i długich włosów. O ile Chanel nie byłą pionierką w wyzwalaniu kobiet z jarzma niewygodnych ubrań, przed nią zaczął to już robić Paul Poiret, to należy podkreślić, że właśnie Antoine jako pierwszy fryzjer ostrzygł kobietę na krótko. Fryzura à la garçonne spodobała się też samej Coco Chanel, która stała się kolejną z grona sławnych klientek Antoine’a, ale niechętnie się do tego przyznawała. Uparcie twierdziła, wspomagana dzielnie przez charyzmatyczną Misię Edwards, że w 1917 roku sama obcięła sobie włosy pod wpływem impulsu.

Trudno jest w to uwierzyć, gdy ogląda się jej zdjęcia z idealną fryzurą à la garçonne, która w tamtych czasach mogła wyjść tylko spod ręki Antoine’a. Nie było w Paryżu innego fryzjera, obcinającego włosy kobietom, i żadna kobieta, nawet bardzo zdolna krawcowa, nie ścięłaby tak idealnie własnych bardzo długich włosów. W dodatku po raz pierwszy pojawiła się w nowej fryzurze na przyjęciu wydanym przez Cécile Sorel, która też postanowiła tego samego wieczoru zaprezentować się w krótkich włosach. Królowa paryskich scen była bliską przyjaciółką Antoine’a od początku jego działalności przy rue Cambon i wspierała także z entuzjazmem talent panny Chanel. Antoine nie tylko tworzył dla niej piękne uczesania i peruki do noszenia na co dzień, ale zajmował się również jej wyglądem scenicznym, od włosów poczynając, a na przepięknych strojach kończąc.

Chanel na pewno pomogła w lansowaniu mody na chłopczycę, bo w uroczej krótkiej fryzurze wyglądała zjawiskowo i zupełnie nie przypominała nieco chmurnej długowłosej Gabrielle. Stała się w pełni kobietą, zdecydowaną i pewną siebie, piękną, choć nieco smutną. Włosy obcięła jakby w geście pożegnania z naiwną dziewczyną, zakochaną w Boyu Capelu, a zdradzaną przez niego z angielską arystokratką, którą wkrótce poślubił. Była pierwszą projektantką przyjmowaną na salonach, okazując się najlepszą reklamą swojego domu mody, bo nawet największe damy chciały ubierać się u Chanel. Gdy zaczęła pojawiać się wśród bogatej burżuazji i arystokracji w krótkich włosach, nie pozostało to bez znaczenia. Ale z Antoine’em połączyła ją dziwna, słodko-gorzka relacja. Wydaje się, że była zazdrosna o jego sukcesy zawodowe i towarzyskie oraz o uwielbienie, jakiego doświadczał słynny fryzjer.

Kobiety nie przepadały za Coco, mimo że kochały jej stroje, za to kochały Antoine’a jak najlepszą przyjaciółkę. I choć trudno w to dzisiaj uwierzyć, sława Antoine’a była wtedy nieporównywalnie większa niż jego sąsiadki. Świetnych projektantek i projektantów mody nie brakowało w tym czasie w Paryżu − wystarczy chociażby wymienić: Patou, Poiret, Rochas, Lanvin, Doucet, Vionnet, Lelong, Grès − ale fryzjerów tej klasy, co Antoine, po prostu nie było ani w Paryżu, ani gdzie indziej. Chanel do końca życia twierdziła, że nie cierpi fryzjerów, ale wydaje się, że chodziło jej o tego jednego, konkretnego, z przeciwległego końca rue Cambon. Nie lubiła zawdzięczać niczego innym, jakby chcąc zapomnieć o tym, że swoją karierę zaczynała od bycia utrzymanką bogatych mężczyzn. Mógł to być powód przemilczania autorstwa swojej fryzury. Z pewnością łączyło ich jedno - przekonanie, że są najlepsi, jedyni i niepowtarzalni. W samouwielbieniu nie mieli sobie równych i prawdopodobnie dlatego nie mogli się polubić.

Nigdy nie stali się też bliscy zawodowo. Ich pojmowanie mody znacznie się różniło. Coco miała do niej bardzo rzeczowe podejście: moda miała być praktyczna, wygodna, miała służyć kobiecie, ułatwiać jej życie. Antoine, choć po części podzielał jej zdanie − przecież to jego odważne cięcie wyzwoliło kobiety od gehenny układania wyszukanych fryzur − szukał w swoim zawodzie czegoś więcej. Nie chciał być jedynie genialnym fryzjerem, chciał być również wielkim artystą. Chanel tworzyła, jak to określił Poiret, biedną modę dla bogaczy, a Antoine uwielbiał luksus. Ona nie mogła znieść jego przyjaźni z arystokratami, którzy nie potrafili zapomnieć, w jaki sposób zdobyła swoją pozycję.

Szybciej zaakceptowali fryzjera z Polski, podbijającego Paryż talentem, niż wyniosłą modystkę, byłą utrzymankę bogatych mężczyzn. Dopiero gdy Coco znalazła wielką przyjaciółkę w osobie Misi, rządzącej twardą ręką paryskimi salonami, zaczęto spoglądać na nią przychylniejszym okiem. Misia z trudem tolerowała, gdy ktoś robił karierę towarzyską bez jej namaszczenia. Legenda głosi, że to ona odkryła Chanel, ale gdy panie się poznały w 1916 roku, Coco była już bardzo znana i nie potrzebowała pani Edwards, aby zaistnieć jako projektantka. Za to niewątpliwie Misia otworzyła przed nią drzwi do wyższych sfer, czego nie musiała robić dla Antoine’a. Wpływowa przyjaciółka Chanel również nie przepadała za pochodzącym z Polski fryzjerem, który zrobił karierę bez jej pomocy.

Mimo chłodnych relacji Antoine i Coco przez wiele lat spotykali się regularnie w tych samych kręgach towarzyskich. Na premierach przedstawień Baletów Rosyjskich czy wielkiej Sorel, na przyjęciach u Picassów, na balach hrabiostwa de Beaumontów i u Lady Mendl.

W 1912 roku rozpoczęła się oszałamiająca kariera Antoine’a zarządzana dyskretnie przez Marie-Berthe. Mąż nazywał ją ministrem spraw wewnętrznych i skarbu. Rzeczywiście, wszystkie dostępne, nieliczne przekazy na temat pani Cierplikowskiej są zgodne − była to urodzona bizneswoman, bez niej Antoine nie zbudowałby nigdy takiego imperium fryzjersko-kosmetycznego. Zajmowała się z godną podziwu rzetelnością zarówno sprawami zawodowymi, jak i prywatnymi. Była doskonałą panią domu. Na męża patrzyła jak na duże, kapryśne dziecko, często chłodno hamując jego zapędy. Nie pozwalała mu dotykać swoich włosów i urządzać swojej części apartamentów, w których mieszkali. Żelazną ręką trzymała finanse, bo Antoine miał skłonność do rozrzutnego życia i niezwykłej hojności. Pomagał zwłaszcza Polakom i artystom w potrzebie. Często w progach salonu stawali ludzie przybyli z kraju rodzinnego Antoine’a z listami polecającymi, a po latach wspominali z wdzięcznością jego gościnność.

Antoine był pierwszym fryzjerem, który zaczął strzyc kobiece włosy i formować fryzury za pomocą nożyczek. Do tej pory ten sposób kształtowania fryzur był zarezerwowany dla męskiej klienteli. Tak naprawdę damscy fryzjerzy potrafili jedynie misternie układać długie włosy, upinać je, doczepiać treski i układać loki, a gdy nowa moda stawała się nieunikniona, wpadli w prawdziwą panikę, gdyż nie mieli odpowiednich umiejętności. Bali się również utraty pracy, myśląc, że brak długich włosów do czesania równa się brakowi zarobku. Dość szybko jednak zrozumieli, że wbrew pozorom utrzymanie krótkiej fryzury wymaga o wiele więcej staranności i częstszych wizyt u specjalisty. Jeszcze do niedawna kobiety myły włosy nie częściej niż raz na miesiąc, zadowalając się na co dzień ich pobieżną pielęgnacją przy pomocy pokojówki, która zajmowała się ich rozczesywaniem, wklepywaniem pomad i pudrowaniem. Bardziej niż w wodę wierzyły w zalecane sto pociągnięć szczotki. Jedynie na specjalne okazje wzywano fryzjera, aby zajął się uczesaniem damy.

Tymczasem w Paryżu pojawił się młody, przystojny mężczyzna z Polski, który wywrócił wszystko do góry nogami. W niczym nie przypominał paryskich fryzjerów, a salon, który otworzył, nie przywodził na myśl innych paryskich salonów. Antoine, ubierający się najchętniej w jasne kolory, o niebieskich oczach i smukłej twarzy, wyróżniał się z tłumu swoich poważnych kolegów po fachu, noszących się ciemno, wąsatych, podchodzących do swej profesji ze śmiertelną powagą. Na jednym ze zdjęć, przedstawiających fryzjerów europejskich na zjeździe w Brukseli, Antoine przykuwa uwagę wśród kilkudziesięciu jednakowo wyglądających mężczyzn. Gdy wszyscy sztywno spoglądają w obiektyw, on stoi bokiem, prezentując lewy profil. Miał wyniosłą urodę, którą podkreślał jeszcze charakterystycznym uniesieniem podbródka. Nie traktował się jednak zbyt serio, jak zapewniał jego przyjaciel, śpiewak Jean Tranchant. Dysponował niezbędnym do przetrwania dystansem do siebie i ironicznym spojrzeniem na świat. Należał do tego rodzaju ludzi, którzy nie ukrywają swoich zalet pod płaszczykiem fałszywej skromności, ale świadomie eksponują swoje atuty.

Był jedyny w swoim rodzaju i takim miejscem stał się również jego salon. Żadnych ciemnych dekoracji i przysadzistych mebli, które zobaczyć można było wszędzie. Antoine nie znosił takiego stylu i nie dziwił się, że fryzjerzy woleli czesać w domach klientek. Ich zakłady wyglądały tak ponuro i brudno, że on sam nie wyobrażał sobie, iż mógłby w takich warunkach przyjmować klientki, prędzej spaliłby się ze wstydu. Uważał, że kobiety, które przychodziły, aby się upiększyć, nie mogły patrzeć na tak brzydkie wnętrza. To zaburzało harmonię. Odważną krytyką skostniałych zasad panujących w środowisku fryzjerów paryskich mocno się im naraził i minęło trochę czasu, zanim się do niego przekonali, i choć nie wszyscy darzyli go sympatią, ze wstydem musieli przyznać, że miał rację, krytykując ich nieco archaiczne metody pracy.

On postawił na oryginalność. Wystrojem zakładu przy rue Cambon zajęła się Sara Lipska, jego przyjaciółka i wszechstronnie uzdolniona artystka, która wkrótce podbiła Paryż swoim talentem. Salon początkowo zajmował dwa pomieszczenia kamienicy z czasów Napoleona I, aby w końcu rozrosnąć się na całe dwa piętra. Na budynku nie było żadnej krzykliwej reklamy. O tym, że jest tu salon Antoine’a, informowała prosta biała tabliczka z czarnymi literami, przypominająca raczej elegancką wizytówkę niż szyld zakładu fryzjerskiego.

Zachwycał nowoczesny wystrój w stylu buduarowym. Czerwone miękkie dywany obiecywały przyjemność i luksus. Na początku, kiedy jeszcze nie obcinano tak często włosów, można było sobie na nie pozwolić, z czasem ze względu na trudności w utrzymaniu porządku dywany musiały zniknąć. Zachwycały specjalne prywatne saloniki dla klientek, każdy udekorowany według innego motywu przewodniego, na przykład w stylu empire lub Ludwika XVI, ale wszystkie z czerwonymi dywanami i z obrazami współczesnych malarzy na ścianach. Dzieła sztuki bardziej lub mniej znanych autorów można było oczywiście kupować. Niejedna klientka po latach wysławiała pod niebiosa swojego fryzjera, który naciągnął ją swego czasu na kupno obrazu Picassa czy Modiglianiego. W częściach ogólnodostępnych zauważało się dużo peoniowej czerwieni, wzmocnionej światłem chińskich lamp i koloru niebieskiego, szczególnie drogiego właścicielowi. Zrezygnowano z białych fartuchów. Wybrano materiał w jasnym odcieniu niebieskiego na ręczniki i peniuary dla klientek, aby czuły się jak w domu. Wszędzie królowały kwiaty, przede wszystkim białe lilie i kalie. Biuro Antoine’a wypełniały książki, kwiaty, a później też rzeźby Dunikowskiego. Z czasem charakter salonu zmieniał się na bardziej nowoczesny, przypominając w częściach wspólnych bardziej laboratorium, gdzie dominowała biel, uzupełniana czarnymi dodatkami, niż zakład fryzjerski. Zachowano jednak intymną atmosferę w pokojach przeznaczonych do usług indywidualnych:

Jeśli będziecie czesać się u Antoine’a, wiedzcie, że po obcięciu, umyciu i ułożeniu fryzury możecie przejść do salonu obok, gdzie zaopiekują się waszymi dłońmi, a w tym czasie inne zręczne ręce, te Ewy, położą wam rzęsy, idealnie podwinięte i o odpowiedniej długości.

Był to salon niezwykły i zupełnie nowatorski, nikt wcześniej nie zapraszał kobiet do tak przyjaznego im miejsca, gdzie zajmowano się nimi kompleksowo, a przy barze przystojny barman serwował napoje, w tym najnowszy krzyk mody zza oceanu - koktajle. Z czasem zaczęto podawać ciepłe przekąski, a na indywidualne prośby sprowadzano posiłki z pobliskich ekskluzywnych restauracji.

Tu można było swobodnie rozmawiać z przyjaciółkami, bo dyskrecja Antoine’a, której również wymagał bezwzględnie od pracowników, szybko stała się legendarna. Wszystko, co powiedziano przy rue Cambon 5, tam pozostawało. Sam mistrz, choć całkowity samouk − selfmademan, jak mówiły o nim Amerykanki − doskonale odgadywał kobiece potrzeby. Rozumiał, że udana fryzura to jedynie połowa sukcesu. Równie ważny był dobry humor klientki, która opuszczała salon z żalem, pragnąc jak najszybciej do niego powrócić. To jednak zależało od wielu czynników niezwiązanych z fryzjerstwem. Od początku kładł zatem wręcz obsesyjny nacisk na jakość obsługi. Wyczuł bezbłędnie, że jego klientki równie mocno, jak pielęgnacji włosów, potrzebują tego, aby ktoś się o nie zatroszczył. Zupełnie jak bliski przyjaciel, zawsze obecny w potrzebie. Chciał, aby każda z nich, bez względu na status społeczny, czuła się przy rue Cambon jak królowa. Przyjmował bowiem nie tylko te zamożne. Jego fryzjerzy szkolili się, czesząc klientki, które im za to nie płaciły. Chętnych nie brakowało i wszyscy byli zadowoleni.

Dbał bardzo o to, aby pracownicy cechowali się dużą kulturą osobistą, troszczyli się o czystość i dyskrecję oraz wykazywali jak największe zaangażowanie w relacje z klientkami, ponieważ ich zadowolenie było priorytetem. Nie pozwalał na przekraczanie granic w kontaktach zawodowych i na zbytnią poufałość w zachowaniu. Kiedy jego renoma była już na tyle duża, że mógł sobie pozwolić na absolutne dyktowanie warunków, nigdy nie zatrudniał osób, które już pracowały w innych salonach. Wolał sam wyszkolić pracownika, bo zauważył, że taniej, a przede wszystkim łatwiej jest nauczyć kogoś od podstaw, niż wykorzenić złe nawyki nabyte gdzie indziej.

Z czasem, oprócz usług fryzjerskich, zaczął oferować również usługi kosmetyczne, robiąc tym samym konkurencję swojej sąsiadce, znanej i od wielu lat cenionej madame Adair. Pomysł był rewolucyjny: w jednym miejscu kobieta znajdowała wszystko, co było jej potrzebne do szczęścia. Mogła się uczesać, poddać masażowi relaksacyjnemu lub przeciwzmarszczkowemu, zrobić manicure i pedicure oraz kupić kosmetyki niezbędne do pielęgnacji włosów i ciała. Tu po raz pierwszy w Paryżu użyto elektrycznej suszarki do włosów, a urządzenie wywołało taką sensację, że panie przychodziły tylko na samo mycie włosów, aby móc z niego skorzystać.

Świetnie wyszkolony personel, pod czujnym okiem Antoine’a lub pod jeszcze czujniejszym madame Antoine, dwoił się i troił, aby uszczęśliwić wymagające damy i jeszcze bardziej wymagające przedstawicielki paryskiego półświatka, wiedząc, że każda z nich nie tylko tu powróci, ale przyprowadzi ze sobą znajome i przyjaciółki. Antoine poznał już moc poczty pantoflowej i zawsze będzie przykładał wielką wagę do tego, żeby ludzie mówili jak najwięcej dobrego o jego pracy, jednocześnie starając się zupełnie w cieniu pozostawić własne życie prywatne. Nie inwestował w reklamę, w przeciwieństwie do kolegów i koleżanek z branży. Próżno obok ówczesnych reklam L’Oréala, Heleny Rubinstein czy Elizabeth Arden szukać wzmianki o Antoinie. Inna sprawa, że reklama w prasie czy później w radiu była mu zupełnie niepotrzebna. Wszystkie kobiety, bez wyjątku, wiedziały, kim jest monsieur Antoine.

Idąc za przykładem dawnej przyjaciółki, wielkiej Bernhardt, Antoine nigdy nie stał się zwolennikiem czystej reklamy, która prężnie rozwijała się od początku XX wieku. Korzystał z niej po mistrzowsku Eugène Schueller, aby wypromować L’Oréal, świetnie operowały nią dwie wielkie rywalki działające w przemyśle kosmetycznym, Elizabeth Arden i Helena Rubinstein. Doskonałe reklamy, pojawiające się również w polskiej prasie, miała Coco Chanel, ale Antoine nie miał najmniejszego zamiaru postępować jak wszyscy.


Fragment pochodzi z książki "Antoine Cierplikowski. Król fryzjerów, fryzjer królów"




Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama