Reklama

Heidi, czyli siła jest kobietą

​W Los Angeles specjalnie dla PANI Heidi Klum pozuje do zdjęć w T-shircie z hasłem "Siła jest kobietą". Następnego dnia jest już w Paryżu, potem w Londynie. Z kolei w Nowym Jorku będzie nagrywała cykl programów "Project Runway". Projektuje też ubrania. Jest doradcą artystycznym marki Astor, ma własną stronę internetową. Urodziła czwórkę dzieci. I to wszystko przed czterdziestką.

Zawsze uśmiechnięta. Świetnie ubrana. Trochę zwariowana - widać to przy okazji święta Halloween, kiedy to w Hollywood prezentuje ekscentryczne przebrania na tę okazję. Podróżuje po świecie bez chwili wytchnienia, bo tego wymaga od niej praca modelki, gospodyni programów, rola kobiety aktywnej. Jednocześnie nie zaniedbuje wychowania dzieci. Musi uporać się też z dziennikarzami tabloidów, dla których po rozstaniu z wokalistą Sealem i związaniu się ze swoim ochroniarzem Martinem Kirstenem stała się bohaterką numer jeden.

Doba, która ma 24 godziny, to dla niej za mało. A jednak ciągle jest w czołówce. Obok Naomi Campbell i Gisele Bündchen należy do najbogatszych modelek na świecie. Już w 2008 roku jej dochód szacowano na 18 milionów dolarów. Na swojej stronie internetowej zamieszcza filmy, czy raczej krótkie programy, w których radzi, jak wyrzeźbić dynię, jak przygotować dziecku strój motyla na szkolny bal lub jak wykonać perfekcyjny makijaż. Jej idée fixe to edukacja młodych matek. Na tej stronie Heidi jest przyjaciółką, koleżanką z sąsiedztwa, a przy tym gwiazdą, z którą mogą identyfikować się miliony kobiet na świecie. Bezpośrednia, ciepła, zainteresowana tym, co mają do powiedzenia zaproszeni goście. Taka nowoczesna wersja Marthy Stewart. "Wychowaliśmy Heidi tak, by wiedziała, jakie wartości mają w życiu znaczenie, co jest ważne, kiedy decyduje się o rzeczach dotyczących spraw zawodowych i prywatnych", powiedziała w wywiadzie Erna Klum, matka modelki.

Reklama

Heidi przyszła na świat 1 czerwca 1973 roku w Bergisch Gladbach, niewielkim miasteczku położonym w pobliżu Kolonii w Niemczech. Jej ojciec pracował w firmie kosmetycznej, mama była fryzjerką. Ma też starszego o dziesięć lat brata Michaela. Kochali się z Heidi, ale... "byłam małą siostrzyczką, która była nieznośna", żartowała po latach gwiazda. Erna i Heidi były ze sobą mocno związane. Spędzały razem mnóstwo czasu. Godzinami rozmawiały, chodziły do kina, na zakupy i testowały nowe techniki robienia fryzur. Heidi należała do dzieci grzecznych i oddanych rodzicom. 

Miała dziewiętnaście lat, gdy wygrała konkurs organizowany przez niemiecki magazyn "Petra". Dzięki temu podpisała kontrakt z agencją modelek. Był rok 1992, a kanony piękna wyznaczała Kate Moss. Na wybiegach królowały smukłe, bardzo wysokie dziewczyny o egzotycznej urodzie. Klum brakowało kilku centymetrów, miała mało charakterystyczną twarz. Była, paradoksalnie, za ładna. "Wyglądałam na zbyt szczęśliwą, zbyt silną", wspominała. W dodatku słabo mówiła po angielsku.

Wyjechała do Paryża, wreszcie dotarła do Ameryki. Jak większość dziewczyn, które marzą o karierze modelki, mieszkała z koleżankami, chodziła na castingi, brała udział w pokazach, bo musiała na siebie zarabiać. I tęskniła za rodziną. To wtedy dostała pierwszą lekcję samodzielności. "To była przyspieszona szkoła dorastania", mówiła po latach. Ale do domu nie wróciła. Okazało się bowiem, że mimo światowych trendów zapotrzebowanie na dziewczyny z jej urodą jest olbrzymie, szczególnie w USA. Amerykański sen Heidi zaczął się spełniać. Pojawiła się w katalogach "JCPenney", "Spiegla" czy "Newport News".

Przełomem okazał się dla niej rok 1996. To wtedy znalazła się w legendarnej drużynie aniołków Victoria’s Secret - modelek prezentujących znaną na całym świecie bieliznę. Dwa lata później trafiła na okładkę amerykańskiego "Sports Illustrated", wystąpiła też w sesji kostiumów kąpielowych. Nie trzeba dodawać, że zrobiła furorę. Heidi Klum znalazła się w gronie najgorętszych nazwisk światowego modelingu. Z Victoria’s Secret związała się na tyle mocno, że przez kilka lat prowadziła pokazy, a nawet była pomysłodawczynią makijażu prezentowanego na wybiegu.

Jej kariera nabierała zawrotnego tempa. Lista przedsięwzięć, w które się angażowała, jest bardzo długa. Projektowała biżuterię, ubrania - m.in. dla mężczyzn i kobiet w ciąży, wylansowała dwa zapachy - "Heidi Klum" oraz "Me". Zagrała gościnnie w "Seksie w wielkim mieście", wcieliła się w Ursulę Andress w "Peter Sellers: życie & śmierć" Stephena Hopkinsa, pojawiła się też w filmie "Diabeł ubiera się u Prady" Davida Frankela. W 2006 roku ruszył program "Germany’s Next Topmodel by Heidi Klum" i doczekał się już kolejnych edycji. Nic dziwnego, że w Niemczech wyhodowano różę, którą nazwano jej imieniem i nazwiskiem. 11 listopada Heidi Klum zadebiutuje w nowej roli. Będzie gospodynią gali MTV European Music Awards we Frankfurcie.

Pierwszy raz wyszła za mąż, mając 24 lata. Zaledwie pięć lat później jej małżeństwo z Rikiem Pipinem, stylistą fryzur, rozpadło się. Nie wyszła za mąż za Flavia Briatorego (włoski przedsiębiorca, były dyrektor zespołów Benetton i Renault w Formule 1), biologicznego ojca jej pierwszego dziecka - córki Leni. Zresztą Klum niechętnie wypowiada się o związku ze słynnym włoskim biznesmenem. Zerwali ze sobą, kiedy modelka była w piątym miesiącu ciąży.

Dużo więcej informacji można znaleźć na temat jej związku z Sealem - brytyjskim wokalistą popowym (w listopadzie wystąpi w Polsce). Poznali się w lobby jednego z nowojorskich hoteli. Ona wsiadała do windy, on wyszedł właśnie z sali ćwiczeń. Zaczęli ze sobą rozmawiać, spotkali się jeszcze raz tego samego dnia. Seal, syn nigeryjskich imigrantów, nigdy nie miał prawdziwego domu, o którym marzył. To Heidi miała mu go stworzyć. I zrobiła to. Zdjęcia szczęśliwej rodziny bawiącej się na plaży czy w wesołym miasteczku co jakiś czas ukazywały się w międzynarodowych mediach.

Piosenkarz był obecny przy narodzinach pierwszej córki Klum - Leni, którą potem adoptował. Kilka miesięcy później się oświadczył. Pobrali się w Meksyku w 2005 roku. Potem przyszła na świat trójka ich dzieci - Henry (7 lat), Johan (6 lat), Lou Sulola (3 lata). Małżeństwo trwało siedem lat. Na początku tego roku para się rozstała.

Na temat swojego nowego partnera Martina Kirstena Heidi Klum nie wypowiada się zbyt często. Gdy zaproponowaliśmy jej wywiad do PANI, paryski agent gwiazdy od razu zastrzegł: "Żadnych pytań o sprawy prywatne". O relacji z Kirstenem wypowiedziała się publicznie tylko raz. Na pytanie: "Czy to poważny związek?", odpowiedziała: "Nie wiem, czy można to tak nazwać. Nie wiem".

Wywiad z Heidi Klum - czytaj następnej stronie.

Najważniejsza rzecz, której nauczyli panią rodzice?

Heidi Klum: Żeby nie być od kogoś uzależnionym i stanąć na własnych nogach. Zapamiętałam to na całe życie. Zawsze ufałam rodzicom, bo dzięki nim moje dzieciństwo było wspaniałe. Do dziś pamiętam te przyjęcia urodzinowe, które mama z tatą mi organizowali. Odbywały się one na naszym podwórku. Były gry, zagadki, wyścigi w workach czy z jajkiem położonym na łyżce. Zabawa na całego! Oprócz lekcji w szkole miałam też zajęcia z tańca. Uczyłam się baletu, stepowania. Próbowałam też tańca klasycznego i jazzowego. I tak przez trzynaście lat. Potem wyjechałam do Stanów Zjednoczonych, gdzie rozpoczęłam pracę modelki. Ale tańczyć lubię do dziś.

Komu zawdzięcza pani swoją pozycję w show-biznesie i to, że jest w takim miejscu, jakim jest?

- Długo musiałabym odpowiadać na to pytanie. Nie starczyłoby panu miejsca, żeby opisać tych wszystkich wspaniałych ludzi, których spotkałam na swojej drodze. Powinnam oczywiście zacząć od rodziców. Poświęcali mi bardzo dużo uwagi. Bez swoich dzieci też nie byłabym tą Heidi, którą dziś jestem. Poza tym spotkałam w życiu tyle osobowości, a także ludzi, dla których kultura Zachodu jest zupełnie obca. Podróżowałam po całym świecie. Odwiedzałam niezwykłe miejsca w Indiach, Afryce, Mongolii. Tam zobaczyłam, jak wygląda prawdziwe życie, poznałam problemy, o których taki człowiek jak ja nie miał pojęcia. Nabrałam dystansu.

Co najbardziej podoba się pani w tym, co robi? Różnorodność. Każdy dzień może być inny. Czy to nie fascynujące? Jest pani przykładem kobiety, która zrobiła międzynarodową karierę, a jednocześnie sprawdza się jako matka.

- Zawsze marzyłam o dużej rodzinie. Bo czy może być coś piękniejszego w życiu? Los podarował mi czwórkę niezwykłych dzieci. To one dodają mi energii, dzięki nim codziennie rano wstaję uśmiechnięta. Oczywiście zdarza się, że jestem tak zmęczona, że kładę się o tej samej porze co moi synowie i córki. Ale i tak nie zamieniłabym swojego życia na inne.

Czego, pani zdaniem, najbardziej potrzebują współczesne kobiety?

- Szczęścia! I tego, żeby były zdrowe. One i ich dzieci. Najlepiej, gdy uda się połączyć te dwie rzeczy. A jest to możliwe.

Jeśli miałaby pani coś doradzić tym, dla których jest pani wzorem kobiety spełnionej...

- Szukajcie szczęścia w tym, co robicie.

A dla pani prawdziwe szczęście to...?

- Szczęśliwe dzieci. Nie mogłabym prosić o więcej.

Co najbardziej ceni pani w kobietach?

- Życzliwość.

A urodę?

- Piękne kobiety były zawsze. Tylko czasy i upodobania się zmieniały. Tak naprawdę to trzeba znaleźć w sobie coś, co sprawia, że kobieta czuje się piękna. Kochaj siebie, szanuj i ciesz się tym, co masz. Należy codziennie sobie tak mówić. Od wielu lat pracuję w biznesie związanym z urodą. Nie pamiętam momentu, gdy nie byłam poddawana ocenie. Pokazywano mnie palcami, gdy wyskoczył mi pryszcz, kiedy przytyłam trzy kilogramy albo na mojej twarzy pojawiła się pierwsza zmarszczka. I co z tego? Jestem tu, gdzie jestem. Uważam, że należy zaakceptować siebie, pokochać takim, jakim się jest, bo z tego bierze się prawdziwe piękno.

Co jest dla pani największą przyjemnością?

- Spędzanie czasu z moimi dziećmi na plaży, kiedy wszyscy razem siedzimy i kopiemy w piasku. Albo gdy wskakuję z córkami i synami na wielkie łóżko i wspólnie oglądamy telewizję.

Kiedy czuła się pani najszczęśliwsza?

- Po każdym porodzie. Zaglądałam swojemu nowo narodzonemu dziecku w oczy i byłam wdzięczna, że wszystko się udało, że na świecie jest nowy człowiek. To były najpiękniejsze chwile w moim życiu.

Pani życiowe motto?

- Rób jak najwięcej. Wykorzystaj każdą chwilę.

Kto jest dla pani bohaterem?

 - Moi chłopcy powiedzieliby, że Batman albo Spiderman. Mówiąc poważnie - to właśnie dzieci są dla mnie prawdziwymi bohaterami. Patrzenie na rzeczywistość ich oczami to według mnie coś wyjątkowo magicznego i bardzo inspirującego.

Jaki talent chciałaby pani posiadać?

- Móc czytać w ludzkich myślach.

Zgadza się pani z powiedzeniem "Co cię nie zabije, to cię wzmocni"?

- Jak najbardziej. To podstawa mojego myślenia. Jestem bardzo logiczną kobietą.

Maciej Gajewski

Pani 11/2012



Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: Heidi Klum | Monika Pietrasińska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy