Reklama

​Katarzyna Simonienko: Las cię zrozumie

Kąpiel leśna jest bardzo bezpieczna, nie wymaga umiejętności terapeutycznych - mówi Katarzyna Simonienko /archiwum prywatne

Gdzie można znaleźć zdrowie, spokój, poczucie bezpieczeństwa? W lesie! Katarzyna Simonienko, psychiatra, ale także przyrodniczka i przewodniczka po Puszczy Białowieskiej, stworzyła Centrum Terapii Lasem. W książce "Nerwy w las" pisze o tym, jak się wyciszyć, pokonać stres, zaczerpnąć z dobra natury.

Katarzyna Droga, Styl.pl: Jakim sposobem psychiatra, pani doktor z dorobkiem naukowym, trafiła do lasu?

Katarzyna Simonienko: Ja las znam od zawsze! Ciekawił mnie od dziecka. Wychowywałam się w małej miejscowości, gdzie był starodrzew, stuletnie lipy zamieszkałe przez sowy i wiewiórki. Jeździliśmy z rodzicami na grzyby. Potem, już z mężem, zajmowaliśmy się fotografią przyrodniczą, uzyskałam uprawnienia przewodnika po Białowieskim Parku Narodowym. Długo oddzielałam medycynę od przyrody, ale pewne zdarzenie naprowadziło mnie na myśl, że to się łączy.

Reklama

- Mieliśmy okazję spotkać w Białowieży niemieckiego pisarza i leśnika Petera Wohllebena. Odbyliśmy tu, w gronie humanistów, pisarzy i naukowców, pasjonującą dyskusję o różnorodności pierwotnego lasu, o tym, że go mierzymy, opisujemy parametrami obiektywnymi, ale jednocześnie odbieramy w sposób subiektywny, każdy inaczej. Pomyślałam wtedy, że w psychiatrii jest podobnie: zajmujemy się bardzo konkretnymi rzeczami, mierzalnymi, jak choćby poziom hormonu stresu czy neuroprzekaźniki, ale kwintesencją jest bardzo subiektywne samopoczucie konkretnej osoby, jej radość, szczęście, spokój, nie da się tego oddzielić.

- Tak mnie to poruszyło, że następnego dnia przewertowałam internet i znalazłam treści dotyczące terapii lasem. Tydzień później pisałam pracę poglądową, miesiąc później miałam 60 stron, po roku powstała monografia naukowa. Niedawno się ukazała.

I stworzyła pani Centrum Terapii Lasem. Korzystała pani z doświadczeń zagranicznych?

- Opierałam się głównie na danych japońskich, oni mają dobrze opisaną metodologię i bardzo bogate badania. Bazowałam na tym jak naukowcy japońscy i koreańscy widzą kąpiel leśną, także na swoim doświadczeniu psychiatry i przyrodnika, opracowałam własną metodę.

- Pojechałam na kongres w Finlandii "International Forest Therapy Days" gdzie miałam możliwość spotkać się z naukowcami z całego świata, a potem na certyfikujący kurs przewodnika kąpieli leśnej, który odbywał się w Irlandii. Bardzo budujące było dla mnie to, że nasze metody pracy okazały się zbliżone. Nurt terapii lasem rozwija się na całym świecie i będzie coraz bardziej potrzebny.

Do walki z dolegliwościami, których przysporzyliśmy sobie sami, odcinając się od natury?

- Tak. Widać to bardzo dobrze teraz, kiedy za sprawą pandemii jesteśmy odcięci od wielu relacji społecznych, natomiast bardzo przykuci do cyberprzestrzeni. Obserwujemy duże nasilenie fobii społecznych, uzależnień od technologii, od mediów społecznościowych, wycofanie młodzieży z relacji z rówieśnikami, mnóstwo depresji, obniżonej samooceny, lęków - lawina.

Jak izolacja działa na człowieka?

- Można to zobaczyć w warunkach laboratorium, obserwując zwierzęta zamknięte na małej przestrzeni. Dostają wszystko co im potrzeba, by przeżyć: wodę, karmę i trochę ruchu, ale jeśli wcześniej były wolne, w zamknięciu zaczynają się zachowywać agresywnie i autoagresywnie. Okaleczają się, wydzierają sobie futro.

- A my ludzie tak bardzo nie różnimy się od innych gatunków ssaków, fizjologiczna i biochemiczna strona bytu, to jest dokładnie to samo: kortyzol, adrenalina, kanalizowanie negatywnych emocji... My też często kierujemy gniew i złość nie na zewnątrz, ale do siebie i to jest bardzo niszczące. Do tego w zamknięciu mamy niedostatecznie pobudzany układ nagrody, a kiedy tak się dzieje, zaczynamy szukać zastępstwa i dostarczać sobie bodźców patologicznych, czyli alkoholu, uzależniamy się od internetu, hazardu, seksu, także płatnego. Po to, by dostarczyć sobie dopaminy, pobudzić układ nagrody, rozładować stres.

- To, co możemy zrobić, to wrócić do mechanizmów pierwotnych, dostarczać sobie dopaminy w sposób naturalny. Jeśli chcemy mieć trofeum, zamiast zakupów w galerii spróbujmy zrobić obserwację przyrodniczą, fajne zdjęcia w plenerze, zainteresujmy się ptakami, sportem na łonie natury. To oczywiście nie jest rada dla osób, które są już w dużym kryzysie czy depresji, ale jeśli czujemy, że zaczynamy się spinać, ostatni dzwonek, żeby o tym pomyśleć i zadziałać. Las to świetna profilaktyka i terapia!

W jakich dolegliwościach pomaga?

- Na pewno w stanach emocjonalnych, w których towarzyszy nam niepokój i wzmożone pobudzenie nerwowe. Przy mobbingu w pracy, wypaleniu zawodowym, ale też presji jaką wywierają terminy, które mogą prowadzić do zaburzeń lękowych uogólnionych, a nawet do napadów lęku panicznego.

- Badania potwierdzają, że korzyści z lasu wynoszą osoby z PTSD (zespół stresu pourazowego), pacjenci walczący z uzależnieniami, cierpiący na łagodne zaburzenia depresyjne i ogólnie osoby wysoko wrażliwe, które mają trudności w adaptacji do różnych warunków życiowych. Jeśli ktoś ma kruche ego, niską samoocenę, w lesie może pobyć sam ze sobą, bez ocen, konkurencji i nadmiernych bodźców. Jeśli chodzi o choroby somatyczne, las pomaga nabrać odporności przy podatnościach na infekcje, pomaga przy chorobach zwyrodnieniowych, cukrzycy, nadciśnieniu, otyłości, nawet przy chorobach autoagresywnych dotyczących skóry.


Jak korzystać z tych dobrodziejstw czytamy w książce "Nerwy w las". Jaki cel przyświecał pani przy pisaniu?

- Najkrócej mówiąc, wzajemne poznanie się i zbudowanie relacji z naturą. Wydaje mi się, że jeśli coś sobie oswoimy, to też będzie na tyle ważne, że zaczniemy o to dbać. Nie mam wątpliwości, że las o nas zadba i może nam wiele dać. Ważne też, żeby stał się czymś istotnym, na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, intelektualnej, żeby zbudować dojrzałą relację między człowiekiem a przyrodą. To bardzo potrzebne w naszych czasach, kiedy mamy pandemię i jesteśmy coraz bardziej nerwowi.

"Nerwy, nerwus" - ma pani ciekawą koncepcję o pochodzeniu słowa.

- Od wielu lat interesuję się kulturą celtycką i w moich poszukiwaniach trafiłam na plemię zwane Nerwiami. Był to naród krewki. Twardzi przeciwnicy, walczyły tam i kobiety, i mężczyźni, potrafili iść do walki nago, pomalowani farbą i bić się do ostatniej kropli krwi. Uwielbiali biżuterię, wzory, barwy, byli spontaniczni. Są opisywani jako naród waleczny i drażliwy - i stąd zapewne słowo nerwus, stosowane wobec człowieka, którego łatwo wyprowadzić z równowagi i który reaguje emocjonalnie.

- Celtowie mieli też ogromną wrażliwość, jeśli chodzi o poezję, o relacje z naturą, powiedziałabym też że to była "neuroczułość". Ich filozofia jest zupełnie inna od naszej, bardziej opiera się na połączeniu niż kategoryzowaniu. To widać nawet w ich wzornictwie, gdzie dominują plecionki, spirale, świat się składa z różnych aspektów. Warto zaczerpnąć i z tej przestrzeni. A nerwy w las, idźmy w naturę, żeby się wyciszyć, uspokoić.

Co można robić w lesie bez instruktora, samodzielnie?

- Kąpiel leśna jest bardzo bezpieczna, nie wymaga umiejętności terapeutycznych - to po prostu uważny spacer z zaangażowaniem wszystkich zmysłów. Można w lesie trenować uważność, skupić się na tym co dzieje się z naszym ciałem w relacji z przyrodą. Możemy też po prostu przemyśleć ważne sprawy, bo w lesie trochę inaczej pracuje mózg, zwiększają się kompetencje poznawcze, uważność, zmniejsza się poziom stresu  i rzeczy, które się nam wydały skomplikowane, nagle się układają.

- Bardzo fajna rzecz, to obserwacja, na przykład ornitologia terapeutyczna, wcześniej znana na zachodzie, w Polsce rozpropagowana przez książkę psychiatry, doktora Murawca i profesora Tryjanowskiego. Udowodniają, że kiedy obserwujemy ptaki, włącza nam się tzw. miękka fascynacja, która odpręża i usprawnia nasze funkcjonowanie. Leśna terapia nie jest tylko nastawiona na przyjemność, lecz włącza różne techniki psychoterapeutyczne, medytacje, rozluźnianie ciała, pracę z oddechem.

- Chodzi o to, by maksymalnie skorzystać z relacji z przyrodą, a przy tym odwołać się do kreatywności. Żebyśmy nie tylko brali, lecz także pomyśleli, co my możemy zrobić dla przyrody. To jest ważne.

Jak szukać w lesie poczucia bezpieczeństwa? Dowiesz się na kolejnej stronie>>>

Tymczasem zachowujemy się jak "zbuntowany nastolatek". To metafora z pani książki, co oznacza?

- Mam wrażenie, że nasza relacja z przyrodą przebiega trochę jak proces dojrzewania. Jako dziecko jesteśmy w zależności od rodzica - czasem czujemy się w tym dobrze i bezpiecznie, ale czasem ta relacja może rodzić złość, bo rodzic wiele daje, ale bywa surowy. Tak przez długi czas wyglądał kontakt człowieka z przyrodą. Otrzymywaliśmy od niej bardzo dużo: zdrową żywność, wodę, czyste powietrze, budulec na schronienie, ale nagle mogła rozpętać się burza, pożar, wichura, powódź. To był rodzic, który warunkował przetrwanie, ale budził bunt.

- Ludzkość dorosła i wymyśliła sobie patriarchalną filozofię, że to my mamy sobie czynić ziemię poddaną. Skoro mamy teraz siłę, to jej pokażemy! Zachowujemy się jak nastolatek, który się buntuje i neguje wszystkie uwagi rodziców. Tak jak pacjent, który czasem podczas  procesu psychoterapeutycznego zaczyna dewaluować wszystko ze swojej przeszłości - jest czarne albo białe, rodzic był albo całkowicie krzywdzący albo zbyt opiekuńczy. 

- A zdrowa relacja nie polega ani na całkowitym odrzuceniu ani na podporządkowaniu się, ale na zauważeniu, że możemy być sobie wzajemnie potrzebni i na tej kanwie budować miłość i szacunek. Chyba zaczynamy  zmierzać w kierunku tej dojrzałości, świadomość ekologiczna to pierwszy krok.. Późno to się dzieje, bardzo dużo już zniszczyliśmy, ta matka ziemia się przez nas nacierpiała, ale mam nadzieję, że pójdziemy po rozum do głowy i zaczniemy do tej relacji dojrzewać.

Jak szukać w lesie poczucia bezpieczeństwa, skoro w bajkach i w naturze bywa niebezpieczny?

- Jeśli w dzieciństwie nasiąkliśmy opowieściami o tym, że w las jest straszny, to trudno się z tego wyzwolić, ale jest to możliwe i wymaga oswojenia z przyrodą. Żebyśmy przestali czegoś bać, to musimy się tego nauczyć, bo często boimy się nieznanego. Straszne są drapieżniki, przestrzenie, w których możemy się zgubić, ale gdy wiemy jak zachowują się  zwierzęta, jaki jest teren, mamy wiedzę dotyczącą tego, jak się poruszać po lesie, strach znika.

- A las daje poczucie  bezpieczeństwa  w kontekście społecznym. Nasze społeczeństwo jest bardzo oceniające, nacechowane ogromną gadatliwością - każdy może dziś być w mediach społecznościowych  być dziennikarzem, pisarzem, wypowiadać się hejtować, komentować i tak tworzy się hałas informacyjno - emocjonalny.  W lesie tego nie ma. Tam jesteśmy sobą, nikt tam nas nie ocenia,  tam jest przestrzeń na to, żebyśmy byli jacy jesteśmy.

- W lesie rosną różne drzewa, nie tylko proste, te co mają podkręcony kolor i dobrze prezentują się na Instagramie. Są i połamane i krzywulce, i te z grzybem. Wszystko tu pasuje. Żyjemy teraz w świecie skrajności i poglądy, którymi się posługujemy też są skrajne, a las nas o nic nie pyta, jakiej jesteś orientacji a jakie nasz poglądy. Tam się jest i czasem to wystarczy.

- A w naszej podświadomości mamy mechanizmy, które uruchamiają się w środowisku ewolucyjnie naturalnym. Dostajemy informacje: jesteś w swojej niszy  ekologicznej, tu masz pożywienie, tu masz pokarm, tu masz z czego zbudować schronienie. Tu twój gatunek żył od lat, jesteś u siebie. I to daje nam to poczucie bezpieczeństwa, chociaż dociera to do nas nieświadomie, bo realnie może nie rozniecilibyśmy ognia bez zapałek.

Pisze pani o archetypach, które wiążą się z lasem.

- Las może być matką, mędrcem, miejscem próby dojrzałości, powrotem do domu. Tych archetypów jest dużo. Bardzo lubię te metafory, bo one dużo mnie uczą o sobie, ale i o życiu. Widzę jak przyroda radzi sobie z różnymi rzeczami i mogę się zastanowić czy wyjście, które wybrałam jest jedyne słuszne czy można inaczej. 

- Las to taka nieskończona książka, w której można znaleźć odpowiedzi na liczne pytania, niewyczerpana skarbnica wiedzy.

Pani mieszka pod lasem?

- Właśnie patrzę na niego. Las mam naprzeciwko płotu i jestem w nim kilka razy dziennie, widzę jak się zmienia. Kiedyś ulubiona porą roku w lesie  była wiosna. Jak byłam młodsza i mniej świadoma wszystkiego. Teraz od paru lat jest inaczej, każda jest ulubiona, w każdej potrafię się zatracić i podziwiać.

- To kwestia dojrzałości i widzę potencjał w starzeniu się, w tym że coś jest kruche i przemijalne. Nie widzę w tym problemu, pasuje mi  moja przemijalność, starzeję się i dobrze się z tym czuję, i to jest dobre dostosowane do naturalnego rytmu. Las nigdy mnie nie nuży, wchodzę i on ode mnie niczego nie chce, rozumie mnie,  mówi odczep się i odpoczywaj.

Zobacz także:

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy