Reklama

Bez ultimatum

Słyszałam o stewardesach, które podrywają pilotów. Nie widzę, nie przejmuję się. To kwestia zaufania do męża - mówi Monika Richardson.

Monika Richardson, dziennikarka telewizyjnej Dwójki, żona szkockiego pilota Jamiego Malcolma, wiedziała, że wychodzi za wojownika: - Jamie latał na samolotach cysternach, w powietrzu tankował myśliwce. Czasem opowiadał mi o tym, a moja wyobraźnia od razu dopowiadała resztę. Dramatyczną. Jamie latał przecież nad Irakiem i Afganistanem. Jego samolot był wielki, łatwy do namierzenia, wystarczy przecież jedna rakieta... - zawiesza głos Monika.

- Gdy się poznaliśmy, Jamie był pierwszym oficerem, potem kapitanem, później szkoleniowcem - to było coraz bardziej niebezpieczne. Ale jakoś nauczyłam się tak blokować świadomość, że wyłączałam paniczny strach. Od ich ślubu minęło osiem lat, Jamie na szczęście nie jest już pilotem RAF-u, lata w liniach cywilnych, ale jego praca i tak nie daje spokoju Monice.

Reklama

- Tyle się słyszy o wypadkach, za każdym razem, gdy mówią, że rozbił się samolot, mam ciarki na plecach. Ale nigdy nie postawiłam mu ultimatum: albo twoja ryzykowna praca, albo ja.

Lot wahadłowy

Samochód się zepsuł, stałem na środku skrzyżowania. - Jamie wpada do domu. - Jedź po dzieci do szkoły, jesteś spóźniony - denerwuje się Monika. On wychodzi, wraca: - Karta parkingowa się rozmagnesowała, daj swoją! Monika: - Kiedy Jamie wylatuje do Anglii, mam w domu porządek i wszystko na czas. Gdy wraca, jest chaos, jego rzeczy walają się wszędzie. Ale za to dzieci odzyskują cudownego ojca, a ja fantastycznego faceta. Sama nie wiem, który stan wolę - zastanawia się półżartem. Jamie w piątki rusza z Warszawy do Londynu, a stamtąd w rejs na kilka dni. Do domu wraca po weekendzie.

- Zawsze jest trochę nieprzytomny, lekko odurzony lotami. Zanim dojdzie do siebie, znowu jest piątek - opowiada Monika. Tak jest od trzech lat, bo tak długo mieszkają w Polsce z dziećmi: siedmioletnim Tomkiem i czteroletnią Zosią. Jamie ma pracę "na odległość". Dokładnie tak jak Monika, gdy jeszcze mieszkali w Anglii. - Wtedy to ja latałam do Polski na nagrania swojego programu Europa da się lubić. Co dwa tygodnie brałam dzieciaki, wielką walizkę i musiałam sobie radzić. Tomek cudownie znosił podróże, zaczynał ssać mleko w Londynie, kończył na Okęciu, Zosia jest wiercipiętą. Nie było łatwo, ale miłość wymaga kompromisów - mówi Monika.

Poznali się w Dęblinie jedenaście lat temu. Święto polskiego lotnictwa. W kantynie grupa pilotów i jedyna kobieta, Monika z mikrofonem. - Lotnicy opowiadają o swoich przygodach, który i jak katapultował się z myśliwca. Siedzący obok mnie Szkot o ładnych oczach chyba widzi, że mam dość, bo pyta: Pójdziemy na spacer? Od razu się w nim nie zakochałam. Przez trzy lata widywaliśmy się co kilka tygodni - opowiada Monika.

- Oboje po nieudanych związkach. On - bezpretensjonalny, nie megaloman, nie playboy. Po kilku randkach przestałam myśleć o nas w kategoriach rozrywkowych: jakie kolczyki założę tym razem czy jakie wino on wybierze do kolacji. Zaczęłam się zastanawiać: może ten Jamie to mężczyzna na całe życie? Widywaliśmy się coraz częściej. To już była miłość. Zaszłam w ciążę. Panika? Byłaby uzasadniona - on tam, ja tu, niesprawdzeni. Ale jakoś byłam spokojna. Skądś wiedziałam: Jamie będzie świetnym ojcem. Urodził się Tomek, trzy miesiące później był ślub. Na początku było jasne, że pojadę z Jamiem do Anglii.

Może Polska?

Oksford, mieszkanie Jamiego i Moniki. On w pracy, ona z dzieckiem. W wolnych chwilach - przed telewizorem. Śledzi angielskie seriale, kolejny raz czyści błyszczące wzorowo sztućce. I pyta sama siebie: co ja tu robię? Zostawiła popularność, karierę w polskiej telewizji. W Anglii stała się gospodynią domową.

- Po kilku miesiącach zaczęłam chodzić po ścianach. Tęskniłam do kraju. Oglądałam wiadomości angielskie i nic mnie nie ciekawiło. Czułam, że w Warszawie wiele rzeczy mnie omija. Jamie też to czuł. W końcu powiedział: Leć tam, rozejrzyj się - opowiada Monika. Poleciała. To wtedy pojawił się jej hitowy program Europa da się lubić. Zaczyna się jej życie na huśtawce, trochę w Anglii, trochę w Warszawie. Tam coraz większa stabilizacja: własny domek, ogród, tu nowe propozycje. Bo rusza nowy show, Monika ma zostać jurorką. Długo się zbierała, zanim odważyła się wykrztusić: A gdybyśmy tak przenieśli się do Polski? Jamie robi wielkie oczy: jak to? A jego praca? A szkoła Tomka? A co z domem?

- Wiedziałam, że mąż jest bardzo związany ze swoimi przyjaciółmi, rodziną. Czy będzie go stać na taki kompromis? To był wielki sprawdzian naszego związku - opowiada Monika. Po południu przyjechała agentka nieruchomości, okazało się, że mogą wynająć swój dom choćby od jutra. Jamie wziął głęboki oddech. I podpisał umowę.

Odbijany

- Where is my doll? - pyta Zosia babcię. - Zosieńko, powiedz to po polsku - prosi mama Moniki. - Why? You can speak English! - przekomarza się mała. - Rodzina ma mi czasem za złe, że w domu nie mówimy po polsku. Jamie zgodził się na zmianę miejsca, ale postawił warunki: dzieci chodzą do angielskiej szkoły i rozmawiamy po angielsku. OK, ustępstwo za ustępstwo - tłumaczy Monika. Kupili duże mieszkanie na Mokotowie, w którym od kilku tygodni najważniejszy dla dzieci stał się telewizor. Mama bierze udział w programie Taniec z gwiazdami. Jamie słabo zna polski, ale wie, o co chodzi, i czasem pyta z przekąsem: "Jak tam się czuje ten twój narzeczony, przepraszam: partner?". Monika:

- Jamie jest zazdrosny, wie, że taniec z Krzysztofem to dla mnie megaprzyjemność, coś ekscytującego. Ale przecież mnie zna i wierzy. OK, można oszaleć dla przystojnego tancerza, ale byłabym niepoważna, kładąc na szali to, co osiągnęłam: małżeństwo, dzieci, dom. Poza tym, gdyby chciał, też mógłby grać na moich uczuciach. - uśmiecha się.

- Czy ja nie wiem, że stewardesy na liniach Jamiego są młode i piękne? Tylko że ja mam zasadę: nie widzę, nie martwię się. To też kwestia zaufania. Za dużo wspólnie mamy, żeby ryzykować - mówi Monika. I przyznaje: silniejsze jest to, co ich łączy, niż to, co dzieli. - Brakuje mi go, gdy wyjeżdża. Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby założył firmę w uliczce za rogiem i był ze mną ciągle. Ale czy bez swojej pasji byłby szczęśliwy? I dodaje: - Odkąd mieszkamy Polsce, tylko raz Jamie był z nami przez dwa kolejne weekendy. Wakacje też spędzamy oddzielnie - on w pracy, ja z dziećmi nad Bałtykiem. Święta to "trójpolówka", raz u jego rodziny, drugi u mojej mamy we Wrocławiu, a potem u taty w Warszawie. Ale mam plan: zbudujemy kiedyś wielki dom i tam będziemy zapraszać wszystkich - kwituje Monika.

I rozciera plecy po treningu. Ćwiczyli z Krzysztofem rumbę. Jamie mruczy: - Teraz ją boli, a jutro znów tam poleci jak na skrzydłach.

Agnieszka Litorowicz-Siegert

Fragment artykułu "I tak Cie kocham".

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy