Reklama

Jestem menelem, ale w dobrych ciuchach

Polska usłyszała o nim po raz pierwszy, gdy miał 19 lat. Siedział w więzieniu za odmowę służby wojskowej. Przez lata można było wrzucić mu monetę do czapki, gdy grał na krakowskich ulicach. Potem szokował tekstami piosenek i niezdrowym stylem życia. Dziś dobiega pięćdziesiątki. W marynarce i dobrych butach próbuje zmienić się w dojrzałego mężczyznę. Czy byłoby mu łatwej, gdyby nie nazywał się Maciej Maleńczuk?

Twój Styl: Miałeś być grzeczny, tymczasem znowu wsadziłeś kij w mrowisko. Naprawdę ,,artystom więcej wolno"? Powiedziałeś tak, kiedy Krzysztof Piesiewicz dał się sfilmować w sukience, wciągając nosem biały proszek...

Maciej Maleńczuk: Wiedziałem, że o to zapytasz. Myślę, że tak. Błąd Krzysztofa Piesiewicza polegał na tym, że wszedł w politykę, a to nie jest miejsce dla artysty. I teraz musi się tłumaczyć, że jest normalny i tylko raz włożył sukienkę. Mnie też zdarzało się wkładać sukienki, ale czy kogoś to bulwersowało? Albo tacy Rolling Stonesi. Pamiętasz ich zdjęcie w krótkich damskich futerkach? Może przez moment wywołało uśmiech na twarzach towarzystwa, ale tak naprawdę nic się nie stało. Nadal mają tytuł "sir" i są szanowanymi ludźmi. Widać - artystom więcej wolno.

Reklama

A co jeszcze wolno?

Maciej Maleńczuk: Brać narkotyki.

Na "czysto" nie da się tworzyć, koncertować?

Maciej Maleńczuk: Tomasz Stańko twierdzi, że się da. Ale on tyle wyćpał, że nie wiem, czy jest wiarygodny. Miles Davis stworzył styl zwany cool jazz, jego największe utwory oddawały stany heroinowe. Wcześniej, kiedy pił i brał benzedrynę (silnie pobudzająca substancja psychotropowa - red.), grał szybko, gęsto, agresywnie, migotliwie. Heroina - przeciwnie - uspokaja, skłania do kontemplacji. Ale nie zawsze tak jest, że gdy wciągniesz koks czy zażyjesz heroinę, będziesz miała ochotę trzymać pióro w dłoni. Czasem dopiero kac tę sztukę tworzy. Moje największe utwory powstały właśnie na kacu, w momencie depresji ponarkotykowej lub poalkoholowej, kiedy trzeźwiałem i starałem się pozbierać życie do kupy. Ale to były czasy, gdy jeszcze potrzebowałem natchnienia. Dziś potrafię podejść do pracy rzemieślniczo. Jeśli wiem, co chcę zrobić, nie muszę już walić w żyłę, żeby powstała sztuka.

Kiedy pierwszy raz spróbowałeś?

Maciej Maleńczuk: W młodości byłem dobrze zapowiadającym się sportowcem. Miałem jakieś wyniki, wzwyż skakałem dwa metry, a mój czas na 110 metrów przez płotki był około 15 sekund. Pierwszy prawdziwy narkotyk wziąłem, gdy wyszedłem z więzienia. Miałem 21 lat.

Podobno teraz narkotyki i alkohol zamieniłeś na pastylki cynamonowe i niegazowaną wodę mineralną? Zmieniasz życie, wizerunek?

Maciej Maleńczuk: Gdybym wcześniej nie gadał tyle o dragach, mógłbym powiedzieć, że całkowicie zmieniłem wizerunek, sporządniałem, wydoroślałem. Ale prawda jest taka, że niezupełnie mi się to udaje. Wciąż są momenty, kiedy nie potrafię się nie napić. I nie wierzę w to, że zupełnie trzeźwy artysta jest w stanie cokolwiek stworzyć. Nie wierzę, że po powstaniu naprawdę dobrego dzieła, nad którym pracowało się rok czy dwa, prawdziwy artysta nie pójdzie upić się do nieprzytomności. Musi odreagować, by się oczyścić. Nie rzuciłem używek definitywnie. Ale naprawdę bardzo się staram.

Wyglądasz też inaczej: elegancki garnitur, dobra koszula, przystrzyżone włosy...

Maciej Maleńczuk: Wizerunek skandalisty zaczął mnie trochę uwierać. Kiedy gosposia zapytała: ,,Panie Maćku, ale o co tu chodzi, takie rzeczy mi o panu opowiadają, a ja przecież pana znam", doszedłem do wniosku, że chyba czas coś zmienić. Jestem już stary, mam prawie 50 lat. Mam trzy córki, które chcę wychowywać. A skandale, picie, ciągłe wyjazdy w trasy nie sprzyjają wychowywaniu dzieci.

Czyli już nie jesteś menelem?

Maciej Maleńczuk: Jestem, ale ekskluzywnym. Nawet jeśli leżę w rynsztoku, to już w dobrych ciuchach.

I jak się czujesz w tym garniturku i koszuli?

Maciej Maleńczuk: Czuję się świetnie. Staję przed lustrem, długo wiążę krawat i wyrównuję przedziałek. Nakładam wosk na włosy i zachwycam się swoim nowym wizerunkiem. Ale wiesz, strasznie ciężko jest być grzecznym chłopcem, gdy się całe życie nie było. A tu przecież lata lecą, wiele rzeczy już nie wypada... Tak naprawdę zaczynam rozglądać się za jakąś emeryturką. Już nawet kajak kupiłem.

To stąd ten dom na wsi?

Maciej Maleńczuk: Kiedyś przyszła do mnie córka i powiedziała: ,,Tato, chciałabym mieć dom z ogrodem". To poszedłem do banku, wziąłem kredyt i kupiłem dom z ogrodem. Początkowo mieszkaliśmy tam cały czas, ale żona chciała wrócić do Krakowa. Córki są jeszcze małe, trzeba je wozić do szkoły, na różne zajęcia. Ale na wsi bywamy bardzo często.

Jak wieś przyjęła skandalistę?

Maciej Maleńczuk: Pierwszego dnia, gdy się sprowadziliśmy, włożyłem gumiaki, żeby bucików nie ubłocić, dresy i poszedłem po piwo do sklepu. Okazało się, że właśnie o to chodzi. Wypiliśmy z kilkoma sąsiadami piwo pod sklepem i od razu się zaprzyjaźniliśmy. W Jodłowej mieszkamy trzy lata. Nie chcę być nieskromny, ale chyba ludzie mnie lubią. Ja ich zresztą też. Na wszelki wypadek kłaniam się wszystkim. To nieduża wieś.

Kosisz trawę, karmisz zwierzęta, pieczesz chleb w prawdziwym piecu?

Maciej Maleńczuk: Nie robię zbyt wiele, oglądam telewizję, gramofonu słucham, komponuję, piszę. Czasem porąbię drewno. Ale też nie mam innego wyjścia. Do mnie należy kawałek rzeki, a na rzece są bobry, które sieją spustoszenie. Tak powycinały drzewa, że musiałem je sprzątnąć i porąbać na kawałki... To zupełnie inne miejsce. Tam jaśmin nie przekwita. Tam grzech pierworodny jest nieznany. Ludzie są zupełnie inni. Mężczyźni rzeźbią, kobiety malują, to prawdziwe artystki. Stolarz robi krzesła, które są dziełem sztuki. Bardzo dużo się uczę.

Czego na przykład?

Maciej Maleńczuk: Że warto słuchać starszych, bardziej doświadczonych. Kiedyś chciałem skosić u siebie trawę prawdziwą wiejską kosą. ,,Niech pan tej kosy nie ostrzy, bo się pan skaleczy", poradził mi jeden z sąsiadów i pokazał kciuk obcięty do połowy. Chciał mi nawet sam trawę skosić. Nie posłuchałem go. ,,No, ale jak mam kosić tępą kosą?", pomyślałem i naostrzyłem. Kiedy wpakowałem kciuk w to ostre zagięcie kosy i mocno się skaleczyłem, już byłem pewien, że to on miał rację. Głupio mi było spojrzeć mu w oczy. Po dwóch dniach przyznałem się. Uczę się jeszcze od nich niemówienia wprost. Pozostawiania rozmówcy pola do własnego myślenia, do własnego zdania.

Ty?! Nie wprost?

Maciej Maleńczuk: Rzeczywiście, zawsze jasno mówiłem to, co myślałem. A ci ludzie mają swoją poezję, mówią dookoła. Według nich mówienie wprost jest oznaką niskiej inteligencji. I widzisz? Okazało się, że jestem głupi jak but. Bo czasami mądrze jest zamknąć gębę. A tej mądrości często mi brakuje.

Beata Biały

Cały artykuł znajdziesz w lutowym numerze "Twojego Stylu"!

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy