Reklama

Usiądź i napisz coś

Transakcje kupna i sprzedaży zajmują dużo czasu. Dają też swoistą radość, ale raczej krótkotrwałą.

Moje rzeczy zabierają mi cenny czas. Z pozoru nieaktywne fizycznie przedmioty wyrządzają mi życiowe, namacalne szkody.

Mój wujek ostatnio powiedział: "Jakie to dziwne - jedziesz w powietrzu ręką, a tu nagle na przykład kot leży, nagle nabijasz się na taką właśnie zbitkę atomów". Tak, mój wujek, właściwie ojciec chrzestny, jest dziwny i to bardzo, co czyni go wyjątkowym patronem mojej duchowości, acz w kompletnie wolnym od katolicyzmu duchu.

Przeczytał bardzo dużo mądrych książek, wymedytował głęboko dużo godzin. Specjalizuje się w biomasażu i nie da się z nim rozmawiać na normalne, przyziemne tematy, co osobiście bardzo w nim cenię.

Reklama

Być może on o tym nie wie, ale te rozmowy, które czasami odbywamy (jak już uda nam się spotkać), zawsze pokazują mi jakieś nowe perspektywy patrzenia na świat.

Ponoć świat fizyczny, ten, na który patrzymy, którego słuchamy, dotykamy, to zaledwie 4 proc. wielkiego wszystkiego. Rozmawiałam o tym jakieś pół roku temu z wujem i cały czas to mielę w sobie.

Dziś czuję, że moja nerwica natręctw, głównie objawiająca się nierozpoczętymi działaniami twórczymi w wyniku zatrzymania aktywności poprzez kompulsywne sprzątanie obiektów napotkanych w drodze do studia, jest nie do zniesienia i trzeba coś z tym zrobić. Bo kiedy zaprowadzę dopuszczalny dla mnie ład, nastaje zazwyczaj pora, żeby gdzieś wyjść albo ugotować obiad.

To samo tyczy się moich felietonów. Weź usiądź i napisz coś, jeśli wokół na stole leżą klucze, zabawki, dżemy. Czujesz pod stopą płatki śniadaniowe, wiesz, że na górze są trzy niepościelone łóżka, a w wannie pływają zabawki i garnki. To jest trudne.

I wcale nie jest tak, że załagodzisz sytuację w trzy minuty i siądziesz do pracy. To kradnie czas. W dodatku każda kobieta domowa wie, że jest to syzyfowa praca.

Co by było, gdyby łóżko niepościelone poczekało na mnie do wieczora i wróciłabym do tak samo pofałdowanej kołdry, jaką zostawiłam o poranku? Nie wiem, jeszcze niestety nie próbowałam.

Praktykowałam to w dzieciństwie, wtedy kiedy mama kazała mi je ścielić. W sposób naturalny buntowałam się, bo dziecko buntować się musi, żeby się rozwijać, więc wtedy to miało inny wymiar.

W dorosłym życiu nie ścielę tylko hotelowych łóżek, ale też rzadko, bo co też te panie sobie pomyślą, jak zobaczą takie rozmemłane prześcieradło. Także nie jest ze mną najlepiej w kwestii wyluzowania we własnej przestrzeni.

Teraz zostawmy sprawę porządku, dochodzi temat nabywania produktów. Żywność spoko, wiadomo, potrzebujemy. Nowe ubrania są nam potrzebne tylko dlatego, że moda bezlitośnie próbuje, nawet ze sporym sukcesem, stłamsić nasze poczucie wartości.

Klasyczna kobieta staje przed wypchaną szafą i mówi: "nie mam się w co ubrać". Po zakupie nowych butów czuje się, nie wiadomo dlaczego, lepszą osobą, kobietą, wartością.

Nowe meble i przedmioty dekoracyjno-użytkowe (mam na myśli takie jak zegar ścienny), bywają potrzebą naszej estetyki. Pomijając fakt, że coś się w danym meblu nie mieści i musimy kupić następny.

Nabywamy coś, bo stare jest brzydkie, niemodne i tyle lat się już z tym bujamy, że w naszej logice należy nam się nowe. Transakcje kupna i sprzedaży zajmują dużo czasu. Dają też swoistą radość, ale raczej krótkotrwałą. Tymczasem autentyczna twórczość i ekspresja pochodząca od nas samych czekają.

Zazwyczaj świetne pomysły przychodzą mi do głowy tuż przed zaśnięciem, ale wtedy nie mam już siły podnosić rąk. Mam nadzieję, że wyciągnę wnioski z tego, co tu napisałam i jutro rano, po tym jak jedno dziecko umieszczę w przedszkolu, a drugie odpadnie zatankowane mlekiem, nie zacznę zbierać przedmiotów z podłóg, stołów, zlewów i kanap. Walnę sok z buraka, zjem jagodową owsiankę i wieczorem wysłucham swoich zarejestrowanych plonów dnia. Taki program "aktywna artystycznie mama".

Paulina Przybysz

 

 


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy