Reklama

Borys Szyc: Gdy wkładam sukienkę

"Tak dobrze mnie rozumiesz, bo jesteś kobietą", powtarza Borysowi Szycowi jego partnerka. Przesadza? Żartuje? Zdradza tajemnicę? Borysie, oddajemy ci głos.

Kogo byś wybrał: Szyca czy Kota?

Borys Szyc: Chyba wolałbym Kota.

Wytłumaczmy: w filmie "Zimna wojna" jako komunista Lech Kaczmarek walczysz z artystą Wiktorem, czyli Tomaszem Kotem, o względy Joanny Kulig - Zuli. Wejdź na chwilę w jej rolę.

- Tomek, czyli Wiktor, jest tajemniczy, piękny, mądry i gra na fortepianie. Imponuje mi bardzo. On to inny, lepszy świat. Z drugiej strony Kaczmarek jest mi bliższy, głównie takich facetów znam. Może bez finezji, ale konkretny, swojski. Jego miłość do Zuli jest wielka, choć pokręcona. Przy nim nie musiałbym nikogo udawać. Bo jak udajesz, to prędzej czy później masz poczucie winy, czujesz się nie na miejscu. Trudny wybór mi dałaś. Ja jako Zula jestem rozdarty.

Reklama

A ty jako Borys potrafisz spojrzeć na mężczyzn kobiecym okiem?

- Mam w sobie dużo z kobiety. Kobiety mnie wychowały, głównie mama. Otaczała się koleżankami, ciotkami, ważną postacią w rodzinie była babcia. To jest mój odwieczny dżihad - od dzieciństwa buntowałem się przeciw mamie, chciałem być jedynym mężczyzną w jej życiu, a nie miałem wzorca męskości w domu, brakowało mi ojca, autorytetu. Szukałem go na podwórku, miałem starszych przyjaciół, takich "tatów". Do tej pory mówię "tato" do Daniela Olbrychskiego, Krzyśka Materny, Maćka Maciejowskiego, który kiedyś mi powiedział: Jakbym miał syna, to takiego jak ty. To mnie wzruszało i niosło przez życie. Ale ta mama we mnie mocno siedzi. Dlatego rozumiem kobiety.

Jakie kobiece cechy w sobie odnajdujesz?

- Wiele, ale przede wszystkim nadwrażliwość. Kiedyś mi przeszkadzała. Mówiłem o czymś, co wzbudzało we mnie emocje, i natychmiast leciały łzy. Nienawidziłem tego! Wstydziłem się. Bo wyobraź sobie - ja, który już w dzieciństwie wybrałem rolę klauna, klasowego rozśmieszacza, opowiadam o lekturze na lekcji polskiego i nagle zaczynam płakać. Natychmiastowa reakcja? Zdusić to. Tworzyły się we mnie napięcia, które rozładowywałem łobuzowaniem - biłem się na potęgę! Widzisz, znów rozdarcie. Ta często towarzysząca kobietom sinusoida uczuć była mi bardzo bliska. I nadal jest. Paradoksalnie charakteryzuje też alkoholików. Po latach, gdy na terapii zmierzyłem się z tą chorobą, zrozumiałem, kim naprawdę jestem. Świat nienawidzi próżni. W puste miejsca, które masz w sobie, alkohol idealnie się wlewa. U mnie lał się w pustkę po ojcu, w chęć bycia bardziej męskim, niż jestem. Walczyłem między sobą kobietą i sobą mężczyzną. Znalezienie złotego środka to klucz do wyleczenia, poukładania sobie życia. I zaznania spokoju, szczęścia. Kobieta we mnie pomagała mi, ale i przeszkadzała, miałem dysonans poznawczy. Teraz już nie.

Cały wywiad przeczytasz w najnowszym numerze magazynu Twój STYL!


Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy