Reklama

Długa droga do domu

Tęsknota za domem to silne uczucie. Tak silne, że potrafi zmusić człowieka do przebycia pieszo kilku tysięcy kilometrów. Poznajcie historię Lillian Alling.

Nowy Jork od Przylądku Dieżniowa - najdalej wysuniętego na wschód punktu Eurazji, dzieli 6139 kilometrów. Samochodem (oczywiście czysto teoretycznie) taką odległość można przebyć w 50 godzin, pociągiem w 30, samolotem w siedem. Podróż odbyta pieszo zajęłaby zaś 1023 godziny - 127 dni, zakładając, że człowiek każdego dnia szedłby osiem godzin. Pytanie tylko, kto chciałby wybrać się na taką wędrówkę. Wyobraźnia podpowiada: nikt. Historia jednak przeczy wyobraźni, podając przykład Lillian Alling -  rosyjskiej imigrantki polskiego pochodzenia, która w latach 20. postanowiła wrócić do domu na piechotę.

Reklama

Historia Lillian zachowała się nie tyle we fragmentach, co w skrawkach, które składają się na niepewny, choć barwny obrazek. Opowieść zaczyna się w 1926 roku, w Nowym Jorku. Lillian ma 30 lat i ciężko pracuje jako kucharka, oszczędzając na bilet do domu. Po jakimś czasie stwierdza jednak, że mimo wysiłków nigdy nie uda jej się uzbierać na statek do Rosji. Decyduje się więc na pieszą wędrówkę na Syberię. Do wyprawy odpowiednio się przygotowuje - w nowojorskiej bibliotece studiuje mapy i opracowuje własną trasę powrotu do domu. Nieznajomość angielskiego wydaje się nie stanowić przeszkody w tych kartograficznych poszukiwaniach.

Jej podróż przez Stany Zjednoczone trwała cztery lata. Droga wiodła z Nowego Jorku, przez Chicago, Minneapolis, do granicy z Kanadą (przekroczyła ją w Niagara Falls, w wigilię Bożego Narodzenia 1926 roku, celnikom jako miejsce urodzenia podała Polskę), Kolumbię Brytyjską, Yukon, następnie na Alaskę i do brzegów cieśniny Beringa. Każdego dnia pokonywała ok. 48 kilometrów. Oczywiście, pod warunkiem że mogła iść, bo przeszkód po drodze nie brakowało. Czasem dość nieoczywistych.

We wrześniu 1927 roku Lillian poruszała się wzdłuż Yukon Telegraph Trail- ciągnącego się przez setki kilometrów szlaków, na którym co 30 km umieszczona była budka telegrafisty. Zmęczona Lillian postanowiła schronić się w jednym z takich opuszczonych budynków. Tam została zatrzymana przez pracownika obsługującego linię. Mężczyzna, zauważywszy, jak odnotował: "nędzny i nieodżywiony" wygląd podróżniczki i usłyszawszy o jej pomyśle wędrówki na Syberię, zaalarmował lokalne służby. Te zaś, oskarżyły ją o włóczęgostwo i posiadanie broni (miał to być pistolet lub żelazny pręt), po czym wsadziły na dwa miesiące do więzienia. Po wyjściu na wolność Lillian spędziła zimę, pracując w restauracji i odkładając pieniądze na podróż.

Ponownie w drogę ruszyła w 1928 roku, mając w zapasie nie tylko trochę gotówki, ale też otrzymane od telegrafistów ubranie, jedzenie, a nawet psa do towarzystwa. Kolejną zimę Lillian również spędziła na pracy (tym razem jako kucharka) i to nie tylko tej zarobkowej. Podróżniczka reperowała również łódź, którą później pokonała rzekę Jukon. Ostatnim miejscem, w którym odnotowano jej obecność, była niewielka osada, znajdująca się w okolicy miejscowości Teller na Alasce.

Tutaj urywa się ślad, a zaczyna kolejna tajemnica. Zgodnie ze swoim planem podróży Lillian powinna przeprawić się przez Cieśninę Beringa. Czy jej się udało? Optymiści twierdzą, że nie jest to niemożliwe: mieszkańcy północnych terenów USA i ZSRR w tamtych czasach regularnie pokonywali cieśninę od czerwca do listopada, kiedy jej wód nie pokrywała warstwa lodu. Nie jest nierealnym, że za opłatą godzili się również zabierać pasażerów. Czy wśród nich była Lillian? Nie wiadomo. Pewną nadzieję może dawać fakt, że zachowały się wspomnienia amerykańskiego pilota, który twierdził, że widział Lillian w okolicach Czukotki. Kobieta do dziś jest uznawana za zaginioną.

Historia Lillian choć pełna białych plam od lat inspiruje literatów i filmowców, a nawet twórców oper. Podróżniczce poświęcono m.in. powieść i książkę non-fiction. "Myślę, że była ekscentryczna i niezbyt dobrze czuła się w tłumie", mówiła jednym z wywiadów Susan Smith-Josephy, autorka książki "Lillian Alling. The Journey Home". "Tłoczny i gwarny Nowy Jork raczej nie był dla niej dobrym miejscem. Mogła czuć się przerażona, nerwowa, zachowywać się niezbyt rozsądnie".

W ubiegłym roku na festiwalu w Cannes można zaś było zobaczyć inspirowany losami Lillian film fabularny ("Lillian", reż. Andreas Horvath). Jego akcja dzieje się współcześnie, jednak w wielu szczegółach pokrywa z losami podróżniczki sprzed niemal stu lat. W rolę Lillian wcieliła się Polka, Patrycja Płanik. W rozmowie z Małgorzatą Steciak, która ukazała się w magazynie "Vogue", tak opowiadała o swojej bohaterce: "Nikt nie wie, co się z nią stało. Niektórzy twierdzą, że chciała za wszelką cenę wrócić do swojego dziecka, gdzie indziej słyszałam o historii miłosnej. Istnieje także teoria, że Lillian cierpiała na fugę dysocjacyjną. Jednak żadna z tych hipotez do mnie nie trafia. (...). Czuję, że dotarła do domu, ale po tym, czego doświadczyła, nie mogła w nim zostać na dłużej. Po takiej wędrówce nie da się po prostu wrócić do cywilizacji, zamknąć się w czterech ścianach. Myślę, że poszła dalej, przed siebie, żyła blisko natury, której stała się częścią". 


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy