Reklama

Gillian Anderson. Porozmawiajmy o seksie

​Utrata dziewictwa, niechciane ciąże, aborcja, homoseksualizm, wysyłanie erotycznych zdjęć - życie intymne nastolatków wciąż bywa tematem tabu. Serial "Sex Education" opowiada o tym lekko, lecz z wyczuciem. W roli głównej - Gillian Anderson.

Czy wyzwolona terapeutka może wychować syna, wśród którego licznych fobii jest masturbacja? Okazuje się, że nastolatek może być tajemnicą nawet dla matki, która zawodowo zajmuje się seksem. W serialu "Sex Education" Gillian Anderson, która zazwyczaj na ekranie sprawia wrażenie zdystansowanej królowej lodu, w końcu gra komediową rolę. I jest w tym znakomita! 

Iga Nyc, PANI: Polubiłaś swoją bohaterkę Jean? 

Gillian Anderson: Bardzo! Grałam już kilka razy psycholożki, sama spędziłam wiele lat na psychoterapii, ale kogoś takiego jak ona nigdy nie spotkałam. To kompletnie postrzelona, nieprzewidywalna kobieta. Ona ma nawet szachy, w których figury do grania są penisami i waginami różnych rozmiarów i kształtów! 

Reklama

Twój serialowy syn Otis staje się domorosłym psychoterapeutą swoich kolegów i koleżanek, którzy przychodzą do niego z problemami, bo szkolna edukacja seksualna zawodzi. Pamiętasz jeszcze swoją? 

- W czasach mojego liceum nie istniał taki przedmiot, to było ponad 30 lat temu! (śmiech) Myślę, że dla nauczycieli edukacja seksualna to wciąż trudny temat. Pojawiają się wątpliwości: o czym mówić, jakim językiem? Smutna prawda jest taka, że teraz młodzież czerpie wiedzę głównie z internetu, który często pokazuje karykaturalną wizję stosunku płciowego. Potem nastolatki mają nierealistyczne oczekiwania w stosunku do siebie i partnera, a to zawsze kończy się rozczarowaniem i frustracją, a nawet brakiem samoakceptacji. Dlatego przed pedagogami stoi niewdzięczne zadanie wytłumaczenia im, że w prawdziwym życiu to wszystko wygląda inaczej. Niewdzięczne, bo przecież łatwiej obejrzeć film pornograficzny, niż posłuchać kogoś starszego i bardziej doświadczonego. 

A co z rodzicami? Uważasz, że powinni rozmawiać ze swoimi dziećmi o seksie? 

- Ja jeszcze nigdy nie poruszałam tego tematu ze swoimi rodzicami, chociaż skończyłam pięćdziesiątkę. Moja najstarsza córka ma 24 lata i kiedyś usłyszałam od niej, że mam szlaban na rozmowy z nią o seksie. Zobaczymy, co powiedzą moi młodsi synowie, którzy mają teraz 10 i 12 lat. (śmiech) Pierwsze pytania już powoli zaczynają zadawać. Kiedyś chcieli się dowiedzieć, skąd biorą się dzieci, a ja byłam tak zaskoczona, że porównałam spermę do kijanki, która wydostaje się z ciała mężczyzny i płynie do celu, który znajduje się w ciele kobiety. To było żenujące! Jakiś czas później, kiedy chłopcy zobaczyli parę lesbijek z małym dzieckiem, zapytali mnie, skąd wzięła się kijanka, skoro nie było mężczyzny. (śmiech) 

- Teoretycznie żyjemy w czasach dużej swobody obyczajowej, ale seks to wciąż wstydliwa sprawa. Nam, rodzicom, wydaje się, że kiedy przyjdzie odpowiedni moment i dziecko dojrzeje, będziemy wiedzieli, co powiedzieć. To nieprawda. Powiedzmy to sobie szczerze: rozmowa o seksie z własnym potomstwem zawsze jest krępująca! To jak stąpanie po polu minowym. 

"Sex Education" to lekka i zabawna produkcja, ale porusza wiele trudnych tematów, takich jak aborcja. 

- Cieszę się, że ten problem się pojawił. To jest zawsze skomplikowana decyzja, bardzo obciążająca emocjonalnie. Może mieć wpływ na dalsze życie kobiety. Dlatego należy uświadamiać nastolatki, jakie mogą być konsekwencje uprawiania seksu bez zabezpieczenia. Idąc z kimś do łóżka, bierzemy odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale również za drugiego człowieka. Warto o tym pamiętać. 

>>> O jej wspomnieniach z czasów "Z archiwum X" przeczytasz na następnej stronie <<<

Ostatnio jesteś bardzo zajęta. Grasz, piszesz, zaprojektowałaś kolekcję ubrań. Kiedy zrozumiałaś, że aktorstwo to za mało? 

- Zawsze podskórnie czułam, że chcę robić różne rzeczy, ale uważałam, że powinnam skupić całą swoją uwagę na aktorstwie, bo tylko w ten sposób coś osiągnę. Jednak w pewnym momencie zrozumiałam, że już wystarczy, że nie muszę się z nikim ścigać ani nic nikomu udowadniać. I wtedy otworzyłam się na inne rzeczy. Ale nie będę kłamać, potrzebowałam zachęty z zewnątrz. Zazwyczaj wyglądało to tak, że ktoś pytał: "Gillian, nie miałabyś ochoty napisać książki?", "Gillian, może byś coś zaprojektowała?", a ja odpowiadałam: "Hm... czemu nie". (śmiech) 

Aktywnie działasz na rzecz kobiet, jesteś współautorką książki "We: A Manifesto for Women Everywhere" ("My: Manifest dla wszystkich kobiet"). Gdybyś miała dać jakąś radę dziewczynom, które wkraczają w dorosłość i zaczynają pierwszą pracę, jak by brzmiała? 

- Nie czuję się autorytetem, ale z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że jedną z największych przeszkód, które młoda kobieta musi pokonać, jest brak wiary w siebie. Czasem jedna niesprawiedliwa ocena, jedno złe słowo potrafią sprawić, że cały świat wokół nas się wali, wszystkie nasze osiągnięcia i sukcesy nagle przestają się liczyć. Świat potrafi być wobec kobiet okrutny, dlatego chciałabym powiedzieć dorastającym dziewczynom, żeby słuchały swojego wewnętrznego głosu i nie dały sobie wmówić, że są gorsze, głupsze czy brzydsze od innych. Akceptujcie siebie i bądźcie z siebie dumne! 

Dla wielu młodych dziewczyn jesteś przykładem kobiety sukcesu, wzorem do naśladowania. Czujesz odpowiedzialność z tym związaną? 

- Jedna z pierwszych ról, które zagrałam, to Dana Scully z serialu "Z Archiwum X", czyli postać, która niemalże z dnia na dzień stała się kultowa. Miałam wtedy dopiero 25 lat, wszyscy utożsamiali mnie z moją bohaterką, a ja czułam się tym wszystkim przytłoczona, bo moje rówieśnice próbowały naśladować Scully, chciały być takie jak ona. Wcześnie musiałam nauczyć się odpowiedzialności, która wiąże się z dużą rozpoznawalnością. Ostatni sezon serialu, po przerwie, został wyemitowany w zeszłym roku, więc tak naprawdę ta presja nigdy nie zniknęła. (śmiech) Można powiedzieć, że Scully dojrzewała razem ze mną. To silna kobieta, tak samo jak Stella z serialu "Upadek", i ja tę swoją własną kobiecą siłę czerpałam również z nich. Ale nie od razu miałam śmiałość głośno mówić, że jestem feministką, tak jakby to było coś wstydliwego. Musiałam najpierw przeczytać trochę książek o historii emancypacji kobiet i wydorośleć, żeby zrozumieć, że słowo "feministka" brzmi dumnie.

IGA NYC
PANI 3/2019


Zobacz także:


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy