Reklama

Marta Żmuda Trzebiatowska: Wracam do gry

"Już nie będę w cieniu" - mówi nam gwiazda. A prywatnie? Spodziewa się drugiego dziecka i opowiada, czego ją nauczyło macierzyństwo.

Gratuluję ciąży. Jak się czujesz?

- Dziękuję, bardzo dobrze. Poprzedni rok był dla ciebie przełomowy. Jaki będzie ten? To był faktycznie wspaniały rok, zakończony nominacją do Telekamer, równo dekadę po poprzedniej wygranej. Po tamtych Telekamerach i tamtym sukcesie, postanowiłam... rzucić wszystko i zniknąć. Miałam wtedy głębokie przekonanie, że ta nagroda jest trochę na wyrost. Odbierałam ją jako 25-latka, która jeszcze niewiele w zawodzie zdziałała. Potraktowałam ją jako ogromny kredyt zaufania. I postanowiłam, że teraz będę aktorką, a nie kimś, kto będzie odcinał kupony w postaci kolejnych kontraktów reklamowych. A takie propozycje się pojawiały i były kuszące.

Reklama

- Postanowiłam pójść trochę pod prąd, czyli w teatr. Potrzebowałam uciec, schować się i popracować nad warsztatem. Dowiedzieć się, kim jestem jako kobieta i aktorka. Teraz wiem, że to, co wtedy zrobiłam, miało sens. Ale już nie będę się chować, bo mam ochotę grać. Już nie będę w cieniu.

Podobno okres macierzyństwa przyniósł ci zwątpienie w zawód.

- To prawda, choć u mnie akurat te zwątpienia pojawiały się dość często (śmiech). Na urlopie macierzyńskim spędziłam rok. To był czas, kiedy nad wieloma rzeczami mogłam się zastanowić. I jedną rzecz zrozumiałam: jak bardzo tęsknię za swoim zawodem. W czasie urlopu macierzyńskiego przyszła propozycja, która wywróciła moje życie do góry nogami. Spotkanie z Xawerym Żuławskim i praca na planie "Mowy ptaków" pokazały mi, że nie potrafiłabym bez tego zawodu żyć. Lubię tę energię, kamera-akcja, to przyspieszone tętno, adrenalinę, sprawdzanie się na castingach, nawet ten nieustanny brak komfortu, czy będzie praca, czy jej nie będzie.

Dokonałaś niedawno czegoś, co nie każdemu aktorowi się udaje - wyszłaś z szuflady.

- Nie mam nic przeciwko komediom romantycznym, ale zawsze czułam, że mam potencjał, by zagrać coś innego. Czasem w życiu aktora trafia się taka rola, na którą czekasz i o której marzysz. Tak było z "Mową ptaków". Dostając ten tekst, wiedziałam, że to jest coś ważnego, bo trzymam w rękach tekst człowieka, z którym bardzo się chciałam zawodowo spotkać. Czytając ten scenariusz, miałam jedną myśl: że nie chcę zawieść siebie, Xawerego, a przede wszystkim Andrzeja.

- Niewiele pamiętam z tego dnia na planie. Kilka miesięcy później ludzie ze świata filmu pisali, że moja rola ich zachwyciła. Dopiero kiedy sama zobaczyłam ten film, po raz pierwszy w życiu oglądając siebie na ekranie, miałam poczucie, że zrobiłam coś dobrze. Pierwszy raz od 15 lat w każdej recenzji moja rola była pozytywnie przyjęta. To się wcześniej nie zdarzało! Zawsze wiedziałam, kim jestem i na co mnie stać, nawet jak mnie krytykowali za zawodowe wybory. Po prostu nie miałam wcześniej materiału, żeby to pokazać i reżysera, który by mnie tak poprowadził.

Posypały się propozycje nieoczywistych ról?

- Powoli otwierają się różne możliwości, ale za stara jestem, żeby myśleć, że teraz będę dostawała wyłącznie takie role. Potrzeba trochę czasu. Nie martwię się, nie boję. Czuję, że ta rola już zawsze będzie dla mnie ważna i będzie mi pomagać w życiu i sytuacjach zawodowych. Nie ma co siedzieć i czekać aż coś "skapnie z nieba" - sama sięgam po różne książki, by znaleźć dla siebie role. Trzeba pomagać losowi i brać sprawy w swoje ręce.

Kilka dni temu wystartowała "Blondynka" z twoim udziałem. Stresowałaś się?

- Jestem bardzo ciekawa odbioru widzów. Zdaję sobie sprawę, że nie zadowolę wszystkich. Przyznaję, że miałam wątpliwości, przyjmując tę propozycję. Ale już potem na planie starałam się robić wszystko najlepiej, jak potrafię i nie myśleć o tych rozterkach. A sam serial jest uroczy!

Blond z twojej głowy już zniknął.

- Od dwóch tygodni nie jestem blondynką, ale pozbyłam się tego koloru wyłącznie dla wygody. Prywatnie rzadko chodzę do fryzjera. Zwyczajnie nie mam na to czasu.

Jak się czułaś jako blondyna?

- Często żartuję, że ja się zawsze w środku czuję blondynką (śmiech). A tak serio, to ten kolor bardzo mi się podobał! To była fajna zmiana, niezwykle odświeżająca. Zabawne były sytuacje, kiedy ludzie mnie początkowo nie rozpoznawali. Czułam się w tym blondzie jak w czapce niewidce. Zanim mnie ktoś skojarzył zdążyłam czmychnąć... Teraz nie mogę się przyzwyczaić do swojego koloru, bo wydaje mi się, że jest za ciemny (śmiech). Ale spokojnie, w planach jest kolejny sezon "Blondynki", więc znów je rozjaśnię.

Marzysz i planujesz dla siebie czy wszystkie marzenia ustawiasz już pod synka?

- Prywatnie on jest na pierwszym miejscu. Jego dobro i czas z nim. Ale zawodowo czuję, że coraz częściej mogę już myśleć o sobie i swoim rozwoju. On jest coraz starszy, zaraz pójdzie do przedszkola, szkoły i zanim się obejrzę - wyfrunie, więc staram się nie zapominać o sobie. Zrozumiałam, że bycie dobrym rodzicem to też inwestycja w siebie.

Czego cię nauczył Bruno?

- Cierpliwości... Nigdy nie byłam cierpliwą osobą i wydawało mi się, że aktorstwo mnie tego trochę nauczyło. Bo w tym zawodzie trzeba non stop na coś czekać - na casting, swoje 5 minut, odpowiedź, na wejście na plan, na ujęcie, na światło. Nieustanne czekanie. Ale dziecko uczy tego ze zdwojoną siłą (śmiech). Bruno nauczył też mnie - osobę uporządkowaną i poukładaną - że dzień bez planu też może być fajnym dniem. A kiedy ten plan się wywraca do góry nogami, nic się nie dzieje.

Twoje macierzyństwo jest cukierkowe?

- O nie, zdecydowanie nie jest idealne i instagramowe. Jako mama popełniam dużo błędów, o których kiedyś mówiłam, że nigdy nie będę popełniała. Nawet jeśli możesz liczyć na pomoc mamy czy przyjaciółki, to wszystkiego i tak się uczysz poprzez własne doświadczenie. Są dni pełne sukcesów, a potem przychodzi dzień porażki.

- Mimo, że Bruno jest bezproblemowym dzieckiem, nie raz bywało ciężko. Już w pierwszym tygodniu bycia mamą zrozumiałam, że w kolejce potrzeb, moje są teraz na ostatnim miejscu. W pierwszym momencie to był szok. Bo jak przez 33 lata żyjesz, będąc na pierwszym miejscu, to jest to duża zmiana. Ale nie zamieniłabym się na poprzednie życie. Dziecko to najlepsze, co mnie spotkało. Zawsze chciałam być mamą i cieszę się, że się to marzenie spełniło.

Jak Kamil odnalazł się w roli taty?

- Przyszło mu to tak naturalnie, jak oddychanie. Pewnie pomogło mu to, że ma dużo młodszą siostrę i jako starszy brat bardzo chętnie się angażował w pomoc przy niej. Nawet na zajęciach w szkole rodzenia on wszystko wiedział! Kamil to tata na medal, rewelacyjny, na szóstkę z plusem. Bruno jest szczęściarzem.

A ty szczęściarą.

- Wsparcie partnera jest kobiecie bardzo potrzebne. To oczywiście powinno być normą, ale widzę, że nie jest, a panowie nie chcą, nie potrafią, boją się... Więc angażujący się tata jest naprawdę super.

Patrzę na ciebie i widzę, że jesteś w bardzo dobrym życiowym momencie.

- Tak czuję. Jestem szczęśliwa. Listę marzeń mam teraz krótką. Jest tylko jedna rzecz, za którą troszkę tęsknię: dalekie podróże. Ale myślę, że i na to przyjdzie czas.

Justyna Kasprzak

Zobacz również:

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy