Reklama

Katarzyna Michalak: Zło nie ma sumienia

Absolutnie nie rozumiem kobiet, które dają sobą pomiatać, są bite, gwałcone i poniżane przez swoich "ukochanych". One mają przecież wybór, mogą uciec, zacząć życie od nowa. Tutaj mogę usłyszeć: "Jej łatwo powiedzieć, bo ona nie wie...". Otóż wiem - mówi Katarzyna Michalak, autorka bestsellerowych książek, w tym ostatniej - "Leśna polana", w której porusza między innymi kwestię przemocy domowej i wpływu na życie jej ofiar.

Agnieszka Łopatowska, Styl.pl: Bohaterowie pani najnowszej książki "Leśna polana" to ludzie ciężko doświadczeni przez los, już od najmłodszych lat. Wierzy pani, że to, co dzieje się w dzieciństwie, determinuje całe nasze dorosłe życie?

Katarzyna Michalak: - I tak, i nie. Z jednej strony to, co przeżyliśmy w dzieciństwie zostaje w nas na zawsze, szczególnie jeśli są to tak dramatyczne przeżycia jak katowanie przez najbliższych, z drugiej będąc dorosłymi nie możemy naszych błędów, potknięć, słabości i zła tłumaczyć trudnym dzieciństwem. Żyjemy w czasach, gdy każdy - jeśli tylko chce - może "wyjść na ludzi". Łatwiej jednak za wszystkie porażki i niepowodzenia obwiniać rodziców, dziadków, babcie, ciotki, księdza czy nauczycieli, niż przyznać się przed samym sobą, że jest się leniem bez ambicji.

Reklama

- Znam wielu wspaniałych ludzi, którzy mieli koszmarne dzieciństwo. Znam kobietę, która jako mała dziewczynka była przez najbliższą osobę bita dotąd, aż ta osoba się zmęczyła, bo: "nie płaczesz, nie krzyczysz i nie prosisz o litość". Ta kobieta, mimo takiej traumy, jest naprawdę świetnym człowiekiem, dobrą matką, cenionym menedżerem. Można więc zostawić za sobą przeszłość i odbić się od dna, tylko trzeba chcieć. I przyznać przed samym sobą, że nasz los jest w naszych rękach. Że my sami jesteśmy odpowiedzialni za to, co robimy tu i teraz.

Jak ważna pani zdaniem jest w naszym życiu rodzina? Poświęcamy jej wystarczająco dużo czasu i uwagi, czy mimo wszystko dążymy do tego, by się jak najszybciej usamodzielnić?

- Szczęśliwa, kochająca się rodzina to marzenie chyba każdego normalnego człowieka. Nie wierzę singlom, którzy mówią, że są uszczęśliwia ich samotność. Chociaż z drugiej strony ja wybrałam przecież samotne życie, samotne macierzyństwo. Uważam, że rolą rodzica jest dać dziecku jak najlepsze podstawy do samodzielnego życia - nie pieniądze, a wiedzę, wykształcenie i doświadczenie - zaś dziecko powinno dążyć do jak najszybszego usamodzielnienia się. To tylko u nas, w Polsce, 30-letni synek żyje na garnuszku mamusi, na Zachodzie dzieci pracują od 14. roku życia i jest to zupełnie normalne.

Często tkwimy w toksycznych relacjach, które nam bardzo ciążą - myśli pani, że to kwestia braku siły, odwagi czy pewnych uwarunkowań kulturowych, które nakazują nam być przykładnymi żonami / córkami / synowymi - mimo wszystko?

- Tak jak jestem w stanie zrozumieć dziecko, które jest zdane na swojego kata, tak absolutnie nie rozumiem kobiet, które dają sobą pomiatać, są bite, gwałcone i poniżane przez swoich "ukochanych". One mają przecież wybór, mogą uciec, zacząć życie od nowa. Tutaj mogę usłyszeć: "Jej łatwo powiedzieć, bo ona nie wie...". Otóż wiem. I owszem, miałam wybór: zostać we wspólnym domu i przeżywać piekło, albo odejść. Uciekać. Ratować siebie i dziecko. Bez namysłu wybrałam to drugie. Dlatego powtarzam: zgłębiam temat kobiet maltretowanych na własne życzenie, ale nie jestem jeszcze w stanie ich zrozumieć. Można być uzależnionym od używek, od seksu, od... czegokolwiek, co sprawia przyjemność. Ale od katowania przez pijanego mężunia?! Od patrzenia, jak tatuś katuje dzieci?! Nie, nie jestem w stanie zrozumieć, że dzisiejsza kobieta, matka i żona, na to pozwala.

Ludzie nie zawsze są tacy, jakimi się wydają - próbują ukryć swoją wrażliwość, lub wręcz przeciwnie - cechy i czyny, które ciążą im na sumieniu. Czy zna pani sposób na dotarcie do prawdziwej twarzy danego człowieka?

- Do każdego nieznajomego podchodzę z życzliwą ciekawością. Nigdy nikogo nie oceniam "po okładce", bez względu na to kogo mam przed sobą - czy jest to łysy paker w tatuażach, czy obdarty bezdomny. Jeżeli tylko nie traktuje mnie agresywnie, ja rozmawiam z nim jak z równym sobie, po prostu jak z człowiekiem. Czasem, żeby "dotrzeć" do kogoś, jako pierwsza zaczynam się zwierzać ze swoich problemów i wtedy... staje się cud. Ten człowiek, kimkolwiek by był, otwiera się na mnie, nawiązuje się nić porozumienia, zrzuca maskę bandziora, czy wulgarnej prostytutki i ukazuje swoją prawdziwą, ludzką twarz. Przyznam, że ta moja życzliwa ciekawość przyciąga tak różne indywidua, że czasem sama siebie przerażam. Ostatnio zetknęłam się na przykład z przemytnikiem narkotyków w pociągu relacji... mniejsza o szczegóły. Dodam, że przemycał narkotyki w przedziale, w którym znaleźliśmy się we dwoje. Sami. Chyba tylko spokój i ta życzliwa ciekawość ("Dziwne, co ten facet robi? Dlaczego rozkręca nożem schowek pod sufitem? A, pewnie to jakiś technik... O, a dlaczego teraz wyciąga coś spod foteli? Jakieś małe paczuszki? Hmm... To chyba nie jest technik...") sprawiły, że przeżyłam to spotkanie.

- Gdy ten człowiek wybiegł z wagonu, ja - jeszcze w lekkim szoku - zadzwoniłam do zaprzyjaźnionego policjanta i zapytałam, czy rzeczywiście byłam świadkiem tego, czego byłam i co mam robić. On mi odpowiedział: "Pani Kasiu, pozostanie samej w tym wagonie to już nie jest odwaga, a głupota. Proszę natychmiast przejść do innego, pełnego ludzi, okej? Zrobi to pani dla mnie?". Dla zaprzyjaźnionych policjantów wszystko... Zabrałam swoje tobołki, usiadłam wśród "normalnych" podróżnych i tylko do końca drogi zastanawiałam się, dlaczego niektóre wagony są całkiem puste, a niektóre pełne ludzi. I co zrobiłby ten przemytnik, gdyby jego paczuszki znajdowały się pod moim siedzeniem. Poprosiłby uprzejmie, bym się na chwilę przesiadła?

Wierzy pani w przeznaczenie? Że jeśli komuś pisane jest dane miejsce, to prędzej czy później się w nim znajdzie, a jeśli ma się z kimś związać, to i tak los ich połączy?

- Wierzę w przeznaczenie i nie wierzę w przypadki. Miałam w swoim życiu tak przedziwne doświadczenia - nikt by mi nie uwierzył, gdybym je opisała jako prawdę, a nie fikcję literacką - że nie mogę nie wierzyć. Mamy wytyczone ścieżki, którymi podążamy do pewnego celu. Jednak powtarzam: ścieżki, a nie ścieżkę. Na każdym skrzyżowaniu to my podejmujemy decyzję, w którą stronę idziemy dalej. Prosto, w prawo, w lewo, a może wstecz? Chociaż, przyznaję bez bicia, że gdy zupełnie nie wiem, jakiego wyboru dokonać, biorę monetę i zdaję się na ślepy los. Przy czym - co nazywam "metodą basenową": "Synek, jeśli wypadnie reszka, idziemy na basen, jeśli orzeł, darujemy sobie dzisiaj" - rzucam monetą dotąd, aż wypadnie orzeł, czyli to, co podświadomie chciałam osiągnąć.

Jak znaleźć siebie, nie szukać substytutów związków, rodziny, szczęścia - jak czyni to na przykład książkowa Majka?

- Żeby odnaleźć siebie, trzeba zacząć siebie szukać. Zatrzymać się w pędzie za pieniędzmi, usiąść przed lustrem, albo nad kartką papieru i, będąc do bólu szczerą, rozmawiać ze sobą dotąd, aż się znajdzie odpowiedzi na wszystkie pytania. Ja wiele razy pisałam takie dialogi: ja - ona. Dzięki temu wiem, czego chcę, wiem, czego nienawidzę i na co się nie zgadzam. Wiem, co mi daje szczęście, a od czego - chociaż mogę świadomie nie zdawać sobie z tego sprawy - cierpię. Co mnie rani. Czym sama siebie ranię.

- To dobry punkt wyjścia do pracy nad sobą, do podejmowania życiowych decyzji. Nie zawsze wyjdą nam one na zdrowie, ale przynajmniej są nasze własne. Nie jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę losu, czy męża-sadysty. Zmiany kosztują. Cena spełnienia marzeń czasem jest wyższa, niż satysfakcja, gdy te marzenia się spełniają. Ale wyjście ze strefy komfortu, z toksycznej relacji, czy sytuacji, którą dręczymy się od lat jest warte każdej ceny.

Porusza pani także, oprócz braterstwa i więzi rodzinnych, kwestię przyjaźni - takiej na dobre i na złe. Jak ważna przyjaźń jest w pani życiu?

- Bardzo ważna. Czasem, gdy odwrócą się od ciebie najbliżsi, staniesz się rodzinną czarną owcą, pozostają przyjaciele, ale tylko tacy przez duże P. Naprawdę warto jest prawdziwe przyjaźnie pielęgnować, chociaż nie jest łatwo. Przyjaciela akceptuje się bezwarunkowo, z jego zaletami - to oczywiste, ale i z wadami, co jest już trudniejsze. W przyjaźni trzeba się nauczyć wyciągać jako pierwszy rękę na zgodę, co również nie jest takie łatwe, trzeba przyznać przyjacielowi prawo do słabości, umieć wybaczać potknięcia, ale przede wszystkim nie ranić. Nie uznaję "prawdy do bólu". Uważam, że jeśli mogę komuś oszczędzić takiej prawdy, która do niczego nie jest mu potrzebna, powinnam zmilczeć. I to właśnie robię.

W "Leśnej polanie" ojciec głównej bohaterki jest prześladowany w czasach komunistycznych przez jednego z funkcjonariuszy z katowni UB na Rakowieckiej w Warszawie - jak trafiła pani na historie osób tam więzionych?

- Ten temat chodził mi po głowie od czasu, gdy piszę powieść o Powstaniu Warszawskim. Miała się ona zakończyć właśnie w ubeckiej katowni. Mam sporą bibliografię na ten temat, ale nie chciałam jej jeszcze zgłębiać. To strasznie trudna lektura, rozbijająca psychicznie. W "Leśnej Polanie" zderzam zło totalne z totalnym dobrem. Do tego była mi potrzebna bestia w ludzkiej skórze i wtedy wpadła mi w oko niepozorna książka, stojąca właśnie na mojej półce: "X Pawilon. Katownia UB na Rakowieckiej" Stanisława Krupy. Przeczytałam ją w dwie godziny i... świat, jaki do tej pory znałam rozsypał się na kawałki.

- W tej książce nie ma drastycznych opisów tortur, jest pisana z dystansem, bez martyrologii i darcia szat, ale opisuje tak nieludzkie bestialstwo, z jakim traktowani byli więźniowie, czasem zupełnie niewinni, przypadkowi ludzie, że nie przypuszczałam, iż wtedy panowało tak straszne okrucieństwo, bezprawie i poczucie całkowitej bezkarności. Oczywiście znałam kulisy morderstw sądowych, popełnionych na generale Fieldorfie czy rotmistrzu Pileckim, ale ta książka opowiada o czymś zupełnie innym, nie o procesach pokazowych, a o codzienności w X Pawilonie, w której człowiek był niczym. Niesamowicie wstrząsnęła mną ta autobiografia i znalazłam w niej to, czego szukałam: czyste, bezgraniczne zło.

Jak ocenia pani polskie rozliczenie się z działaczami służb komunistycznych w Polsce, czy pani zdaniem ich ofiary zostały należycie zrehabilitowane, czy może po tylu latach powinniśmy już spuścić na tę część historii zasłonę milczenia, bo i tak nigdy już nie dojdziemy do prawdy o tamtych czasach?

- Myślę, że ofiarom - wszystkim ofiarom i ukraińskich rzeźników, i ubeckich katów, chowanym nocą w wykopanych pospiesznie dołach - jesteśmy winni przynajmniej pamięć. Powinniśmy zrobić wszystko, by odnaleźć te groby i przynajmniej godnie je pochować, a żyjącym zadośćuczynić wyrządzone im krzywdy. Po drugie prawda jest na wyciągnięcie ręki: w każdej bibliotece, czy księgarni można dostać książki, z jakich ja korzystałam, choćby właśnie "X Pawilon" Stanisława Krupy, czy "Bestie. Mordercy Polaków" Tadeusza Płużańskiego, wystarczy po tę prawdę sięgnąć.

- Mnie nie interesuje polityka, "Leśna Polana" jest całkowicie apolityczna, wyraźnie piszę, że w jednej celi siedzą i zagorzały komunista, i przypadkowo zgarnięty chłopak ze wsi, i szpieg, i działacz podziemia, i hitlerowiec. I oprawcy tak samo się nad nimi znęcają. Mnie interesowało, gdy pisałam tę książkę, zderzenie dobra ze złem. Pokazanie bestii, która morduje - wszystko jedno kogo i wszystko jedno w imię czego - dla przyjemności, i jej ofiar, które mimo okrutnych tortur pozostają ludźmi. Dobrymi ludźmi.

- Czy jest to potrzebne? Odpowiem komentarzami dwóch czytelniczek: "Pani Kasiu, stukrotne dzięki, że opisała pani co się działo na Rakowieckiej, co się działo w Polsce Ludowej. Młodzi chętnie czytają pani książki, a w tej mają okazję dowiedzieć się o tych strasznych czasach" i "Pani Kasiu, ta powieść jest pełna emocji, a ten fragment opisujący ubeckie praktyki przesłuchań więźniów jest poruszający do głębi. Jestem zachwycona, że mogę przeczytać o tej ciągle jeszcze przemilczanej prawdzie w pani powieści". No więc: prawda, czy przemilczana prawda? Czy zasłona milczenia została kiedykolwiek podniesiona, że jest co opuszczać? Bo moim zdaniem to są ciągle tematy tabu. Norwid napisał: "Narody tracąc pamięć, tracą życie". Nadchodzą ciężkie czasy. Jeśli jako naród chcemy przeżyć, najwyższy czas sobie przypomnieć...

Choć większość pani książek wpisuje się w nurt powieści obyczajowej, gdzie czytelnicy raczej spodziewają się szczęśliwego zakończenia, tu przekonuje ich pani, że zło nie odpuszcza. Nigdy. Nie denerwują się o to?

- To zadziwiające, bo myślałam, że moje czytelniczki - przeważnie są to przecież kobiety - nie dźwigną takich opisów, dramatu bitych dzieci, katowanych ludzi, ale okazuje się nie po raz pierwszy, że moje książki czytają mądre, silne, choć wrażliwe kobiety. "Leśna Polana" zbiera świetne recenzje, a ja dostaję wzruszające wpisy, że choć czytać o tym było trudno, to "dziękuję, że poruszyła pani ten temat". Staram się w powieściach być apolityczna, ale interesują mnie ludzie. Dobrzy i źli. Staram się "wejść" w moich bohaterów i antybohaterów (co w przypadku Adolfa Kuchty było prawie niemożliwe, bo poczuć się taką bestią, to jak zbrukać swoje własne ręce krwią niewinnych) i pokazać ich emocje. Jak odbierają to czytelniczki? Znów komentarz jednej z nich: "Jeśli o mnie chodzi, to w opisach z "Leśnej Polany" najbardziej poruszyły mnie te z punktu widzenia Adolfa Kuchty, bo pokazują okrucieństwo od strony oprawcy, co jest mocno szokujące i odmienne od tego, co się zwykle spotyka w książkach".

- A że zło nie odpuszcza nigdy? Przecież doskonale o tym wiemy. Tylko w powieści może zostać ukarane, ale w rzeczywistości pozostaje bezkarne i dożywa spokojnej, dostatniej starości, nie zawracając sobie głowy czymś takim jak poczucie winy czy wyrzuty sumienia. Zło nie ma sumienia. Tu posłużę się cytatem z Wikipedii o procesie jednego z najokrutniejszych katów UB, Józefa Różańskiego: "Sąd doszedł do przekonania, że dotychczasowy pobyt w więzieniu, aczkolwiek długi, nie spowodował pożądanych zmian w jego psychice. Skazany do dnia dzisiejszego nie zrozumiał i nie chce zrozumieć w pełni, na czym polegała jego wina i olbrzymia szkodliwość społeczna czynów przez niego popełnionych. Skazany do dnia dzisiejszego nie jest jeszcze w stanie w sposób definitywny potępić swoich antyhumanitarnych metod stosowanych przez niego wobec ludzi". I zakończenie tej historii, które pozostawię bez komentarza: "Po wyjściu z więzienia Józef Różański nie miał większych trudności ze znalezieniem pracy. Został urzędnikiem w Mennicy Państwowej w Warszawie, aż do przejścia na emeryturę w 1969. Nigdy nie wykazał skruchy z powodu popełnionych zbrodni".

"Leśna polana" to pierwszy tom Leśnej Trylogii - uchyli pani rąbka tajemnicy o tym, czego możemy się spodziewać w "Czerwieni jarzębin" i kiedy ona się pojawi?

- Staram się ze wszystkich sił, by drugi tom pojawił się już w lutym 2017, bo dziewczyny są naprawdę na mnie wściekłe za zakończenie tomu I (i wcale im się nie dziwię). Na szczęście już wiem, jak potoczą się losy Gabrysi i co się z nią stało, chociaż mam teraz problem z Wiktorem, którego właśnie aresztowano i nie bardzo wiem, jak mam go z więzienia wydostać.

- A tak na poważnie, to rozbita na trzy tomy jedna opowieść o trzech wspaniałych kobietach i trzech niezwykłych mężczyznach. Wiem już jak zakończy się tom drugi (o ile wydostanę Wiktora z więzienia) i wiem, że czytelniczki znów będą na mnie wściekłe o to, że przerywam akcję w takim miejscu...

Większość pani książek połączonych jest w trylogie - dzięki temu łatwiej jest przedstawić świat danych bohaterów czy to bardziej pragmatyczny zabieg, by zachować obowiązkowość w pisaniu?

- "Obowiązkowość w pisaniu" - tylko nie to! Pisanie to pasja, nie obowiązek. Umarłaby cała radość z wykonywania tej pracy, gdyby stała się ona obowiązkiem. Ja piszę, kiedy mnie najdzie natchnienie i ochota: w domu, na lotnisku i w centrum handlowym. Totalnie improwizuję i pozwalam sobie oraz moim bohaterom iść na całość. Nie wiem, co się wydarzy na następnej stronie, czy bohaterowie nie wywiną mi jakiegoś numeru, co więc mam powiedzieć o trzech tomach? A trylogie po prostu lubię. Nie za długie, nie za krótkie, takie w sam raz na opowiedzenie historii trzech przyjaciółek.

Pani książki cenione są przede wszystkim za silne emocje, które wywołują w czytelnikach, również dzięki mocnym zwrotom akcji - planuje je pani wcześniej, rozpisując książki na sceny, czy przychodzą już w trakcie pisania?

- Jak wspomniałam, rozplatam wątki, nie wiedząc, co się wydarzy, jak się one splotą. Poznaję bohaterów w pewnym punkcie ich życia i zaczynam zastanawiać się, w retrospekcjach, dlaczego tacy są, co ich w to miejsce sprowadziło, dlaczego postąpili tak, a nie inaczej. Intrygują mnie zupełnie tak, jak ludzie w rzeczywistości. Ta moja życzliwa ciekawość... Odkrywam ich historię, cały czas prowadząc akcję tu i teraz i nie wiedząc, co się wydarzy za chwilę. Uwielbiam to!

- Nigdy nic nie planuję, nie robię szkiców, a mimo to wszystkie wątki na końcu się logicznie łączą. Splatają w jedną całość. Kiedyś, pisząc potężny pięcioksiąg fantasy, "zabiłam" w drugim tomie głównego bohatera, zupełnie nie wiedząc, dlaczego to robię. Dopiero w czwartym olśniło mnie, dlaczego musiał zginąć i sama byłam zdziwiona, jak ten mój mózg wykombinował coś tak oczywistego, co dwa tomy wcześniej wydawało się absurdalne. (śmiech)

"Ciągle jestem małą dziewczynką, która siedzi pod stołem i jest w tamtym świecie" - powiedziała pani kiedyś. Jak buduje sobie pani światy, które opisuje? Zaczyna się od miejsc, wydarzeń, ludzi?

- Och, inspiracją może być wszystko. Jedno przypadkowe spotkanie, piosenka, zdjęcie na okładkę, tytuł... Mając pomysł zapisuję go w pliku "Przyszłe książki" i jest już tam ponad dwadzieścia pomysłów, czasem to tylko początek, czasami kilka pierwszych rozdziałów, albo nawet półtora tomu, jak w przypadku "Miasta Walecznych", tak więc pomysłów mi nie zabraknie, prędzej czasu na spisanie ich wszystkich. Chyba najpiękniejsze jest odkrywanie świata i ludzi, których opisuję, poznawanie ich historii. No i to, że zawsze, jeżeli zechcę, mogę zmienić ich los, na co w rzeczywistości nie mam przecież wpływu...

Co jest dla pani najbardziej ekscytujące w ludziach, ich historiach?

- Chyba ich intencje. Motywy postępowania. Dlaczego zrobili to, co zrobili - dobrego, czy złego. Jak radzili sobie w skrajnych sytuacjach. Poznałam w życiu mnóstwo zwyczajnych-niezwyczajnych ludzi, każda historia byłaby tematem na osobną powieść. Te spotkania nauczyły mnie jeszcze większej uważności na drugiego człowieka. Staram się postępować dobrze, zgodnie ze swoim sumieniem, nie ranić, nie krzywdzić, być po prostu dobrym człowiekiem i nigdy, ale to nigdy nie skreślać kogoś, nie poznawszy jego historii.

Nie waha się pani podjąć trudnych tematów: śmierci bliskich, choroby, prześladowań politycznych - czy jest temat, którym na pewno nie chciałaby się pani zająć?

- Przyznam, że od jakiegoś czasu przymierzam się do bardzo trudnego tematu, naprawdę trudnego, który będę pewnie odchorowywać parę miesięcy: to powieść o trzech kobietach, zmuszanych do prostytucji. Oparta na faktach. Na historii trzech prawdziwych kobiet, które przeżyły piekło. Książka bardzo potrzebna, bo los jednej z nich może się przydarzyć każdej z nas, naszej przyjaciółce, córce, siostrze... A czy jest temat, którym nie chciałabym się zająć? Owszem, temat ledwie draśnięty w "Leśnej Polanie", do którego muszę wrócić w "Mieście Walecznych": rzeź wołyńska, rzeź Woli i katownia na Rakowieckiej. Naprawdę nie chciałabym do tego wracać, ale jak wspomniałam: ofiary, do tej pory leżące w zapomnianych, zbiorowych mogiłach, zasługują przynajmniej na naszą pamięć, jeśli nie doczekały się ukarania zbrodniarzy. To jestem im winna.

Wyznała pani ostatnio, że zaczęła pisać autobiografię, która ma być wydana po pani śmierci - to żart czy taka książka powstaje naprawdę?

- To najprawdziwsza prawda. Miałam jakiś czas temu problemy ze zdrowiem i w pewnej chwili stwierdziłam, że czas zacząć pisać autobiografię, bo może mi tego czasu zabraknąć, a nie chcę, by ktoś inny grzebał w moim życiorysie. Będzie się działo, bo tego co przeżyłam, nie potrafiłaby wykreować nawet najbujniejsza wyobraźnia. Po prostu rzeczywistość czasem przerasta fikcję literacką. A dlaczego autobiografia zostanie wydana dopiero po mojej śmierci? Bo wystarczy, że będę musiała ją napisać, wcale nie chcę jej czytać. (śmiech)

Katarzyna Michalak, "Leśna polana". Wydawnictwo Znak Literanova. Premiera: listopad 2016 r.


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy