Reklama

Joanna Przetakiewicz: Na hejt trzeba sobie zasłużyć

Matka trójki dzieci, businesswoman, założycielka ruchu Era Nowych Kobiet. O sposobach na radzenie sobie z hejtem, stereotypach i świadomej relacji z sobą samą rozmawiamy z Joanną Przetakiewicz podczas premiery jej książki "Nie bałam się o tym rozmawiać".

Katarzyna Drelich, Styl.pl: Madeleine Albright powiedziała kiedyś, że "w piekle jest szczególne miejsce dla kobiet, które nie pomagają innym kobietom". Dlaczego wzajemne wsparcie wśród nas jest tak ważne?

Joanna Przetakiewicz: - Podczas pierwszego spotkania Ery Nowych Kobiet najbardziej zaskoczyło mnie to, że uczestniczki mówiły, jak bardzo w najtrudniejszych sytuacjach potrzebowały wsparcia innych kobiet i jak na próżno było go szukać. Ten temat wracał do mnie nieustannie podczas rozmów z bohaterkami książki, a także spotkań osobistych i online. Kobiety wcale nie potrzebują, żeby ktoś zbudował im dom, dał samochód - to nie o to chodzi. Najbardziej potrzebujemy ciepłego słowa, wsparcia, wysłuchania. To może się wydawać trywialne, może  też pojawić się pytanie czy słowo wsparcia włoży komuś jedzenie do garnka. Wbrew pozorom bliskie relacje z innymi ludźmi właśnie nam to dają. Dodają siły, która pobudza nas do działania. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy nawzajem dawały sobie tę siłę, a nie podcinały skrzydła. 

Reklama

Rozmowa z kimś bliskim jest ważna, ale kiedy w grę wchodzi kryzys osobisty, depresja - wówczas wsparcie ludzi z naszego otoczenia to nie wszystko. Era Nowych Kobiet skupia wokół siebie również psychologów. Pójście na terapię to dalej coś, co jest tematem tabu w naszym społeczeństwie.

- Słuszne spostrzeżenie. To jest niezwykle ważne, by o tym rozmawiać, ponieważ chodzenie na psychoterapię dalej kojarzy się w naszym społeczeństwie z osobami, z którymi lepiej się nie zadawać, bo przecież mają ze sobą problemy. Bo psycholog jest dla wariatów. Oj, nic bardziej mylnego. Pójście na terapię świadczy o wielkiej dojrzałości. Poszłam do psychologa w bardzo trudnym momencie mojego życia, w którym czułam się bardzo przytłoczona odpowiedzialnością. Odeszłam wówczas od męża z trójką dzieci.

- Dwa lata wcześniej wyrwałam sobie wywiad z czasopisma ze świetną psycholog Anną Marią Nowakowską, bo wiedziałam, że za jakiś czas będzie mi potrzebny. Że ona będzie mi potrzebna. Nadszedł czas, kiedy poszłam do niej nie po to, aby podjąć decyzję o odejściu, ale po to, by dowiedzieć się jak to zrobić, żeby nie skrzywdzić swojej rodziny i siebie. Żeby nie cierpieć z powodu wyrzutów sumienia i wybaczyć samej sobie. Psycholog ma instrumenty do tego, by nas poprowadzić. My ich nie mamy, nasi przyjaciele również. Każde to spotkanie sprawiało, że dosłownie czułam jak spada mi kamień z serca. 

Wiele osób dziwi się, jak ty - silna kobieta, która w wieku trzydziestu czterech lat osiągnęła już wszystko, co chciała - mogłabyś czuć się nieszczęśliwa.

- Czasami brakuje nam uwagi i miłości do siebie samych. Dużo się o tym mówi, ale mało kto to rozumie. Warto ze sobą samą porozmawiać, chociażby pójść na spacer i zadać sobie pytanie: "Jak ja się czuję w swoim życiu?". Odhaczyłam wszystkie marzenia z listy, którą stworzyłam jako młoda dziewczyna. Później miałam już trzech wspaniałych synów, ukończyłam studia z wyróżnieniem, byłam niezależna finansowo, a w dalszym ciągu zapominałam o czułości do siebie samej. Myślałam tylko o tym, jak uszczęśliwić ludzi dookoła i jak osiągnąć cele, które sobie założyłam. Tylko wtedy nie rozumiałam jeszcze, czym naprawdę jest szczęście. A to jest punkt wyjściowy do tego, żeby podejmować kluczowe w życiu decyzje, które długoterminowo pozwolą nam iść do przodu, nawet jeśli ma to się wiązać z odejściem od osoby, z którą jesteśmy w związku. 

O tym, jak Joanna Przetakiewicz radzi sobie z hejtem, czytaj na następnej stronie >>>

W twojej historii nie ma na szczęście przemocy domowej, jednak na dzisiejszym spotkaniu Ery Nowych Kobiet wystąpiła bohaterka książki "Nie bałam się o tym rozmawiać", która była gwałcona przez męża. Opowiadała o piekle, które przeszła żyjąc pod jednym dachem ze swoim oprawcą. Teraz jesteśmy świadkami próby wypowiedzenia Konwencji Stambulskiej - co to może oznaczać dla kobiet? 

- Wypowiedzenie Konwencji Stambulskiej jest dla mnie zupełnie niezrozumiałym krokiem.  Jeżeli mamy instrument, który pozwala prawnie chronić nam życie i zdrowie ludzkie, to dlaczego mamy z tego rezygnować? Dla mnie to jest kompletna abstrakcja. Co jest ważniejsze od poczucia bezpieczeństwa we własnym domu? Ktoś to ubrał w paragrafy, przygotował tarczę ochronną dla ofiar przemocy, a w tym momencie oznacza to sabotowanie poczucia bezpieczeństwa. 

I w pewnym sensie sabotowanie kobiet. W kwestii sabotażu - odnoszę wrażenie, że innym rodzajem przemocy jest hejt internetowy. Ostatnio pod twoim adresem wylała się fala hejtu, związana z twoją marką La Mania. Jak na to reagowałaś? 

- Zdałam sobie wtedy sprawę z jednej rzeczy, którą zresztą powiedział mi mój znajomy: obojętność jest za darmo, a na hejt trzeba sobie zasłużyć. Będąc w przestrzeni publicznej trzeba wiedzieć, że nie wszystkim będziemy się podobać. Również to, co robimy, nie przypadnie wszystkim do gustu. Muszę przyznać, że ta sytuacja bardzo dużo mi dała, aczkolwiek na początku bardzo ciężko to znosiłam. Zdałam sobie sprawę, że bardzo wzrosła frustracja społeczna związana z największym kryzysem współczesnej cywilizacji i niepewności jutra. Więc starałam się to sobie tak tłumaczyć i jakoś to zaakceptować. Oburzanie się spaliłoby mnie tylko od środka i nic bym nie mogła na to poradzić.

- Najbardziej pomogła mi rozmowa z przyjaciółką, podczas której zdałam sobie sprawę z tego, że jak pracuje się tak dużo i tak intensywnie, to nie da się być idealną, nie da się nie popełnić błędu. Mamy dwie drogi. Pierwsza: żyć w energii strachu spowodowanego hejtem, bać się pracować i mieć z tyłu głowy, że ktoś wypuści jakieś kłamstwo do Internetu i będziemy długo się tłumaczyć. Druga: dać sobie prawo do popełniania błędów. Żyję tak intensywnie, tak dużo pracuję, że błędy są w to wpisane. Wiesz też dlaczego tak szybko sobie z tym poradziłam? Dlatego, że ogromne wsparcie dały nam klientki, czyli te osoby, dla których tworzymy markę. One zostały z nami, dodawały nam otuchy w tym najgorszym momencie. Wydarzyło się coś zupełnie odwrotnego do tego, co fala hejtu miała spowodować - nasze obroty wzrosły. 

Czyli można podziękować hejterom.

- Dokładnie! Nie dość, że firma wyszła z tego na plus, to też ja sama uświadomiłam sobie bardzo wiele cennych spraw i zaakceptowałam swoje  prawo do popełniania błędów. 

Czy feminizm to też nie jest samoświadomość i samoakceptacja?       

- Zdecydowanie. To jest brak bezmyślnej krytyki siebie i innych. Brak zarażania strachem przy jednoczesnym niedawaniu nadziei - to jest stara era. Feminizm, to prawo i szacunek dla wyborów podejmowanych przez innych. Nowa era nastaje, kiedy doceniamy się, a nie oceniamy. Wspieramy, a nie spieramy.

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy