Reklama

Gotuję dla Madonny

Gdy trzynaście lat temu odbierała Oscara, porównywano ją do Grace Kelly. Piękna, dystyngowana, z klasą. Wydawało się, że Gwyneth Paltrow wiedzie życie idealne. Grała w kasowych filmach, założyła rodzinę, urodziła dwójkę dzieci. Dopiero niedawno przyznała, że cierpiała na depresję. Dziś na ekranie nie pojawia się zbyt często, bo pochłania ją kariera piosenkarki i… kucharki.

Zawsze uśmiechnięta, ale trzyma dystans. Rzadko pojawia się na bankietach. Od czerwonych dywanów Hollywood woli zacisze swojego londyńskiego domu. Rodzice Gwyneth - reżyser i producent telewizyjny Bruce Paltrow oraz gwiazda filmowa Blythe Danner - uważali, że ich wrażliwa córka nie nadaje się na aktorkę. "W tym zawodzie nie wystarczy talent, trzeba być silnym", powtarzali. Paltrow przekonała się o tym boleśnie, gdy związała się z Bradem Pittem.

Była już wtedy popularna, ale to on był gwiazdą. Spokoju nie dawali im nie tylko paparazzi, ale też fanki aktora. Wytrzymała w tej relacji dwa lata. Po rozstaniu załamanie pomógł jej przezwyciężyć ojciec, którego do dziś nazywa najważniejszym mężczyzną swojego życia.

Reklama

Bo Gwyneth to typowa córeczka tatusia. Dlatego niespodziewana śmierć ojca w 2002 roku była dla aktorki ogromnym ciosem. Nie potrafiła się pozbierać. Zaczęła pić i palić. Wtedy jej przyjaciółka Madonna stwierdziła, że Gwyneth musi znaleźć kogoś, kto zapełni pustkę. Doradziła jej, aby wyjechała do Europy i tam poszukała partnera.

Na Starym Kontynencie aktorka poznała Chrisa Martina, wokalistę brytyjskiego zespołu Coldplay. Spokojny domator był dla niej idealny. Szybko pobrali się i założyli rodzinę. Paltrow na ekranie pojawiała się coraz rzadziej, poświęcając się wychowywaniu dzieci.

Po narodzinach córki Apple mówiła: "Świadomość tego, że w jej żyłach płynie cząstka krwi mojego ojca, jest kojąca". Dwa lata później, w 2006 roku, na świat przyszedł syn Moses. A ona wpadła w depresję. W wywiadzie dla "Vogue'a" mówiła potem: "Czułam się jak zombi. Nie potrafiłam z nikim się porozumieć, byłam zobojętniała. Ale nie wiedziałam, co jest nie tak. Mój mąż powiedział w końcu: "Cierpisz na depresję poporodową". Byłam przerażona, nie wierzyłam. Ale potem zaczęłam zgłębiać temat, czytać o symptomach, aż stwierdziłam: "Tak, naprawdę mam depresję". Zaczęła się leczyć i wróciła do pracy.

Zagrała w takich hitach, jak "Iron Man" Jona Favreau i ostatnio "Avengers 3D" Jossa Whedona. Choć wciąż uważa, że rodzina musi być na pierwszym miejscu, więcej uwagi poświęca sobie i swoim pasjom. Coraz bardziej pociąga ją śpiewanie.

W zeszłym roku była nominowana do Oscara za piosenkę "Coming Home", teraz nagrywa płytę country. Niedawno gwiazda, którą gotowania nauczył Bruce Paltrow, wydała też książkę kucharską. O znaczącym tytule "Córka mojego ojca". 

PANI: Ostatnio niezbyt często można cię zobaczyć na dużym ekranie, a mimo to wciąż uchodzisz za jedną z największych gwiazd Hollywood. Trudno jest utrzymać się na szczycie?

Gwyneth Paltrow: - Bardzo. Po urodzeniu dzieci zrobiłam sobie przerwę, więc byłam zaskoczona, że telefon wciąż dzwonił. W końcu jest tyle młodych, pięknych i zdolnych aktorek, które tylko czekają, żeby zająć twoje miejsce. Show-biznes to branża, w której karierę można zrobić błyskawicznie, ale równie szybko można zostać zapomnianym. A upadek ze szczytu bywa bolesny. Dlatego dziękuję losowi, że mi się to nie przytrafiło.

Jednak od ról filmowych wolisz rolę matki.

- Samą mnie to zaskoczyło, ale nigdy nie tęskniłam za graniem. Najlepiej czuję się w domu, z rodziną. Chociaż bycie matką to praca wyczerpująca i fizycznie, i psychicznie.

Musisz być w gotowości 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.

- Zarówno po urodzeniu córki, jak i syna przez rok zajmowałam się tylko nimi. Gdyby nie było mnie przy nich, gdy stawiali pierwsze kroki, uznałabym to za największą porażkę swojego życia. Dzieci to dla mnie priorytet.

Kiedyś byłaś tytanem pracy.

- Gdy byłam dwudziestoparolatką, nie potrafiłam się zatrzymać, kręciłam jeden film za drugim. To miało swoje dobre strony: blichtr, podróże po świecie. Jednak często czułam się samotna. Pracowałam po jedenaście godzin dziennie, a potem szłam do pokoju hotelowego, gdzie nie miałam do kogo otworzyć ust. A ja wychowałam się w pełnej miłości rodzinie i w pewnym momencie zapragnęłam tego samego dla siebie.

Kilka lat temu wróciłaś do grania i udaje ci się pogodzić życie rodzinne z zawodowym.

- Nie zawsze było łatwo. Dlatego teraz mam zamiar kręcić jeden film rocznie. I nie chcę być na planie dłużej niż dwa, trzy dni w tygodniu. Niedawno pracowałam nad pewną produkcją i codziennie wstawałam, gdy moje dzieci jeszcze spały, a wracałam do domu, gdy już były w łóżkach. Nie widywałam ich całymi tygodniami. To łamało mi serce, czułam się jak zła matka. Nie chcę tego powtórzyć.

Popularność i zainteresowanie mediów przeszkadzają w wychowywaniu dzieci?

- Macierzyństwo to zawsze trudne wyzwanie. A w moim przypadku dochodzi jeszcze fakt, że ciągle śledzą nas paparazzi. Robią zdjęcia Apple i Mosesa, a potem umieszczają je w internecie. A ja nie mogę nic na to poradzić. Ale nie narzekam, bo to właśnie dzięki popularności zarabiam dużo pieniędzy, dzięki czemu mogę zapewnić dzieciom edukację na najwyższym poziomie.

Zabierasz je czasem na plan?

- Na razie mi się to nie zdarzyło, ale kto wie? Jeśli zdecydują, że chcą zająć się aktorstwem, nie będę ich powstrzymywać. Jedyne, czego pragnę, to żeby były szczęśliwe. Ale muszę zaznaczyć, że jestem surową matką. Uważam, że dzieciom nie można pozwalać na zbyt wiele, muszą przestrzegać zasad. Mnie też tak wychowywano i wyszło mi to na dobre.

Często podkreślasz, że twój ojciec, reżyser Bruce Paltrow, był najważniejszym mężczyzną w twoim życiu. Jego śmierć dziesięć lat temu musiała być dla ciebie traumatycznym przeżyciem...

- To był dla mnie szok. Nawet nie potrafię opisać tego bólu. Ojciec był nie tylko osobą, którą kochałam najbardziej na świecie. Był dla mnie też ideałem, wzorem do naśladowania. Zmarł, gdy byliśmy razem na wakacjach we Włoszech, tylko we dwójkę. Któregoś dnia poczuł się źle, więc zawiozłam go do szpitala, a on już nigdy z niego nie wyszedł. Jego śmierć była niespodziewana... Chociaż minęło tyle czasu, wciąż cierpię, gdy uświadamiam sobie, że już go nie ma.

Był przy tobie ktoś, kto cię wspierał w tym trudnym momencie?

- Rodzina i przyjaciele. Całymi godzinami siedzieliśmy i rozmawialiśmy o tym, jak wspaniałym człowiekiem był tata. To mi pomogło.

W tym gronie znalazła się twoja najlepsza przyjaciółka Madonna?

- Tak. Staramy się spędzać ze sobą jak najwięcej czasu, choć przy naszych napiętych harmonogramach to bywa trudne. Zazwyczaj chodzimy razem na siłownię. I niestety, muszę to przyznać, ona jest znacznie bardziej wysportowana ode mnie.

Udaje się wam czasem nie tylko razem poćwiczyć, ale też spokojnie porozmawiać?

- Od czasu do czasu umawiamy się w domu którejś z nas, razem z dziećmi, i przyznam, że te chwile sprawiają nam najwięcej radości. Wtedy gotuję dla Madonny, bo kuchnia to moja nowa pasja. Przygotowuję jej mieszaną sałatę z odrobiną sosu winegret i oliwy. To lubi najbardziej.

A co przyrządzasz najchętniej?

- Ostatnio eksperymentuję z makaronami. Cała moja rodzina jest zaskoczona, jak pyszne mi wychodzą. I nie przejmuję się kaloriami. Czasy, kiedy byłam na diecie, się skończyły. Teraz chcę w pełni cieszyć się życiem. \

Rozmawiał: Bartłomiej Kołodziej

----------------------------------------

Sałatka z łososiem wg Gwyneth:

2 duże buraki, 3 średnie cukinie, szalotka, 2 filety z łososia, sałata maślana, pomidorki cherry, pół szklanki posiekanej świeżej kolendry, 1/4 szklanki świeżej bazylii, 3 łyżki oliwy z oliwek.

Przygotowanie: Gotuj buraki przez ok. 30 min. Pokrój na średniej wielkości plasterki. Grilluj w piekarniku przez ok. 20 min pokrojone na plasterki i skropione oliwą cukinię i szalotkę oraz filety z łososia podzielone na mniejsze kawałki. Tak przygotowane warzywa zmieszaj z sałatą, pomidorkami, kolendrą oraz bazylią. Na górze ułóż kawałki ryby. Polej sosem winegret.


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: Gwyneth Paltrow | Madonna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy