Reklama

Anna Anderson vel Franciszka Szankowska

W nocy z 17 na 18 lutego 1920 roku polska pracownica fabryki, Franciszka Szankowska, zeskoczyła z berlińskiego mostu i wpadła do lodowatej wody kanału Landwehrkanal. Jak później przyznała, chciała się zabić. I pod pewnymi względami jej się to udało.

Gdy policja wyłowiła ją z zimnej wody, kobieta odmówiła składania zeznań. Nie miała przy sobie żadnych dokumentów ani pieniędzy - tylko odzież. Z braku innych możliwości władze zabrały ją do szpitala. Mimo kąpieli w kanale wyglądało, że nie odniosła żadnych obrażeń. Nazwano ją Fräulein Unbekannt, czyli "Panna Nieznana"; odmówiła podania swej tożsamości i w ogóle bardzo rzadko mówiła. W końcu przeniesiono ją do Dalldorfu, państwowego szpitala dla osób chorych psychicznie. Tam Panna Nieznana położyła się na łóżku, zakryła twarz kocami i nie zgadzała się, by robiono jej zdjęcia. Cały czas czytała, zwłaszcza gazety i magazyny. Zachowywała się tak przez półtora roku - aż pewnego dnia przeczytała o Romanowach. 

Reklama

Na Syberię i z powrotem

Na półtora roku przed skokiem do kanału Anastazja Romanowa, która zaledwie miesiąc wcześniej skończyła 17 lat, została zabita w piwnicy syberyjskiej posiadłości. Była najmłodszą córką cara Mikołaja II, który rok wcześniej abdykował w obliczu niemożliwej do zatrzymania rewolucji. Mikołaj, jego żona i dzieci znaleźli się w areszcie domowym, a później przewieziono ich do rezydencji w Jekaterynburgu na Uralu. Gdy armia białych Rosjan - antykomunistów wspierających monarchię - zaczęła zbliżać się do miasta, przetrzymujący cara bolszewicy wpadli w panikę. W nocy z 16 na 17 lipca 1918 roku rodzina Romanowów, trzech ich służących i lekarz zostali sprowadzeni do piwnicy budynku i zastrzeleni na rozkaz komunistycznego rewolucjonisty, Włodzimierza Lenina. Caryca Aleksandra została zabita, zanim zdążyła się przeżegnać, a tych, którzy przeżyli strzały, zadźgano bagnetami i zatłuczono kolbami karabinów. Tym samym licząca 304 lata rosyjska dynastia została zgładzona szybko i brutalnie. Ciała dwojga dzieci spalono, a resztę zwłok wrzucono do dołu. Egzekucję zatuszowano - bolszewicy potwierdzili, że zabili cara, ale rzekomo podczas próby ucieczki, zapomnieli jednak wspomnieć o wymordowaniu reszty rodziny. Nastąpił chaos informacyjny i zaczęły krążyć pogłoski, że niektórzy Romanowowie przeżyli. W ciągu kilku miesięcy zjawiło się wielu oszustów, podających się za różnych członków rodziny. Większość z nich była demaskowana od ręki, jednak z niektórymi był problem. W 1921 roku doszło do zderzenia historii Franciszki Szankowskiej i księżniczki Anastazji.

Mów mi Ania

Podczas dziewiętnastomiesięcznego pobytu w szpitalu gazety i czasopisma były dla Franciszki głównym źródłem informacji o świecie. Pewnego dnia rozmowna pielęgniarka pokazała jej wydanie "Berliner Illustrierte Zeitung"z 23 października 1921 roku, w którym znajdowały się zdjęcia trzech rosyjskich księżniczek oraz dramatyczne spekulacje na temat tego, że Anastazja przeżyła egzekucję. W artykule napisano: "Do dzisiaj nie udało się ustalić, czy księżniczka Anastazja nie została jedynie ciężko ranna i czy nie przeżyła masakry". Wkrótce potem Franciszka oznajmiła, że owszem, to ona jest Anastazją. Po zrzuceniu takiej bomby dziewczyna nakazała personelowi szpitala i pacjentom zachować tajemnicę. Jednakże nie udało się utrzymać tego w sekrecie i wkrótce informacje o ocalałej księżniczce się rozniosły (pomogła w tym chora leżąca razem z nią na sali). Wkrótce szpital zaczęli tłumnie odwiedzać ludzie kierowani ciekawością, rosyjscy emigranci, byli carscy oficerowie, monarchiści i wysiedlona drobna arystokracja. Wszyscy chcieli zobaczyć domniemaną córkę Romanowów. 


Większość osób jej wierzyła, jednak w sześć miesięcy po wydaniu oświadczenia Franciszka została adoptowana przez dwoje rosyjskich emigrantów, barona i jego żonę. Nigdy nie spotkali prawdziwej Anastazji, ale byli przekonani, że ta kobieta mówi prawdę. I, jak się zdawało, nie bez przyczyny. Franciszka była mniej więcej tego samego wzrostu co zamordowana księżniczka, miała takie same przykuwające uwagę niebieskie oczy, a nawet tak samo jak ona miała haluksy. A gdy wyciągano ją z wodnych czeluści, które miały stać się jej grobem, zauważono, że jej ciało pokrywały otarcia i blizny, łącznie z blizną na prawej stopie, której trójkątny kształt pasował do bagnetów używanych przez bolszewików. Wkrótce pojawiły się kolejne dowody. Franciszka nie chciała mówić po rosyjsku, ale rozumiała ten język i, jak twierdził lekarz, płynnie mówiła nim podczas snu. Pod znieczuleniem świetnie mówiła również po angielsku, czyli językiem matki Anastazji, i po francusku z "perfekcyjnym" akcentem. (Tak jak inne księżniczki Anastazja od najmłodszych lat uczyła się francuskiego).

Franciszka pamiętała również szczegóły z prywatnego życia Romanowów, łącznie z przezwiskami, którymi księżniczka rzekomo obdarzała poszczególnych dworzan i urzędników wojskowych. Dworska etykieta dziewczyny była nienaganna. Udało jej się przekonać nawet grafologów (prawdopodobnie nauczyła się podrabiać podpis Anastazji z podpisanej przez nią fotografii, znalezionej w książce) i wybuchła szczerym płaczem, usłyszawszy walca, którego pewnego razu grano specjalnie dla księżniczki. Gdyby nie była prawdziwą Anastazją, nie znałaby tych wszystkich szczegółów, prawda? W 1922 roku Franciszka, wciąż mieszkająca z baronem, była niezbyt chętna do dochodzenia swych praw księżniczki, ale też nie wyprowadzała nikogo z błędu. Gdy gospodarze spytali, jak mają się do niej zwracać, powiedziała im, by dali spokój z etykietą i nazywali ją po prostu Fräulein Anią. Dla obu stron było to wygodne rozwiązanie, a dzięki temu ona nie odczuwała cały czas presji, by zachowywać się jak księżniczka. W ten sposób Franciszka zyskała czas na opracowanie planu stania się Anastazją.

Początkowa seria szczęśliwych zbiegów okoliczności, takich jak deformacja stopy, sprawiła, że Franciszkę powiązano z osobą zabitej księżniczki. Jednak z czasem na jej niekorzyść zaczęły działać trzy czynniki: "problemy" z pamięcią, coraz większe obawy przed zdemaskowaniem (Franciszka była zwariowaną kobietą, która nie miała nic do stracenia, ale dużo do zyskania)i pomoc ze strony ludzi, tak bardzo chcących jej uwierzyć. Jako Anastazja Franciszka oświadczyła, że trauma po przeżytej egzekucji na najbliższych, pobiciu przez bolszewików i późniejszej ucieczce spowodowały u niej wielkie luki w pamięci. Jak twierdziła, uratował ją mężczyzna, którego raz opisywała jako nieznanego sobie żołnierza, a raz jako młodego strażnika, z którym zaprzyjaźniła się kilka tygodni wcześniej; był albo chłopem, który ją zgwałcił, albo arystokratą z podupadłego polskiego rodu, za którego wyszła i któremu urodziła dziecko (później mężczyzna zaginął). Utrzymywała również, iż jej wybawca użył jakiegoś narzędzia do zmiany kształtu jej nosa i ust, przez co wygląda trochę inaczej niż Anastazja ze zdjęć. Większość podanych przez nią szczegółów była mglista, sprzeczna i nie do końca przemyślana. Na przykład oznajmiła, że nie umie czytać po niemiecku, odczytywać godzin czy rozpoznawać liczb (mimo tego, że uwielbiała pasjanse). 

Takie niekonsekwencje były, jak twierdzili jej zwolennicy, dowodem na ogromne cierpienie, jakiego doznała z rąk rewolucjonistów. Ponieważ coraz bardziej bała się zdemaskowania, zbierała wszystkie informacje na temat rodziny Romanowów i zapamiętywała dane, o które ktoś mógł ją później zapytać. Dzięki takim szczegółom zjednywała sobie ludzi pragnących, by Anastazja żyła, czyli krewnych Romanowów. Arystokraci również tęsknili za czasami sprzed rosyjskiej rewolucji, która całkowicie pozbawiła ich przywilejów. Inni ludzie mieli nadzieję na to, że po powrocie carskiej rodziny do władzy ich lojalność i wsparcie dla księżniczki zostaną nagrodzone. Wszyscy zdawali się ignorować dziwne niekiedy zachowanie dziewczyny, na przykład nieprzestrzeganie carskiej etykiety, gdy podczas kolacji weszła pod stół, by wydmuchać nos. Teraz już ludziom trudno było przestać wierzyć w tę dziwaczną historię. Przywiązani do teorii, wedle której Anastazja wciąż chodziła po tym świecie, zostali wciągnięci w tę komedię w takim samym stopniu jak Franciszka.

Nie przekonywały ich nawet dowody świadczące o tym, że dziewczyna kłamie. W 1928 roku tuzin najbliższych krewnych zmarłego cara zebrał się,by zapewnić, że Anna Anderson (był to pseudonim Franciszki, używany w hotelach w celu uniknięcia dziennikarzy w Ameryce) to nie Anastazja. Oświadczyli: "Nasze poczucie obowiązku obliguje nas do oznajmienia, że ta historia została wyssana z palca. Jeśli pozwolimy, by ludzie dali wiarę tym mrzonkom, pamięć o naszych ukochanych zmarłych zostanie zbrukana". Nie udało im się jednak przemówić do rozsądku zwolenników Franciszki. Sama ich wiara i chęć otrzymywania kolejnych historii o fałszywej Anastazji wystarczyła do namieszania w opinii publicznej.Dziewczyna i jej zawzięci stronnicy mieli jeszcze jeden powód, by upierać się przy swoim mimo sporych nieścisłości w całej historii. Tym powodem były pieniądze. Znaczny majątek cara nie zniknął razem z nim; odłożone 2 miliony rubli (dzisiaj to około 20 milionów dolarów) leżały i gniły w jednym z berlińskich banków. W 1933 roku bank wydał udziały pozostałych funduszy - na dzisiejsze pieniądze to zaledwie około 105 tysięcy dolarów - siedmiu spadkobiercom Romanowów. Nie było wśród nich Anastazji.

Prawnicy Franciszki złożyli petycję o zaprzestanie rozdawania spadku, rozpoczynając trwającą 37 lat wojnę (najdłuższą w historii Niemiec) by udowodnić, że Franciszka/Anna Anderson to Anastazja. Ciągle dochodziło do odmów i apelacji, po obu stronach mnożyły się fałszywe zeznania. Gdy w 1961 roku sąd wreszcie stwierdził, że roszczenia Franciszki są bezzasadne, jej prawnicy odwołali się od wyroku i sprawa zaczęła się od początku. Jednakże Franciszka nigdy nie pojawiła się w sądzie, co tylko dodawało jej "autentyczności", jak napisał jeden z późniejszych biografów. Niemniej to dzięki trwającym całe dekady procesom upubliczniono sprzeczne wersje wydarzeń. Ludzie po obu stronach barykady wymyślali historie, składali nieprecyzyjne bądź przeciwstawne zeznania i ogólnie robili jeszcze większe zamieszanie. Wszystkie dowody zostały przebadane przez grafologów, specjalistów od akcentu, psychologów, analityków fotografii i śledczych sądowych, którzy twierdzili, że potrafią identyfikować ludzi po kształcie ucha. Rezultaty tych badań były bardzo niejasne. Część ekspertów uważała, że niektóre fakty potwierdzają wersję Franciszki, jednak ogół materiału dowodowego podawał w wątpliwość jej słowa. 

17 lutego 1970 roku Sąd Najwyższy RFN wydał wyrok: kobieta podająca się za Anastazję nie udowodniła swych racji. Ale Franciszka się tym nie przejęła. Domniemana księżniczka, wtedy już ponad siedemdziesięcioletnia słabowita kobieta, przez długi czas była wspomagana, wysłuchiwana, rozpieszczana i hołubiona przez ludzi, którzy wierzyli w jej historię. 

Kobieta kot

Poza tym Franciszka była trochę szalona. To w sumie żadne zaskoczenie, zważywszy na fakt, że jej trwająca całe życie kariera carskiej oszustki zaczęła się od próby samobójczej. Od samego początku zdawała się balansować na krawędzi załamania nerwowego, przechodząc od cichej radości poprzez łzawy obłęd aż po mroczną depresję. Jak na kogoś, kto wymyślił tak skomplikowaną i zwracającą uwagę historię, dziwnie nienawidziła znajdowania się w świetle reflektorów i wkrótce jej zachowanie stało się paranoiczne, gdyż uwierzyła, że padła ofiarą jakiegoś nieokreślonego spisku. Wkrótce po przeprowadzce do domu barona napady szału Franciszki uczyniły z niej niemile widzianego gościa; resztę dekady spędziła w szpitalach i domach różnych zwolenników. W 1928 roku zamieszkała w Ameryce z bogatą kuzynką (prawdziwej) Anastazji, Ksenią Leeds, a potem w domu Annie Burr Jennings, bywalczyni Manhattanu, szczęśliwej, że może gościć taką osobowość. Kiedy Franciszka zaatakowała służących, wbiegła naga na dach, wpadła w szał w domu towarowym i przeszła załamanie po tym, jak przez przypadek nadepnęła i zabiła swą papugę, Jennings odesłała ją do domu opieki Four Winds w północnej części stanu Nowy Jork. Franciszka wyszła stamtąd w 1931 roku i przeniosła się do zakładu psychiatrycznego w Niemczech, a następnie na kolejnych 16 lat wznowiła swą wędrówkę od domu do domu, licząc na wspaniałomyślność swych przyjaciół. Jej pierwszy stały dom - była to kwatera wojskowa w pobliżu Szwarcwaldu w Niemczech - został kupiony przez jednego ze zwolenników w 1949 roku. Kobieta kazała zabić okna deskami, by zabezpieczyć się przed szpiegami, otoczyć dom drutem kolczastym i kupić cztery olbrzymie wilczarze, które miały pilnować posiadłości. Zaczęła zbierać różne rzeczy,otaczać się kotami i piętrzącą się korespondencją. W 1960 roku przeniosła się do nowego domu z prefabrykatów, ponownie kupionego przez jednego z przyjaciół. 

W 1968 roku znaleziono ją nieprzytomną, otoczoną przez koty. Tego roku na prośbę wspierających ją od lat zwolenników Franciszka, teraz już po siedemdziesiątce, poleciała do Ameryki. Po wygaśnięciu wizy poślubiła Johna Eacotta Manahana, ekscentrycznego profesora historii i utalentowanego genealoga z Charlottesville w stanie Wirginia, młodszego od niej o ponad 20 lat. Dla niego kobieta była księżniczką. O sobie mówił per "zięć cara" i "przyszły wielki książę". Franciszka, nazywająca siebie teraz "Anastazją Manahan", wciąż utrzymywała, że jest zaginioną księżniczką. Gdy jednak zaczęła chorować na demencję, jej historie o rodzinie cara Rosji stały się jeszcze bardziej sprzeczne i dziwaczne. Czasami twierdziła nawet, że żaden z Romanowów nie został zabity, że wszyscy z rodu mieli swoich dublerów, którzy zginęli zamiast nich, a prawdziwym członkom rodziny udało się zbiec. Para mieszkała w nędzy przez ponad dekadę, a ich sąsiedzi wydzwaniali na policję ze skargami na szczury, śmieci, koty i smród. Mieszkało z nimi ponad 20 psów i mnóstwo kotów, które, jak twierdziła Franciszka, były reinkarnacjami martwych krewnych i przyjaciół Anastazji. Gdy koty zdychały, kremowano je w kominku. Na tarasie stał ogromny pojemnik z ziemniakami, by kobieta nie obawiała się głodowania w zimie. Ich samochód był po brzegi wypełniony styropianowymi pojemnikami po jedzeniu na wynos; żadne z nich nie gotowało. Gdy w 1983 roku para zapadła na gorączkę plamistą Gór Skalistych, stało się jasne, że Manahan nie może dłużej zajmować się żoną. Oddano ją na obserwację do szpitala psychiatrycznego tylko po to, by jej mąż ją "uwolnił". Trzy dni później znaleziono ją w ich brudnym kombi stojącym obok opuszczonej farmy. 

Po tym epizodzie Franciszkę umieszczono w prywatnym domu spokojnej starości. 28 stycznia 1984 roku przeszła udar mózgu; 12 lutego zmarła na zapalenie płuc. Manahan twierdził później, że została zabita przez agentów KGB lub brytyjskie służby wywiadowcze. Jak na ironię, dopiero akt zgonu dał Franciszce to, czego szukała przez całe życie. Akt został wypełniony przez jej męża. Mężczyzna podał dane "Anastazji Nikołajewny Manahan", datę urodzenia 5/18 czerwca 1901 roku (czyli 5 czerwca według kalendarza juliańskiego, stosowanego w Rosji przed rewolucją i 18 czerwca według kalendarza gregoriańskiego) i miejsce urodzenia Peterhof. Imiona rodziców to car Mikołaj II i Aleksandra von Hesse-Darmstadt; zawód: "ród królewski". Manahan zmarł w 1990 roku.

Fragment pochodzi z książki Lindy Rodriguey McRobbie "Niegrzeczne księżniczki" 



Styl.pl/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy