Reklama

Bliskość w czasach pandemii

Od kilku tygodni funkcjonujemy w nowej, nieznanej dotąd rzeczywistości. Izolacja odcięła nas od rzeczywistych spotkań z przyjaciółmi, od normalnej pracy, ale też skierowała naszą uwagę na nas samych. Jak to może wpłynąć na związki i czy niesie za sobą ryzyko wystąpienia kryzysu w relacjach? O tym rozmawiamy z Marią Rotkiel, psycholożką i terapeutką.

Katarzyna Drelich: Jak izolacja może wpłynąć na relację z osobą, z którą mieszkamy w tym czasie? Może być katalizatorem konfliktów?

Maria Rotkiel:- Kryzys, w którym się znaleźliśmy, a także związana z nim izolacja i konieczność spędzania większej ilości czasu z bliskimi, na pewno wskaże  nam słabsze obszary relacji. To, co nie było w niej dokończone, przepracowane - objawi się w postaci napięcia, dyskomfortu w byciu razem. I dobrze! To dla nas sygnał, że coś wymaga zmiany, niepowtarzalna szansa na pochylenie się nad tym, co nie funkcjonowało dobrze. Natomiast nie każdy tę szansę będzie potrafił wykorzystać. Wielu ludzi nie tylko bardzo dotkliwie to odczuje, ale też nie będzie potrafiło przekuć tego w pozytyw. To potencjalne zarzewie konfliktu, który ugruntuje parę w tzw. "wtórnym kryzysie" i może powodować na przykład wzrost zachowań agresywnych. To może być też bierna agresja: obrażanie się na kogoś, deprecjonowanie czyjejś wartości.

Reklama

- Psychologiczna definicja postrzega kryzys dwojako: to szansa, ale i zagrożenie. Kryzys może nas zatrzymać w niekonstruktywnych sposobach radzenia sobie, może też sprawić, że zamiast motywować się do adaptowania do tych niesprzyjających warunków, będziemy coraz bardziej odcinać się od rzeczywistości i intensyfikować trudne emocje.

Zatem jak przemienić kryzys w coś konstruktywnego? Czy fakt, że teraz ciężej jest zagłuszać emocje, może  pomóc?

- Zagłuszanie emocji jest krótkoterminową strategią, mającą nas uchronić przed odczuwaniem dyskomfortu. Ale wszystko, co wypierane, wraca do nas ze zdwojoną siłą - najczęściej wtedy, gdy jesteśmy słabsi - w momentach kryzysów. Zagłuszanie nigdy nie jest dobre, także całe szczęście, że teraz dużo trudniej to robić.

- Przede wszystkim należy uruchomić pozytywne strategie, a nawet zaadaptować te, które znamy z funkcjonowania w życiu zawodowym. Trzeba nazwać to, co się dzieje, zwerbalizować, jakbyśmy wyznaczali sobie jakiś cel. Nie mamy wspólnych tematów? Trzeba znaleźć wspólne cele. Coś, co zbliży nas do siebie, jakbyśmy poznawali się na nowo.

 - Jeśli zauważam, że w moim domu stół ma jedną nogę krótszą, to nie siedzę i nie narzekam, że jest się chwieje, tylko robię coś, żeby był stabilny. Narzekanie nie ma sensu, jeśli nie niesie za sobą konkretnych działań. O tym, co nam przeszkadza, należy mówić wprost. Nie adresujmy od razu pretensji do partnera, tylko zastanówmy się, co możemy oboje zrobić, żeby to, co zauważyliśmy, przepracować.

- Na bieżąco powinniśmy dostarczać sobie paliwa do działania. Sprawiajmy sobie przyjemności. Wystarczą małe rzeczy: zrobić rano kawę do łóżka, zamieniać się obowiązkami nad opieką nad dziećmi. Dbanie o relacje jest łatwe, tylko zazwyczaj nie mamy na to czasu. Nie wystarczy się kochać, trzeba codziennie dawać o tym znać w małych gestach. Nie mamy przecież na czole napisane "Kocham Cię!".

Czy jeśli kryzys w związku wystąpił teraz, to znaczy, że i tak by się pojawił?

- Myślę, że tak, choć musimy pamiętać, że sytuacje prowadzące do kryzysu mają swą genezę dużo wcześniej. To tak, jak ze słabym ogniwem w łańcuchu - dopiero gdy mocno go naprężymy, pęknie w tym miejscu. Zauważamy je dopiero w momencie pęknięcia - ale to nie znaczy, że nie było go tam wcześniej. Podobnie jest w związku. Jeśli straciliśmy przyjemność ze wspólnego spędzania czasu, nie mamy wspólnych tematów, drażnimy się wzajemnie i nie potrafimy się wspierać, to najprawdopodobniej skutek procesu, który postępuje. Być może wcześniej nie zauważaliśmy braku porozumienia.

- Namawiam wszystkich, by nie przestraszyli się tego, ale przeformułowali to w zadania. Co mogę zrobić, by tę sytuację poprawić? Mówimy przecież o człowieku, który kiedyś był dla nas całym światem. Dlaczego cały czas nie możemy być ze sobą tak blisko, jak na początku? Oczywiście, nie możemy być zakochani tak samo przez 20 lat , zaniedbalibyśmy przecież inne aspekty naszego życia, ale dalej możemy starać się wzbudzać w sobie te same pozytywne emocje. Żeby to się jednak stało, trzeba dotrzeć do genezy problemu, rozmawiać o tym, co nas boli, słuchać potrzeb partnera i jasno komunikować swoje.

Czy słabym ogniwem relacji może być niedogadanie z samym sobą?

- Jeśli nie mamy przepracowanej relacji z samym sobą, to trudno zbudować zdrową i trwałą więź z kimkolwiek - partnerem, dzieckiem, przyjacielem. To ABC funkcjonowania w świecie. Pierwszy krok w otwieraniu się na świat powinien polegać na zbudowaniu dobrej relacji z samym sobą. Jest to o tyle trudne, że przez pierwsze kilka lat naszego życia potrzebujemy przewodnika, który będzie dawał nam wsparcie, będzie naszym mentorem - z reguły jest to rodzic, czasami starsze rodzeństwo.

- W późniejszym wieku, jeśli mamy szczęście, będzie to inny autorytet, na przykład trener, jeśli trenujemy sport. Jeśli ktoś nie spotkał takiego przewodnika, który pomógłby w budowaniu tej relacji, musi to nadrabiać przez terapię, przez pracę nad sobą. Samemu jest trudno - stąd zawód psychoterapeuty. Dobra relacja z samym sobą nie musi być idealna -  tak jak z innymi ludźmi, ale musi być dobra. To relacja, w której sami siebie rozumiemy, rozpoznajemy swoje emocje, potrafimy je konstruktywnie rozładowywać i umiemy się sobą zaopiekować. Bez tego fundamentu budujemy coś bardzo chwiejnego, co przy pierwszym lepszym wietrze, kryzysie, nieudanej relacji może runąć. Może być tak, że przyglądając się związkowi możemy zauważyć, że  zmiana powinna być po naszej stronie, że być może to my nie radzimy sobie z emocjami i zrzucamy winę na partnera.

- Może być też tak, że teraz nudzimy się z partnerem. W takich sytuacjach pytam pacjenta, czy nie nudzi się sam ze sobą. Często okazuje się wówczas, że zmiana musi nastąpić w nas samych - nie możemy wymagać od partnera zaspokojenia potrzeb, których sami nie potrafimy spełnić u siebie. A wady, które przeszkadzają nam w drugiej osobie najbardziej, to czasami nasze własne wady, które dostrzegamy właśnie w ten sposób. Jeśli mamy kryzys w relacji sami z sobą, to kryzys w związku z partnerem prędzej czy później nastąpi. Teraz możemy baczniej się temu przyglądać.

O sposobach na pracę zdalną, wyznaczaniu granic i pracy nad relacjami toksycznymi - czytaj na następnej stronie >>>


Istotnym aspektem dla wielu z nas jest praca zdalna w czasie kwarantanny. Jak nauczyć się szacunku do czasu pracy partnera i zadbać o ten szacunek dla swojej pracy?

- Przede wszystkim, co być może oczywiste, należy się dobrze zorganizować. Musimy mieć swoje stałe stanowisko pracy w domu, wyznaczyć granice, zakomunikować domownikom: "o 10 siadam do biurka i dwie godziny siedzę przed laptopem. Wszystkie ważne rzeczy załatwmy przed lub po, przez ten czas nie chcę się odrywać od pracy". Musimy nauczyć się komunikować takie rzeczy osobom, z którymi mieszkamy, ale z poziomu asertywnego. Jeżeli swoim zachowaniem pokażemy, że potrafimy zarządzać pracą, że szanujemy swój czas i energię, to jest szansa, że druga osoba odpowie tym samym i będziemy działać z wzajemnym szacunkiem.

- Nie możemy tym samym popełniać podstawowych błędów, czyli chodzić cały dzień w piżamie z laptopem, siadając na każdym fotelu, zmieniając co chwilę miejsce pracy. Jeżeli tak funkcjonujemy, to trudno oczekiwać, że druga osoba z szaloną powagą podejdzie do naszego czasu pracy, skoro my sami go nie szanujemy. Sam ubiór może nam w tym bardzo pomóc. Spróbujmy podejść do pracy zdalnej tak, jak byśmy wychodzili z domu. Ubierajmy się wygodnie, ale tak, jak byśmy mieli się z kimś spotkać. Wyznaczmy swoją strefę pracy, nie rozpraszajmy się tym, że za ścianą jest lodówka i nie róbmy do niej spacerów co pół godziny. Stałe stanowisko pracy, posprzątane biurko z laptopem i kawą pomoże nam się skupić i przestawić umysł na tryb "praca". Otoczenie wymusza na nas adaptację do warunków, więc pomóżmy sami sobie się zaadaptować.  Najpierw musimy się dobrze organizować i swoją postawą komunikować, że czas naszej pracy jest ważny, żeby oczekiwać tego szacunku od domownika.

Jak wyznaczać granice? Jak nie dopuścić do "zlania się" z drugą osobą i zapobiec nadmiernej kontroli, kiedy przebywamy ze sobą non-stop?

- Dokładnie tak samo, jak to powinno dziać się na co dzień. Teraz może wystąpić ryzyko uświadomienia sobie, że jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi, albo przeciwnie - że nasza relacja działa na zasadach symbiozy. Jeśli tak jest, to znaczy, że najprawdopodobniej musieliśmy mieć do tego predyspozycje wcześniej. Osoby lękowe mają tendencje do budowania relacji symbiotycznych. Wcześniej było to trudniejsze, bo sam tryb życia wymuszał funkcjonowanie w odrębnych przestrzeniach, na przykład  zawodowych lub towarzyskich. Jeśli teraz mamy poczucie zlewania się, kontrolowania i niepokoju, że partner siedzi pięć minut dłużej w łazience, więc na pewno pisze z kochanką, to znaczy, że taką potrzebę sprawdzania mieliśmy już wcześniej. I dobrze, że w końcu to zauważamy. Warto się skupić na samym sobie i odpowiedzieć na pytanie: "Jaką potrzebę chcę w ten sposób zaspokoić? Co ma mi dać chorobliwa kontrola?". Wcześniej nosiliśmy w sobie jakieś deficyty. Jeśli zauważamy w sobie takie toksyczne zachowania, to warto zgłosić się na terapię. To, co możemy zrobić teraz, to zadbać o własną przestrzeń, własne zajęcia. Wyznaczyć sobie czas, w którym skupiamy się tylko na sobie. Może to być domowe spa, czytanie książki, generalnie wszystko to, co możemy zrobić same, bez udziału drugiej osoby. Coś zupełnie naszego.

- Relacje symbiotyczne to często relacje przemocowe, pełne lęków, złości. Jeśli druga osoba próbuje się od nas oddalić, nie ma poczucia bezpieczeństwa. Dlatego niezwykle ważna jest szybka reakcja, kiedy to zauważymy.

W relacjach symbiotycznych pewne toksyczne zachowania działają w dwie strony. Czy ważne jest, aby uświadomić sobie, że ta odpowiedzialność za symbiotyczną relację jest u obydwojga parterów?

- Zrozumienie tego, czym jest relacja symbiotyczna dla osób, które się w niej znajdują, to niezwykle trudne zadanie. Trzeba umieć zobaczyć, jakie deficyty wnosi się do związku i na które z nich partner odpowiada w sposób, który podtrzymuje symbiozę. To jest dość podobne do tego, co dzieje się w relacjach z osobami uzależnionymi. Partnerzy takich osób odpowiadają schematami zachowań, emocjami i postawami, które  podtrzymują problem. Żeby umieć to zobaczyć i przepracować, jednocześnie nie wchodząc w poczucie winy, potrzebna jest osoba towarzysząca w postaci psychoterapeuty. Często, gdy próbujemy rozwiązać to sami, pojawiają się wzajemne oskarżenia, budowanie wzajemnej złości. Nie wydaje mi się, żeby ten kryzys był dobrym czasem na dogłębną pracę nad tym. Wystarczy to dostrzec i uświadomić sobie, że jest to nasza szansa na podjęcie terapii. Ważne, by nie kotwiczyć się w destrukcyjnych sposobach funkcjonowania.

O seksualności w czasach pandemi - czytaj na następnej stronie >>>

Co ze zjawiskiem familiaryzacji? Istnieje ryzyko, że w obliczu rutyny i lęków partner stanie się dla nas bardziej przyjacielem, niż partnerem seksualnym. Jak sobie z tym poradzić?

- Jeżeli tak się zaczyna dziać, to również znaczy, że początek tego procesu miał miejsce wcześniej. Gdy zauważamy, że z partnerem zaczynamy się traktować bardziej jak kumple, a seksualność z dnia na dzień więdnie, to trzeba się zastanowić, jak ten proces zatrzymać. Często chodzi o wzajemną atrakcyjność fizyczną. Ważne jest budowanie erotycznej bliskości. Erotyka jest flirtem. Ważne, aby mimo tego, że siedzimy cały czas w domu, dalej zachęcać się wzajemnie do flirtu, zabiegania o siebie. Często gubimy to w codzienności, teraz to ryzyko jest jeszcze większe: bo chodzimy trzeci dzień w tym samym dresie, bo dzieci skaczą nam po głowie 24 godziny na dobę. Zastanówmy się, czy mamy czas tylko dla siebie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wyznaczyć przestrzeń dla swojej seksualności. Sposoby są łatwe i bardzo przyjemne. Chociaż teraz nie można wyjść na randkę do kina czy restauracji, spróbujmy znaleźć na to przestrzeń w domu, gotując dla siebie kolację, albo proponując wspólną kąpiel. Spróbujmy wyjść z inicjatywą.

W związkach często zauważamy, że jedna osoba jest bardziej dominująca, druga bardziej uległa. Jak w tym przypadku dzielić się po równo obowiązkami i zrównoważyć podział tych sił?

- Układ sił w relacjach bardzo często kształtuje się na zasadzie kontrastu -  jedna osoba jest bardziej dominująca, druga bardziej uległa; ktoś jest lepszym organizatorem, a ktoś lepiej odnajduje się w podążaniu za partnerem. Rzadko udaje się to idealnie równoważyć, trzeba jednak umieć to zobaczyć i nazwać, jak się z tym czujemy. Bo może być tak, że dobrze odnajdujemy się w układzie, że jedna osoba jest silniejsza, a druga korzysta ze wsparcia. Formy budowania relacji i układy sił są bardzo różnorodne, warto zadać sobie i parterowi pytanie, jak się z tym czujemy. Bo jeśli obydwu stronom pasuje taki układ, to wszystko jest w porządku. Jeśli dla kogoś jednak jest to męczące i ma potrzebę zmiany sytuacji, chce być bardziej odciążona, musi umieć to nazwać. Nie oskarżeniami i atakiem, tylko wyjściem z pytaniem, czy druga osoba może przejąć konkretne obowiązki życia codziennego. Sposób komunikowania jest kluczowy. Jeśli komunikujemy się atakiem, to nie rozwiążemy problemu, Kluczem jest konstruktywne podejście do tematu z uwzględnieniem tego, że obydwie strony skorzystają z podziału obowiązków.

Co dobrego możemy wyciągnąć z tego czasu?

- Przyjemność. Możemy odkryć, albo przypomnieć sobie, ile przyjemności daje bliskość. Że jest ona budowana na kilku obszarach: fizycznym, emocjonalnym, czyli związanym z byciem otwartym na emocje partnera i intelektualnym, czyli na wspólnych tematach, ciekawości na drugą osobę, zainteresowaniach i celach. Ważne, aby dostrzec, jak ważne są to obszary. Relacje powinny uruchamiać nasz potencjał, który mamy w sobie. Człowiek jest istotą stadną, potrzebujemy bliskości drugiego człowieka, żeby się rozwijać. Jest to idealna okazja do tego, by w końcu to docenić.

***

#POMAGAMINTERIA

Inżynierowie wywodzący się z Politechniki Śląskiej prowadzą zrzutkę na bramy odkażające dla szpitali. Chcą postawić ich co najmniej dziesięć, uruchomili już działający prototyp. Możesz im pomóc i wesprzeć szpitale w walce z epidemią koronawirusa.

Sprawdź szczegóły >>

W ramach akcji naszego portalu #POMAGAMINTERIA łączymy tych, którzy potrzebują pomocy z tymi, którzy mogą jej udzielić. Znasz inicjatywę, która potrzebuje wsparcia? Masz możliwość pomagać, a nie wiesz komu? Wejdź na pomagam.interia.pl i wprawiaj z nami dobro w ruch!

 

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy