Reklama

Betty Q: W burlesce erotyzm jest środkiem, nie celem

Dzięki burlesce mężczyźni zaczynają rozumieć, że ideałem piękna nie jest dziewczyna z okładki Playboya: chuda, długa i wygolona, tylko każda dziewczyna, która jest piękna, bo myśli tak o sobie - mówi Betty Q, performerka burleski i propagatorka tej sztuki w Polsce.

Agnieszka Łopatowska, Styl.pl: Zależy ci na tym, żeby ludzie przestali myśleć, że burleska to taniec, a przede wszystkim, że to striptiz. Jak chciałabyś, żeby była postrzegana?

Betty Q: - Kiedy sześć lat temu zaczynałam się nią zajmować, nikt nie miał pojęcia co to jest i nie umiał nawet wymówić słowa burleska. Teraz to się naprawdę bardzo zmienia. Ale najlepiej za tym, żeby traktować burleskę jako rodzaj performance'u scenicznego będzie przemawiało to, by jej jak najwięcej wystawiać. Ludzie wtedy zobaczą, że to nie tylko taniec. Że to aktorstwo, sztuki iluzjonistyczne, wszystko co można włożyć w przedstawianą historię. A jeśli ktoś dodatkowo jest dobrym tancerzem, to świetnie! Dlatego jest tak bliska performance'owi - to rodzaj występu scenicznego, który jest dość krótki, bo każdy numer trwa średnio pięć minut, a dość dużo znaczy.

Reklama

- Po tym, jak nauczyliśmy ludzi czym w ogóle jest burleska, naszym zadaniem jest nauczenie ich kim są performerki i performerzy burleski. Ale to wszystko jest na dobrej drodze...

Często show burleskowe postrzegane było jako traktujące o erotyce. Tymczasem performerzy chętnie "komentują" sytuację polityczną czy społeczną. Gdzie szukacie inspiracji do swoich występów?

- Erotyzm, o którym powszechnie mowa jeśli chodzi o burleskę, jest tylko środkiem przekazu innych treści. Inspiracje są wszędzie, wystarczy sięgnąć po to, co ma się w głowie. Wiele powstaje numerków politycznych, dość popularnych w Polsce - myślę, że za moją sprawą, bo tworzonych przez moje uczennice i uczniów. Jak każdy artysta chcemy pokazać, jak świat się układa w naszych głowach, jakie my mamy zdanie na temat tego, co się na nim dzieje. Jeśli malarza wkurza sytuacja na granicy węgierskiej, namaluje o tym obraz, poeta napisze wiersz, a performer posłuży się burleską. Erotyzm jest środkiem tego przekazu, a nie celem.

Atrybuty waszego przekazu - mocno trywializując - można by sprowadzić do brokatu, piór i cycków. Ale jak duża naprawdę jest rola kostiumów i muzyki w waszym przekazie?

- Bardzo ważna. Mamy tylko pięć minut i w stu procentach chcemy wykorzystać ten czas. Nie mamy kilku godzin, jak podczas spektaklu teatralnego. Jeśli nie zawładniemy umysłem widza, show jest stracone. Jak to zrobić? Działać na wszystkie zmysły! Są performerki, które używają nawet specjalnych zapachów, żeby pierwsze rzędy pod sceną poczuły, że dzieje się tam coś magicznego. Kostium jest superważny, bo to pierwsza rzecz, którą widzimy. A ludzie na tym etapie rozwoju cywilizacyjnego są wzrokowcami. Wzrok jest intelektualny, to pierwszy bodziec, który do nas dochodzi, który analizujemy.

- Muzyka z kolei jest bardziej emocjonalna, więc możemy działać nią i na tę sferę. Kostium to też kwestia estetyczna, bo zależy nam na walorach estetycznych burleski. Z drugiej strony, czasem żeby przekazać coś ważnego, trzeba się posłużyć brzydotą. Ona musi być konkretnie i mądrze użyta. Wpływanie na widza za pomocą tych środków, to jest nasza sztuka.

Czyli bardziej "łechtanie" inteligencji niż męskości czy kobiecości?

- Kiedy oglądasz burleskę, najpierw widzisz warstwę estetyczną, a dopiero po chwili intelektualną, narracyjną. Nawet jeśli ktoś nie dotrze do tej drugiej, mimo wszystko obejrzy bardzo ładne show. A to, co się przez nią przedrze, to miły dodatek.

Do kogo burleska trafia bardziej - do kobiet czy do mężczyzn?

- Bardzo zależy. Mam wrażenie, że dużą częścią widowni są dziewczyny i 70 proc. moich fanów na Facebooku to kobiety. Burleska jest bardzo fajnie akceptowana przez kobiety i okazuje się, że kwestia striptizu nie jest dla nich problemem, nie budzi kontrowersji. To pokazanie, że każde ciało może być fajne, atrakcyjne, silne. Dziewczyny odczytują w tym dużo siebie. Lubią tę estetykę, o której wspomniałyśmy: kostiumy, pióra, brokat itd. Bardziej doceniają, że performerka jest świetnie umalowana, uczesana. Oczywiście trochę to generalizuję. Ale mam też wrażenie, że burleska w tym aspekcie jest świetnie odczytywana przez środowiska gejowskie, bo pojawia się estetyka queerowa i drag'owa.

- Ale na nasze występy przychodzi też coraz więcej panów, który zaczynają siebie odnajdywać w tym wszystkim. Zaczynają rozumieć, że ideałem piękna nie jest dziewczyna z okładki Playboya: chuda, długa i wygolona, tylko każda dziewczyna, która jest piękna, bo myśli tak o sobie. Seksualność i erotyzm jest w głowie. Mój chłopak powtarza - co bardzo lubię: "Nieważne, jakie masz cycki, tylko z jaką miną je pokazujesz".

Ty mówisz, że burleska to praca nad tym, żeby znaleźć siebie taką, jaką lubisz najbardziej.

- Tak!

To nie tylko kwestia ciała, prawda?

- Podczas przygotowań do numerów, podczas występów dziewczyny przepracowują sobie mnóstwo rzeczy. Poszukują siebie i swojego miejsca w świecie, definicji siebie. Wykonują przede wszystkim pracę w głowie. Ja z kolei uwielbiam występować i sprawia mi to ogromną przyjemność. , tylko lubię występować dla ludzi, mieć z nimi bliski kontakt. Bezpośredni kontakt z publicznością bardzo dużo uczy człowieka. Przede wszystkim o sobie.

Jaką częścią burleski jest publiczność?

- Bez niej jej nie ma. Kiedy się ogląda wideo na Youtube, to zupełnie coś innego, niż kiedy oglądasz na żywo, uczestnicząc w tym. W interaktywnych numerach często biorę kogoś z publiczności na scenę, w innych prowadzę z nimi niemy dialog. Bez nich to wszystko nie miałoby racji bytu. Uwielbiam też jako widz chodzić na burleskę. Bo w tym miejscu - nie tak jak w teatrze konwencjonalnym, gdzie trzeba siedzieć cicho i grzecznie - możesz robić hałas, Możesz powiedzieć, co ci się podoba, a co ci się nie podoba. Ten kontakt jest bezpośredni i cudowny.

- Współpracuję z aktorem, który został również performerem burleski. Powiedział mi: "Występuję na scenie 20 lat. Dopiero kiedy cię poznałem, zobaczyłem co robisz i sam zacząłem się tym zajmować, odkryłem na nowo co znaczy kontakt z widownią".

Które z emocji najchętniej wyzwalasz?

- Najtrudniej jest kogoś rozśmieszyć. Komediowe numery są najtrudniejsze, ale też najbardziej pożądane, a ja to lubię. Ostatnio odkryłam też mroczną część siebie i moje nowe numery idą bardziej w tę stronę. Sprawia mi przyjemność pokazywanie, że burleska nie musi być słodka i urocza, ale może dotykać silnych emocji. Może nie być różowa, a wręcz czarna. Ale kiedy przeglądam swój repertuar, okazuje się, że moje numery są bardzo różne i nie mają wspólnego mianownika, bo ciągle szukam. Dużo robię nowych rzeczy, które nie klasyfikują się w podstawowym myśleniu o burlesce.

Czułaś kiedyś zagrożenie na scenie, ktoś cię obrażał, albo próbował dotknąć?

- Performerki i performerzy tworzą silną aurę, która sprawia, że z jednej strony widzowie czują dystans do osoby, która występuje na scenie, a z drugiej czują się bardzo blisko niej. To bardzo silna empatia. Przeżywają wszystko razem. Właśnie ten dystans daje poczucie bezpieczeństwa. Jeśli widzisz na scenie dziewczynę lub chłopaka, który jest bardzo silny w tym, co wyraża, to wiesz, że nie możesz sobie pozwolić na więcej.

- Oczywiście kiedy performerka jest niedoświadczona, nie wie jeszcze jak może szarżować z publicznością, mogą się wydarzyć niezbyt pożądane sytuacje. Ale w całej mojej karierze nie przeżyłam czegoś takiego. Mam wrażenie, że widzowie są też zawstydzeni.

No właśnie - kto się bardziej wstydzi: performerka czy widzowie?

- Jeśli performerka już weszła na scenę, to jest to dziewczyna, która wie po co tam weszła. Nie wstydzi się, bo nie chodzi o pokazanie ciała, a przekazanie treści. A czy widzowie się wstydzą? Mniej doświadczeni, nieznający burleski się trochę wstydzą. Życie.

Na tyle jest nieznana ta sztuka w Polsce, że raczej trudno się z niej utrzymywać. Kim są performerzy i performerki?

- W Polsce są może dwie performerki, które zajmują się burleską pełnoetatowo, w tym ja. Ale na świecie też nie ma ich bardzo dużo. Często jest to zajęcie "po godzinach". Ja podjęłam decyzję, że chcę to robić na 100 procent i bardzo się z tego cieszę, bo to pozwoliło mi zająć pozycję, z której teraz mogę korzystać. Burleski jest coraz więcej, robię jej festiwal, dużo się dzieje. Jest też dużo dziewczyn, które traktują ją wciąż hobbystycznie, ale występują dużo i profesjonalnie. Jedna pracuje w banku, druga jest montażystką, trzecia jest anglistką, a czwarta polonistką... Każdy może być performerem, jeżeli ma tylko na to ochotę i chce spróbować.

Uczniowie czy klienci banku nie wytykają dziewczyn palcami?

- Bardzo się różnimy na scenie od tego, jakie jesteśmy na co dzień. Kiedyś podczas występu zobaczyłam wśród publiczności mojego znajomego jeszcze z czasów zanim zajęłam się burleską. I zrobiłam eksperyment później na imprezie - stanęłam koło niego nic nie mówiąc, w pełnym make-upie, kostiumie, z ułożonymi włosami i piłam drinka. Nie poznał mnie.

Ciało jest jednym z twoich podstawowych narzędzi - czy masz jakieś specjalne rytuały pielęgnacyjne, żeby utrzymać je w takiej formie, w jakiej jest?

- Mam podstawową zasadę, której się trzymam: bardzo pilnuję tego, by dobrze jeść. A dobrze jeść, to znaczy tak, żeby mi to sprawiało przyjemność. Jeżeli będę jadła dobre rzeczy, to będę szczęśliwsza, świat będzie szczęśliwszy. Będę mniej marudziła, świat będzie mniej marudził, będzie dobrze. Oczywiście pilnuję tego, żeby się mieścić w kostiumy, ale jedzenie wpływa na to, jacy jesteśmy. Marzę o tym, żeby rytualnie dbać o ciało, ale bardzo dużo pracuję i mam na to za mało czasu. Ale na przykład długo śpię!

I nigdy się nie opalasz...

- To też prawda. Ale nie dlatego, że nie lubię. Kiedy zdejmujesz coś z siebie i zostają ci białe paski od stanika albo majtek, to to nie wygląda atrakcyjnie.

Świat od wielu lat uznaje za kanon piękna i seksapilu kobiety szczupłe, a wy jesteście żywymi dowodami na to, że tak nie jest.

- Tak, choć przyznam szczerze, że dziewczyny z burleski też mają kompleksy i też z nimi walczą. Nie jesteśmy w pełni szczęśliwe z tego, co mamy i jak wyglądamy. Miewamy dołki i walczymy z demonami. Ale burleska pomaga nam z nimi walczyć bardziej skutecznie.

Muzycy schodząc ze sceny po koncercie są często bardzo naładowani pozytywną energią - też tak macie?

- Jeżeli masz fajną publikę, to masz energię na cały tydzień. Ale to tylko kwestia widzów - musisz dokładnie wiedzieć, jak na nich wpływać, żeby ci oddali tę energię. Często mam taki występowy haj. Oczywiście zdarza się, że zamiast cieszyć się tym hajem, myślisz o tym, że w jednym momencie się potknęłaś, czego nawet nikt nie zauważył, ale to jest wszystko ludzkie.

Prowadzisz warsztaty burleski - kto na nie przychodzi?

- Wszyscy. Mam bardzo różne dziewczyny. Część zawsze chciała występować i wymyśliły, że chcą właśnie tak. Część chodziła na crossfit i stwierdziły, że chcą być bardziej kobiece, więc przyszły na te zajęcia. Mam dziewczyny, które przychodzą, bo chcą się poruszać i nawet kiedy się okazuje, że to nie taniec i nie fitness i tak zostają, bo są pod wrażeniem tego, co mogą zrobić ze sobą.

Czego je uczysz?

- Uczę koordynacji ciała, koordynacji przestrzeni, świadomości ciała i przestrzeni - czyli bardzo podstawowych kwestii teatralnych. Poza tym trafia się tam kilka zadań aktorskich i choreograficznych. Ale tańca na tych zajęciach się nie nauczysz, nauczysz się ruchu.

A podejścia do publiczności jesteś w stanie nauczyć?

- Tak. Niektóre dziewczyny mają to od początku, ale wiele musi to w sobie odkryć. Pomagam im w tym.

Przychodzą częściej dlatego, że chcą odkryć swoją kobiecość, czy chcą się popisać przed mężczyznami?

- Pół na pół. Często te, które przychodzą i mówią: "Chcę zrobić numer dla swojego faceta", w trakcie zajęć zmieniają zdanie i mówią: "Chcę to zrobić dla siebie, to są zajęcia dla mnie, nie dla niego". I to jest super!

Kto jest twoim autorytetem scenicznym?

- Jeżeli chodzi o burleskę?

Nie tylko. Myślę, że w twojej sztuce jest też wiele innych wpływów.

- Zgadza się. Dirty Martini, jedna z największych performerek burleski pod każdym względem - również rozmiarowym, która zrobiła wiele dla światowej burleski jest moją bohaterką. Z drugiej strony uwielbiam Marię Peszek za to, że jest taka bezkompromisowa, a w tym tak kobieca. Nie jest kobieca stereotypowo, to mnie bardzo pociąga. Te dwie sylwetki są mocno świadczące o tym, co mnie kręci.

W sierpniu podczas Off Festivalu w Katowicach byłaś kuratorką sceny burleskowej. To była okazja, żeby pokazać burleskę bardzo szerokiej publiczności. Jakie wyniosłaś z niego doświadczenia?

- Kiedy zadzwonił do mnie mój idol z lat nastoletnich Artur Rojek i powiedział: "Chciałbym, żebyś przyjechała na mój festiwal", to było wielkie pozytywne szaleństwo. Świetna okazja, żeby pokazać to, co robimy zupełnie innej publiczności. Obawialiśmy się, że ludzie, którzy przyjeżdżają na Offa nie będą odbiorcami burleski, a okazało się, że są! Ich reakcje podczas pierwszego i kolejnych spektakli były wielkim zaskoczeniem, to była super akcja! Dla mnie był to kamień milowy. Oprócz numerów klasycznych pokazaliśmy kilka eksperymentalnych i mocniejszych historii. Cieszę się, że udało się pokazać tak ambitny program.

Organizujesz pierwszy w Polsce festiwal burleski (Polish Burlesque Festival 11-13 września w Warszawie). Co na nim zobaczymy?

- Występy 20 performerów z 13 krajów świata. Zgromadziliśmy taką burleskową śmietankę, że sama sobie zazdroszczę, że się udało ich zaprosić. Jestem bardzo dumna, że mamy taką ekipę - nie mogę się doczekać tych imprez. To będą dwie gale festiwalowe. Podczas piątkowej dziewczyny przedstawią numery, które przygotowały specjalnie do aranżów muzycznych naszego kwintetu jazzowego, który będzie grał na żywo. Sobotnią galę poprowadzi Sonia Bohosiewicz, którą udało mi się wciągnąć w świat burleski. Na afterach zagrają Macio Moretti ze swoim kolektywem Francois & Benoit - klimaty retro z lat 50., Lula Rose, DJ-ka z Berlina, którą uwielbiam i udało się ją ściągnąć tutaj w ostatniej chwili, a także Ben Guillou - francuski, choć spolszczony już DJ, który zagra elektro swingi. Publiczność zobaczy aż 35 numerów. To będą trzy dni pełne burleski!

--- 

Betty Q - pierwsza polska performerka burleski. Reprezentantka Polski na międzynarodowych festiwalach na całym świecie, półfinalistka Mam Talent. Współpracuje m.in. z kabaretem Pożar w Burdelu. Aktorka, autorka choreografii do filmu i teatru. Nauczycielka burleski i założycielka pierwszego w Polsce kolektywu burleskowego Betty Q & Crew. Kuratorka sceny Take It OFF! na Off Festival w Katowicach. Organizatorka Polish Burlesque Festival, którego Styl.pl jest patronem medialnym - czytaj więcej >>


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy