Reklama

Agnieszka Więdłocha: Wszystko, co kocham

Pieniądze są ważne. Nie oszukujmy się. Ale na koniec życia liczy się nie pełne konto i dom z basenem, tylko ludzie. O nich dbam - przyznaje Agnieszka Więdłocha /Kulesza&PIK /Twój Styl

​Żyjemy w czasach nadmiaru, uważa Agnieszka Więdłocha. Nie chodzi o rzeczy materialne, bo te jedni mają, inni nie. Przytłacza nas coś innego: za dużo zadań w kalendarzu, szum informacji, tłum "znajomych" na Facebooku i zdjęć na Instagramie, stos nieprzeczytanych książek. Gdzie w tym wszystkim jestem ja? Czego chcę? Co potrzebne mi do szczęścia? Agnieszka zadaje sobie to pytanie razem z nami. Ważna sprawa.


Zawsze mnie zaskakuje, jak Agnieszka Więdłocha na żywo różni się od tej, którą widziałam na ekranie w "Czasie honoru" czy "Planecie singli" (jesienią premiera drugiej części). Filigranowa, bez makijażu - gdy wchodzi do kawiarni na warszawskiej Saskiej Kępie, w której umówiłyśmy się na wywiad, nikt jej nie rozpoznaje. Jestem zaskoczona, bo po raz pierwszy widzę ją bez książki pod pachą. Ma ze sobą tylko kopertówkę.

Nosisz taką małą torebkę?! Wszystko w niej pomieścisz?

Agnieszka Więdłocha: Kiedyś dźwigałam ogromne torby, bo wydawało mi się, że muszę mieć przy sobie wszystko - gazetę, książkę, kurtkę, szalik, czapkę, plaster, chusteczki z wodą utlenioną... W końcu przyszła refleksja - i tak większości z tych rzeczy nie używam, a kręgosłup mam tylko jeden. Dziś staram się mieć jak najmniej. I okazuje się, że niewiele potrzebuję.

Reklama

Co tam masz? Zajrzyjmy.

- Portfel, dwie pomadki, dwa opakowania chusteczek, bo jestem przeziębiona, klucze do domu i telefon.

Zawsze jest włączony czy czasem chcesz, żeby świat się od ciebie odczepił?

- Kiedy ostatnio zapomniałam zapłacić rachunek za telefon i wyłączyli mi go na dwa dni, czułam się świetnie. Byłam usprawiedliwiona, że nie mogę odebrać, oddzwonić, odpisać. I ta cisza! A przecież na co dzień liczy się dla mnie tylko kilka kontaktów. Na pewno na liście znalazłaby się mama, babcia, Antek (Antoni Pawlicki, aktor i partner - red.), moja agentka i przyjaciele. To takie "must have", dzięki któremu czuję się bezpiecznie w każdym miejscu na świecie.

A domowe "must have"? Bez czego się nie obejdziesz?

- Nie wyobrażam sobie domu bez moich kotów. Jednego przygarnęłam z kliniki weterynaryjnej, nie wiadomo było, czy przeżyje. Drugi przybłąkał się do mnie na wsi, chodził przy nodze, nie odstępował na krok, więc go zabrałam. Teraz zastanawiam się, czy nie wziąć kolejnego. Jestem przeciwniczką kupowania zwierząt, schroniska są przecież przepełnione. Nie mogłabym też obejść się bez książek! Potrafię wyobrazić sobie życie bez większości przedmiotów, ale nie bez nich. Odkąd wyprowadziłam się od rodziców, wiedziałam, że zaprojektuję regał na książki. Wiele godzin spędziłam na obmyślaniu, jak będzie wyglądał. Na zamówienie, zgodnie z projektem, wykonał go zaprzyjaźniony stolarz Piotrek. Regał jest piękny, z grubych desek, zajmuje całą ścianę.

- Mama uważa, że kupowanie książek nie ma sensu - choć sama kupuje je namiętnie w antykwariatach! Bo książkę czyta się raz, więc czy nie lepiej wypożyczyć? Pewnie tak, ale nie potrafię oprzeć się pokusie. Czytam parę miesięcznie, czasem kilka naraz. Wygodniej byłoby przerzucić się na e-booki. Czytnik jest lekki, może pomieścić kilka tysięcy pozycji, ale lubię, kiedy po książce widać, że była czytana. Tu jakaś plamka, tu zagięcie, zakładki czy zasuszone liście odnajdywane po latach. Brakowałoby mi tego. Jest tylko jeden kłopot - wieczne ścieranie kurzu. (śmiech) Lubię też podglądać, co w pociągach czy metrze czytają inni. Czytnik odbiera tę przyjemność.

Cały wywiad znajdziesz w najnowszym numerze magazynu Twój STYL - już w sprzedaży!

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy