Reklama
Kocha, lubi... prześladuje

Stalking - czyli uporczywe prześladowanie

Zaczyna się niewinnie. Tajemniczy SMS albo mail. Potem jakiś prezent, kwiaty. Ale, ale... Skąd mężczyzna, którego nigdy nie spotkałam, wie, że lubię lewkonie? Jak to możliwe, że dawny znajomy komplementuje niebieską sukienkę, którą miałam dziś w pracy? Śledzi mnie, wchodzi na mój profil na Facebooku? Stalking, czyli uporczywe prześladowanie, to przestępstwo, które może zrujnować życie.

Stalkingu doświadczyły Katarzyna i Weronika. Boją się wychodzić z domu, niechętnie kontaktują się z ludźmi. Opowiadają, jak nakręca się mechanizm osaczenia. I jak trudno się od niego uwolnić.

Jestem twoim przeznaczeniem

Katarzyna ma 28 lat. Pracowała w luksusowej perfumerii. Pochodzi z Podlasia, w Warszawie mieszka sama. Po pół roku nękania tak boi się wychodzić z domu, że nie spotyka się z ludźmi, nie robi zakupów, nie pracuje...

-----

Czerwiec

Przyjemny, ale męczący tydzień. Mój awans na stanowisko kierownika salonu wydaje się pewny. Pod koniec dnia miły akcent. SMS od klienta: "Chcę podziękować za pomoc w wyborze perfum dla mamy. Pasują idealnie. M". Miło, że ktoś docenia moją pracę. Chociaż nie mam pojęcia skąd ten M. ma mój numer i nawet nie przypominam sobie całej sytuacji. Nieważne, pomyślę o tym jutro.

Reklama

Jestem strasznie zmęczona, ale szczęśliwa. Szefowie salonów wyjeżdżają na szkolenia do Francji, do Anglii... Smutek po rozstaniu z Szymonem, moim chłopakiem, odchodzi do przeszłości.

Parę dni później

Znów odezwał się M. Policzyłam - dostałam od niego sześć SMS-ów. Nie może zapomnieć mojego uśmiechu, profesjonalizmu, jakieś bzdury. Odpowiedziałam: "Dziękuję za miłe słowa, proszę więcej nie pisać". Po co mi to? Muszę się skupić na pracy.

Gdzie ja mogłam zostawić swój numer? Na Facebooku - nie. Na stronie firmy sprawdziłam zdjęcia z ostatniej imprezy, pod jednym jest moje imię i nazwisko. Gdyby facet się uparł, doszedłby do służbowego numeru. Ale po co ja się tym w ogóle zadręczam? Jeśli napisze znowu, nie odpowiem, znudzi mu się. Kupiłam nowe szpilki. Idziemy z Wiktorią, moją przyjaciółką potańczyć.

Koniec czerwca

W poniedziałek w salonie czekał na mnie bukiet słoneczników. Był liścik: "Z wyrazami zachwytu. M". Zapytałam, kto to przyniósł. Kurier. Tego samego dnia kolejne SMS-y, chyba z dziesięć. Przeczytałam dwa, resztę skasowałam. Wyłączyłam komórkę, ale rano miałam z tego powodu przykrości, szefowa usiłowała się dodzwonić. Nie mogę być niedostępna.

W środę następny bukiet i kartka: "Poprawiam się, nie wiedziałem, że pani tak lubi lewkonie. M." Skąd on to wie, do cholery? Facebook! M. jest moim znajomym, czy znajomym znajomego? Co za irytująca sytuacja. Koleżanki podpytują, komu tak zawróciłam w głowie. A mnie to wkurza coraz bardziej, zwłaszcza że nieopatrznie otwarty SMS z wczoraj brzmiał: "Pięknie pani w tej niebieskiej sukience". Rzeczywiście, byłam w pracy tak ubrana! Czyli on mnie podgląda?!

Nietrudno obserwować osobę pracującą w sklepie, ale zrobiło mi się dziwnie. Trzeba to skończyć. Który to klient? Komu ostatnio doradzałam? Nie przypomnę sobie, przewija się za dużo ludzi.

Początek lipca

Trzydzieści SMS-ów dziennie, nie mogę spokojnie rozmawiać, bo co chwila słyszę w telefonie sygnał przychodzącej wiadomości. Nie czytam ich, ale samo kasowanie zajmuje masę czasu. Przyglądam się każdemu mężczyźnie, który wchodzi do salonu. Wczoraj miałam głuchy telefon o dziewiątej wieczorem. Z nieznanego numeru. SMS-y przychodzą z numeru, który da się rozszyfrować.

Sprawdziłam go w internecie, niczego nie znalazłam. Nie wiem, czy to telefon na kartę, czy w sieci, ale chyba będę musiała się dowiedzieć. Trzeba zacząć czytać te wiadomości, może trafię na ślad, który zdekonspiruje M. Tylko dlaczego ja muszę się teraz tym zajmować? Wiktoria powiedziała, że stałam się nerwowa i spięta.

Lipiec

Zmieniłam numer telefonu. W firmie się wściekli, bo trzeba mi wydrukować nowe wizytówki. No i jest zamieszanie z numerem - kilku klientów się poskarżyło, że nie mogło się ze mną skontaktować. Ale przynajmniej skończy się cyrk z M. Taką mam nadzieję. Wczoraj znów przyjechały kwiaty, zapytałam kuriera, czy mogę dotrzeć do nadawcy. "Zastrzeżony". A gdyby przysłał mi bombę, też nie mogłabym go odszukać?

Kurier powiedział, że wyrzuciliby go z pracy, gdyby zdradził dane. Rozumiem. Liścik: "Tęsknię". Spieprzaj, draniu, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Kwiaty wylądowały w koszu, koleżanki zdziwione. Po południu telefon od szefowej: "Czy pani ma kłopoty, pani Kasiu?". Przestała mówić o awansie.

Początek sierpnia

"Myślałaś, że cię nie znajdę?" - SMS na nową komórkę. Ale to nie wszystko. Na adres sklepu przyszła tym razem paczka. W środku była złota bransoletka, bez podpisu. Natychmiast pomyślałam: od niego! Bo kto inny mógłby mi zrobić taki prezent? Mama, siostra? Zadzwoniłam do nich, to nie one. W środę jakieś sześćdziesiąt SMS-ów. Ostatni o drugiej w nocy. "Nie śpię, nie mogę".

Tę wiadomość przeczytałam, bo się upiłam: "Twój kot za długo siedzi sam w domu. Tęskny ma wzrok na tym parapecie..." Chryste! Czyli M. bywa pod moim domem, wie, gdzie mieszkam! Odpisałam w przerażeniu: "Odczep się!". "Boisz się? Nie chcę ci zrobić nic złego. Spotkajmy się jutro". "Nie. Daj mi spokój, bo zawiadomię policję"." "Grozisz mi? Przecież ja cię kocham..."

Skasowałam wszystko, cały folder "przychodzące". Cholera, przepadł mi SMS od biznesowego partnera z Berlina, mam go jutro odebrać z lotniska, tylko o której się umówiliśmy? Chyba ósma dwadzieścia.

Sierpień

Za wycieraczkami auta na podziemnym parkingu znalazłam bukiecik niezapominajek. Do garażu trzeba mieć pilota, do domofonów kod. A może on jest sąsiadem? Tylko spokojnie. Nie, niespokojnie. W służbowej poczcie wiadomość: "Nie ciągnijmy tego dłużej w tak nerwowej atmosferze. Spotkaj się ze mną, wszystko wyjaśnię. PS. Lato, a ty nie jesteś opalona. Zabrałbym cię nad morze..." Podpisane: M. Adres nadawcy to tylko nick, bez danych. Pod podpisem cytat z księdza Twardowskiego "Spieszmy się kochać ludzi...".

Ktoś, kto lubi takie sentencje, nie może być złym człowiekiem, może faktycznie spotkam się z nim i przekonam, żeby przestał - przeleciało mi przez głowę. Postanowiłam poradzić się siostry. Mówi, że to najgorszy z możliwych pomysłów. Jeśli ten mężczyzna jest zaburzony psychicznie, a raczej jest, może mi zrobić krzywdę. Jeśli zafiksowany na mnie, spotkanie jeszcze bardziej go nakręci. Lepiej nie odpowiadać...

Schudłam, spodnie ze mnie spadają. Powinnam wybrać się na zakupy, są wyprzedaże, ale jakoś straciłam na nie ochotę. Z pracy jadę teraz prosto do domu, sprawdzam trzy razy czy zamknęłam drzwi. Włączam głośno muzykę. Jednocześnie odtwarzacz i telewizja - to zagłusza moje nerwy. Chyba przejdę na codzienne zakupy przez internet, bo jeśli on mnie śledzi...

Za wycieraczką znowu znajduję kwiaty. W telefonie ponad sto SMS-ów. Zapytam szwagra, jak załatwia się takie rzeczy na policji. Wie, też jest policjantem. Mamy nową szefową salonu. Ja na otarcie łez dostałam nagrodę za wyniki sprzedaży linii antyalergicznej. Nie prowadzę już spraw z niemieckim partnerem. To była siódma dwadzieścia, nie ósma.

Coraz więcej zapominam, przegapiam. Przestałam biegać. Mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Boję się prosić o kolejną zmianę numeru, zresztą co to da? Boję się rozsuwać zasłony. Nie rozsuwam.

Wrzesień

Na wycieraczce znalazłam opakowanie ohydnych pierników, które wyrzuciłam wczoraj, i kartkę: "Te ciastka są jeszcze dobre, nie wyrzucaj jedzenia". Grzebał w moich śmieciach! Jak? Skąd wie, który worek? Widział, jak wyrzucałam, wszedł tam zaraz po mnie?! Nie zauważyłam wczoraj nikogo w pobliżu śmietnika!

Nie lubię już chodzić do pracy. Nie lubię, gdy do salonu przychodzą mężczyźni, nawet jeśli są z kobietami. Przecież każdy z nich to może być ON. Trzęsą mi się ręce. Dzisiaj kolejny mail z prośbą o spotkanie. Założyłam filtr, wszystko wpada do spamu, ale czasem muszę tam zajrzeć.

Chciałabym się przekonać, że nie ma nic nowego. Jednak jest codziennie. Na klatce schodowej wciąż oglądam się za siebie. Nie jeżdżę windą, bo zaczęło mi być w niej duszno, kupiłam gaz pieprzowy. Wczoraj zadzwoniła mama. Miała głuchy telefon. Tylko nie to, nie mama. Jeśli to się powtórzy, już na pewno pójdę na policję. Nie będę dzwonić do szwagra, cała rodzina się dowie. Po prostu pójdę na komisariat.

Początek października

"Nie wiedziałem, że taka z ciebie kurwa". Wie, że byłam na policji. Podałam jego numer, znajdą go po nim. Niestety, nie miałam w pamięci telefonu większości SMS-ów, niepotrzebnie je kasowałam. Policjantka napisała notatkę, poleciła zbierać dowody, mam nagrywać na dysk maile i wiadomości. "Głuchych telefonów nagrywać się nie da, hi hi" - zażartowała. Pokazałam jej SMS-y. "Swoją drogą, chciałabym mieć takiego adoratora..." - westchnęła. To miał być dowcip?

Powiedziałam o bransoletce. I o dwóch kolejnych prezentach: książka o Toskanii (na FB zdradziłam się, że marzę o włoskich wakacjach) i dwa bilety na koncert Gordona Haskella, którego uwielbiam. M. wie o mnie bardzo dużo. Wie o policji. Po SMS-ie z wyzwiskiem następny: "Przepraszam, poniosło mnie. Kocham Cię. Chcę mieć z tobą dziecko".

Październik

Zablokowałam konto na FB. Nie mogę jeść. Sąsiadka zapytała dziś, czy idę na referendum. Nie wiedziałam, że jest referendum, wypadłam z obiegu. Odmówiłam Wiktorii bycia świadkiem na ślubie. Nie zniosę tłumu ludzi, nie powinnam wystawiać się w kościele na widok podglądacza.

Nie mogę spać. Wypadają mi włosy. Powiedziałam o wszystkim szwagrowi, trochę mi ulżyło. Dziś w nocy cztery głuche telefony. SMS: "Gdziekolwiek jestem, myślę tylko o Tobie. Oszaleję. Zabiję się". Nad ranem wiadomość "Zastanawiam się: sznur czy gaz? Jesteś okrutna, będziesz się smażyła w piekle".

Listopad

Już wiem, kto to jest i jak wygląda. Mąż siostry swoimi drogami zdobył dane na policji. M. ma 37 lat, niekarany, mieszka na Saskiej Kępie. Nazwisko nic mi nie mówi. Przesłuchali go. Powiedział, że jestem wariatką, że sama go sprowokowałam i daję nadzieję. Pokazał moje zdjęcie ze sklepu. Jestem na nim ubrana w obcisły golf. M. zeznał, że dla niego ubieram się tak seksownie, napisałam mu to w mailu. Kiedy zrobił to zdjęcie i czy policjanci nie byli zdziwieni, że M. mnie szpieguje? Przecież nie miał żadnych maili na dowód, więc dlaczego mu uwierzyli? Sprawę umorzono.

Szwagier był wściekły: "Jest inny sposób, załatwimy to po męsku". Nie mam już siły. Mama się zamartwia, wie o wszystkim. A ja boję się o jej serce. Jestem na urlopie i wiem, że nie wrócę do salonu. Powód? Straciłam węch, czyli coś w perfumerii niezbędnego. Siostra zaproponowała, żebym wzięła pracę na zlecenie w jej biurze tłumaczeń. Zgodziłam się, przynajmniej nie będę musiała wychodzić z domu. Nie otwieram skrzynki e-mailowej. Piję coraz więcej. Po butelce wina napisałam M.: "Zabiję cię, jeśli nie przestaniesz".

Grudzień

Nie chcę jechać na święta do mamy, wszyscy będą interesować się moją sprawą. Poza tym jak pokonam drogę z domu na parking? Albo jak zatrzymam się na tankowanie? Przecież on może czekać na mnie za dystrybutorem. Na pewno stoi teraz pod moimi drzwiami. Wejdzie tu i mnie zabije albo zgwałci. Muszę podkręcić głośniej muzykę. Nie wejdę do wanny, nie chcę, żeby on widział mnie nago, gdy tu wtargnie. Umyję się chusteczkami.

Dziś do moich zakupów, które przyniósł posłaniec z supermarketu, M. dorzucił nóż. Nie zamawiałam go, a był tam. M. przekupił posłańca? Jest inteligentny i ma ładny głos. Kiedy dzwoni, mówi: "Zrobię dla ciebie wszystko, będziesz moją królową".

Po co odbieram? Bo mi już wszystko jedno. Bo to dobra zabawa. Bo zwariowałam? M. przysłał dziś SMS: "Wytaczam ci proces o groźby karalne". Jest sprytny. I przystojny, naprawdę, widziałam zdjęcia. Może za niego wyjdę? Chcę się zabić. Mam dość.

Zgodziłam się na wizytę u psychologa pod warunkiem, że przyjedzie do mnie. Siostra to na mnie wymogła. Powiedziała, że mama jest bliska zawału. Szantażystka. Wszyscy mnie szantażują. Wszyscy nienawidzą. Tylko M. mnie kocha... 

-----

Po rozmowie z psychologiem i prawnikiem Katarzyna zdecydowała się zebrać mocniejsze dowody przeciwko stalkerowi. Nagrywa rozmowy, przechowuje maile, prowadzi statystyki. Do dziś nie zgłasza się na policję, żeby M. się nie zorientował i nie wyciszył. Wie, że jeśli sama sobie nie pomoże, nikt jej nie ochroni. Bierze lekarstwa i spotyka się z terapeutą. Jednak M. nie ustaje. Jego ostatni SMS brzmiał: "W końcu zrozumiesz, że jestem twoim przeznaczeniem".



Nie masz prawa żyć

Weronika, 40-latka, mieszka we Wrocławiu, jest doradcą bankowym. Sama wychowuje syna. Półtora roku temu zakończyła związek z Aleksandrem, grafikiem. Nie przypuszczała, że to będzie początek niekończących się kłopotów...

-----

Listopad 2012

"Wera, to był błąd, dajmy sobie jeszcze jedną szansę". Nie, to nie był błąd, musiałam tak zrobić. Rok wystarczył, żebym przekonała się, jaki jesteś... Mogłabym mu to jeszcze raz wytłumaczyć, odpisać na SMS i na następny: "Wciąż myślę, co straciliśmy, porozmawiaj ze mną".

Nie chcę rozmawiać. Muszę się pozbierać, złapać oddech. Mam dziecko, które w tym roku idzie do gimnazjum, powinnam się skupić na nim. Sprzykrzyło mi się finansowanie faceta, który nie traktuje pracy poważnie, pożycza samochód i oddaje go z pustym bakiem. Gdzie honor, gdzie ambicja? Mam dość agresji Aleksandra wobec mojego syna. Po kolejnych awanturach tłumaczył, że chłopak musi wiedzieć, co to twarda ręka. To rozstanie było konieczne. Nie będę odpowiadać na SMS-y.

Tydzień później

"Zmieniłaś kurtkę na kożuszek, dobrze, jest już zimno. Pada śnieg, a ja myślę o ostatnich świętach. Pamiętasz spacer w lesie?" Pamiętam. Ale te komentarze pod moimi zdjęciami na Facebooku nie zdadzą się na nic. Zadzwoniłam do Aleksandra, żeby sobie darował. Nie chcę na moim profilu uwag w stylu: "Zuza, Piotrek, jesteście tam? Uściskajcie Wiki ode mnie. Ona nie chce ze mną gadać. Wciąż ją kocham".

Nasi przyjaciele są jego BYŁYMI przyjaciółmi, głupio się czuję, kiedy Zuzka pyta: "Dlaczego tak się na niego zawzięłaś, nie bądź wiedźmą, pogadaj dla świętego spokoju". Nie zrobię tego. Poprosiłam przyjaciół o wyrozumiałość. Zmieniłam numer synowi, bo i do niego Olek wydzwaniał. Przysłał nam katalog z biura podróży, w którym kiedyś wybieraliśmy wakacje. Nie, nie będzie już wspólnych wyjazdów. Żałosna aluzja.

Po trzech dniach

Kolejny wpis na FB, pod zdjęciem z imprezy, na którą zaprosili mnie sąsiedzi: "Widzę, że dobry humor cię nie opuszcza. Ja takiego świetnego samopoczucia nie mam. Nie odbierasz, spławiasz mnie. Pogadajmy, to dla mnie ważne". Wystarczy. Usunęłam go z grona znajomych i zablokowałam mu wejście na swoje konto. Przykro mi, sam się prosił.

Dziś dostałam siedem SMS-ów tej samej treści: "W sobotę o 18 w naszym miejscu. Błagam, przyjdź". Czy on naprawdę nie rozumie, że to koniec? Zmieniłabym swój numer, ale ma go zbyt dużo klientów. To poważni ludzie, zajmuję się prestiżowymi sprawami, nie mogę robić z siebie wariatki. Syn mówi, że chyba widział Aleksandra pod szkołą, ale może mu się przywidziało. Zaraz, czy on mi oddał klucze do mieszkania? Chciałabym, żeby ta sprawa już się skończyła.

Zapisałam się na rosyjski. Muszę się czymś zająć. Raczej chcę, a nie muszę. Jestem panią swojego życia, nikt nie będzie mną manipulował.

Niedziela, po kilku dniach

"Nie było cię! Czekałem dwie godziny!" Jezu, jak on się dostał na moje konto?! Przecież go wyrzuciłam. Piszę do ludzi z Facebooka, dopytuję, jak to się mogło stać i co mam robić, żeby facet dał mi spokój. Skrzynkę mailową mam zawaloną listami od Aleksandra. Czy da się zablokować pocztę przed konkretnym nadawcą? Nie, to chyba bez sensu. Przerzucać jego listy automatycznie do kosza? Poproszę syna, żeby mi to ustawił. Albo lepiej nie, nie będę go mieszać, niech zajmie się matmą, grozi mu jedynka na półrocze.

Zadzwonię to tego kretyna, powiem, że przesadza. Miałam jechać ze znajomymi do Zakopanego, zrezygnowałam. Nie chce mi się. Na pocieszenie zjadłam czekoladę. Mam nadzieję, że moje odchudzanie nie weźmie w łeb. Czy ja mogę się jeszcze podobać mężczyznom? Czterdzieści lat...

Miesiąc później, grudzień

"Każdy ma prawo do drugiej szansy" - kartka w kieszeni mojego płaszcza. Wszedł do mojego pokoju w pracy, gdy mnie nie było?! Nikt go nie zatrzymał, nie zauważył?! A może zauważył, tylko nie zareagował, przecież to "mój facet", nie informowałam o zerwaniu. Ta kartka mnie przeraziła. Odwołałam spotkanie z klientką, pierwszy raz mi się to zdarzyło. Aleksander wydzwania do Zuzy, Piotra, do jeszcze kilku znajomych, prosi o mediacje.

Chyba odpiszę na jego mail, i tak długo byłam twarda. Może zrozumie, że musi przestać, nic nie wskóra. W sumie to inteligentny facet. Przecież za coś go kochałam. Czemu nie mogliśmy rozstać się po ludzku? A może on rzeczywiście wciąż mnie kocha, może po prostu się pogubił... Kurier przyniósł paczkę. Prezenty świąteczne - kolczyki dla mnie, konsola dla syna. Odesłałam.

Luty 2013

"Kurwa i złodziejka" - zadzwonił do mnie administrator budynku, ktoś napisał mi to na drzwiach, sąsiadka zmyła, na szczęście było kredą, ale powinnam uważać. Wbiło mnie w fotel. Czy administrator zrobił zdjęcie? Poznałabym charakter pisma! Moje drzwi są na widoku, ilu sąsiadów to przeczytało?! Mam nadzieję, że syn nie widział. Co się dzieje?! Aleksander nie jest wariatem, może to nie on? A może to niezadowolony klient? Ale przecież ja takich nie mam, nikomu nic nie zrobiłam! Jednak Aleksander?

W mailu od niego pytanie: czy to już rzeczywiście koniec? Czy ma skasować wszystkie nasze zdjęcia? Także te WIADOME? To podkreślił. Zdjęcia, których nie powinniśmy zrobić. Upiliśmy się, na plaży nie było nikogo oprócz nas, dwie fotki, których potem wstydziłam się oglądać. Czy on to chce teraz wykorzystać, o to chodzi w tym niby-niewinnym pytaniu?! A jak zobaczy syn, szef? Przecież może rozesłać to mailem znajomym. Albo umieścić na swoim profilu na FB.

Odpisałam: "Zniszcz wszystkie zdjęcia". Jego odpowiedź: "Chciałabyś, prawda?". Wzięłam tabletki na uspokojenie. Znowu jem słodycze. Kupiłam zapas książek, żeby zabić bezsenność, ale nie mogę skupić się na czytaniu.

Kwiecień

"Powiedz gnojowi, że ma bardzo ładny samochód". Krótki SMS. Mojemu znajomemu, który chciał mnie odwieźć do domu, ktoś przebił oponę. Prostacka zagrywka. Nie powiedziałam, kogo podejrzewam. Jak to udowodnię? Zacięłam się. Nie odpowiadam na zaczepki Aleksandra, żadne listy, nie odbieram telefonów. Co dwa dni muszę opróżniać automatyczną sekretarkę, kasuję wszystko. Staram się więc oddzwaniać na nieodebrane połączenia, żeby nie przegapić ważnej sprawy. To mi zajmuje mnóstwo czasu. A powinnam pomóc synowi w matematyce.

W pracy jestem roztrzęsiona. Irytują mnie telefony klientów, ale muszę je odbierać. Na każdy sygnał telefonu spinam się, bo myślę, że to ON. W szufladzie trzymam tabletki uspokajające i snickersy. Zrezygnowałam z rosyjskiego. Odezwała się wychowawczyni syna. Niepotrzebnie przelałam pieniądze na zieloną szkołę. Przecież ktoś już raz zapłacił. Skąd ten KTOŚ wiedział, jaka kwota i że jest taki wyjazd? Facebook syna?

Zajrzałam. Nie, nie pisał nic o wyjeździe, a tym bardziej, ile to ma kosztować. Drań jakoś się dowiedział. Rozpytuje kolegów, rodziców kolegów?! Co mi chce pokazać - że wciąż ma wpływ na nasze życie? Jezu, jest mi coraz ciężej. Jak mogłam kochać takiego człowieka? Nienawidzę go.

Czerwiec

Miałam poufną rozmowę z moim szefem. Ktoś dzwonił do sekretariatu zarządu. Widziano mnie w kasynie - bardzo ciekawe, skąd urzędnik bankowy ma pieniądze na hazard, a w ogóle czy taka osoba może doradzać w sprawach finansowych. "Oczywiście to nonsens, pani Weroniko, ale niech się pani rozejrzy, czy ktoś w otoczeniu źle pani nie życzy". Szef był miły, ale czujny. Wyszłam i wybuchnęłam płaczem. Co za podłość! Aleksander! No bo kto, jeśli nie on?! Zadzwoniłam natychmiast. Zaparł się. Ale powiedział, że jeśli potrzebuję pocieszenia, przyjedzie za kwadrans. Nie potrzebuję, odp... się!

Kilka dni później weszłam do domu, usiadłam na kanapie. I nagle oblał mnie pot. Na podłodze leżały puzzle ułożone w skończony obraz. Poprzedniego wieczoru układaliśmy je z synem, przerwaliśmy i mieliśmy dokończyć dziś. Zerwałam się, przeszukałam dom. Myślałam, że nie znajdę nic więcej, nawet zaczęłam myśleć, że coś mi się pokręciło. I wtedy weszłam do łazienki. Na środku podłogi leżała rączka od prysznica, wąż był przecięty. Postanowiłam zawiadomić policję.

Kilka dni później

Nie zawiadomiłam. Odradziła mi mama. Pewnie usłyszę, że to są sprawy "rodzinne". Przyznałam jej rację, nie mam dowodów. Opowieść o puzzlach rozśmieszy. Poza tym mogłam wyegzekwować zwrot kluczy. Najem się wstydu, a nerwy i tak mam już zszarpane. Boli mnie lewa pierś, powinnam zrobić mammografię. Niczego nie wyczuwam, ale jeśli to rak? Nachodzą mnie depresyjne myśli. Jestem pewna, że Aleksander mnie śledzi. Może trzeba przeprowadzić się do innego miasta?

Wrzesień

Zastukał do drzwi o siódmej rano. Nie otworzyłam. Odczekał. Znowu zastukał. Kazałam mu odejść. Płakałam. Potem krzyczałam. On powiedział cicho: "Zlituj się, porozmawiaj ze mną, nie mogę bez ciebie żyć". Powtórzyłam: "Idź sobie, jesteś podły". Wtedy on wrzasnął: "Zabiję ciebie albo siebie. Twój dzieciak nie zazna spokoju!".

Osunęłam się na podłogę. Wtedy przyszedł syn. Szeptem zapytał, czy ON jeszcze tam jest. Miał coś w dłoni, podał mi dyktafon. Powiedział: "Sprowokuj go, żeby powiedział to jeszcze raz, guzik jest włączony, nagraj". I ja tak zrobiłam. Mam na taśmie słowa: "Taka suka jak ty nie ma prawa żyć".

Nie wiem, czy wykorzystam nagranie. Przecież on faktycznie może mnie za to zabić. Ale mój syn powiedział: "Mamo, damy radę. Załatwimy go". Postanowiłam mu uwierzyć. 

-----

Weronika wiosną zgłosi sprawę do prokuratury, jest w kontakcie z prawnikiem, gromadzi dowody. Mimo wsparcia adwokata boi się o siebie i dziecko. Rozważa kupno mieszkania na północy kraju lub wyjazd za granicę. Miesiąc temu ktoś wybił szybę w jej samochodzie, na tylnym siedzeniu znalazła martwą mysz.

Agnieszka Litorowicz - Siegert

TWÓJ STYL 4/2014

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: stalking
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy