Reklama

Barter z Ziemią

Pewnie gdybym żyła trochę wcześniej w kraju pięćdziesięciu stanów, byłabym jedną z miliona pacyfistycznych hipisowskich piosenkarek i jeździłabym za Lennonem jak głupia, jako jego psychofanka.

Kiedy byłam młodą dziewczyną, zastanawiałam się, jak to możliwe, że miłosierny Watykan jest taki złoty, a Afryka taka biedna? Dlaczego rodzice krzywdzą swoje dzieci? Co ma w sobie kość słoniowa, że warto dla niej zabić całego pięknego słonia albo po co komu futro ze stu małych szynszyli? Po cholerę Chińczycy hodują zdeformowane kotki w słoikach? W czym tak naprawdę lepszy jest diament od kawałka szkiełka, żeby ludzie ginęli w krwawych walkach o nie? Czy mordujące się wzajemnie plemiona, narodowości, rasy czymś tak naprawdę się od siebie różnią? Czy Hutu i Tutsi naprawdę chcieli się zabijać? Generalnie jakie czysto personalne kwestie mogą rozpętać wojnę, w której giną ludzie? Jak zuchwałym trzeba być i pewnym swej idei, żeby wysłać kogoś w swoim imieniu na wojnę?

Reklama

Nie wspomnę już o sensie kwestii żywienia ludzi na świecie padliną, której uzyskiwanie niszczy środowisko i powoduje cierpienie niezliczonej liczby istot, podczas gdy naiwnie hojna Ziemia oferuje naprawdę wypasiony wachlarz spożywczy na drzewach, krzakach i w ziemi. Giną gatunki zwierząt, lasy Amazonii wycinane są pod uprawy paszy dla zwierząt przeznaczonych na mięso, a tymczasem ta pasza wystarczyłaby żeby wykarmić głodną Afrykę.

Mogłabym pewnie wypełnić cały ten tekst przykładami paranoi, w jakiej żyjemy. Do tego dodać miliony teorii. Naprawdę strasznych, takich jak plany depopulacji Ziemi wprowadzane cicho w życie od lat przez grupy najbogatszych. Nie chcę dalej wymieniać, bo robi mi się słabo i smutno. Ale trudnym jest zdecydować w jakie tematy angażować swoją głowę, a w jakie nie.

Są inicjatywy, które można popierać, wspierać finansowo, czynnościowo czy artystycznie, ale zawsze pozostaje niedosyt, poczucie kropli w przestworzach oceanu. To wręcz zniechęca do dalszej pomocy. Po co tak często przypominać sobie o bezkresie naszej bezradności.

Te zmartwienia w moich ustach mogą brzmieć jak infantylne wypowiedzi Miss Universe typu: "Lubię jeździć na rolkach i marzę, aby na Ziemi zapanował pokój", wiem. Ale, jak pewnie czytelniku moich felietonów zauważyłeś, nie silę się nigdy na wyżyny intelektualne, piszę do ciebie szczerze i prosto, bo myślę, że ten portal zaprosił mnie do pisania nie dlatego, że jestem doktorem nauk, ale zwykłą szansonistką obserwującą świat zewnętrzny, konfrontując go ze swoim wewnętrznym i opisującą to zderzenie. Prawdopodobnie miss też wolałaby, żeby nikt się nie mordował, bo to wrażliwe kobitki są.

Wracają do umęczonej Ziemi, na przykład zaczynam odczuwać, że ekologia stała się tak modna, że aż zaczyna się przejadać. Być może błędem było wprowadzać jej zagadnienie w sferę "eko jest trendy", bo moda jest tym, co przemija. Utrzymanie tego "trendu", gdzie jesteśmy dumni z segregacji śmieci, wielorazowych toreb, gaszenia światła i innych prostych ekozabiegów dla zwykłych śmiertelników jest wielkim zadaniem dla rządu i jego działu PR. Szczególnie kiedy ich kampanie i działania są w naszych oczach podejrzane, jeśli jednocześnie rozpatrują plany budowy elektrowni jądrowej czy powoli wpuszczają GMO na nasze ziemie. Tymczasem kwestia ekologii nie jawi się przed nami jako kwestia życia i śmierci, a zwykłej mody paranoicznych "zielonych".

Mam w domu sporo nieekologicznych ohydnych detergentów. Moja woda ma dużo żelaza i doprowadzenie wanny do białości jest nierealne bez hardkorowych środków. Wiem, że powinnam szukać, zajarać się sklepami z ekochemią, ale dla mnie im więcej osób w to idzie, tym gorzej. Oszukuję swoją głowę, że przecież "normalni" kupują Visir i to dobrzy obywatele są. To jest okropne, ale tak opieszale działa na mnie, wegetariankę, wychowaną w duchu pokojowym i ekologicznym świadomość jaką mam od lat.

Jak wciągnąć osoby o niższym statusie finansowym w modę na dbanie o swoją Ziemię? Chyba nie wyślemy ich do sklepów ze zdrową żywnością, gdzie szampon kosztuje 18 złotych, bo jeśli chcą być prawi muszą być eko. Dawno nie byłam w kościele, ciekawe czy tam też przemycane są ekologiczne pomysły?

Ludzie są podejrzliwymi istotami. Zawsze węszą podstęp w dobroczynności. Tak wiele przyczyn leży w pieniądzach, że nie dziwne, że wstydzimy się czasami o nich mówić. Mamy problem w podawaniu stawki za jaką pracujemy, bo to jakby rujnuje nas jako istoty intelektualne kierujące się ideami i wartościami. Musimy uczyć się odwagi finansowej. Wmawiać sobie, że jesteśmy warci wynagrodzenia zamiast to realnie odczuwać. Wydaje mi się, że mamy podskórne poczucie, że pieniądz zatacza bolesny dziwny krąg. Łatwiej byłoby chyba prowadzić znów handel wymienny. Ja pani pośpiewam, a pani mnie nakarmi, albo ja będę u pana sprzątać, a pan będzie mnie leczył. Wtedy pozostaje jednak pytanie czy nam pozostałaby ocena czy wymiana jest ekwiwalentna czy też nie.

Otóż to, co dzieje się teraz na Ziemi chyba ekwiwalentne nie jest. Ziemia niedługo rozwiąże z nami umowę barterową, a my nie rozpoczęliśmy jeszcze negocjacji z inną planetą. Tym globalnym akcentem zakończę i dokupię chyba jednak trochę orzechów piorących robiąc im dobry PR na tej stronie. Nawet jeśli ich producent jest tą samą szarą eminencją co produkuje Omo, który chcąc pozyskać sprzymierzeńców śnieżnej bieli i zielonych rebeliantów ukrywa się pod jakąś super-natu-eko-bio nazwą...

 Paulina Przybysz


Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: Pinnawela | felieton | Sistars
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy