Reklama
Żyję tak, jak lubię

Renata Dancewicz

Chciała być sprzedawczynią i kurtyzaną. Została aktorką i brydżystką.

Jest jedną z najatrakcyjniejszych i najbardziej kontrowersyjnych polskich aktorek. Ma bardzo wyraziste poglądy. Niepokorna, prowokująca, raz po raz rzuca wyzwanie mieszczańskim tradycjom i przyzwyczajeniom. Klnie, gra w karty, twierdzi, że dziecko to życiowa komplikacja. Nie zabiega o role, nie lubi gwiazdorskiego blichtru.

Zagadka Trójkąta Bermudzkiego

Urodziła się w Lesznie, a wychowała w Lubinie. Z domu rodzinnego wyniosła niezachwiane, przesadne nawet, poczucie bezpieczeństwa. Była spokojnym dzieckiem, które ma swój intymny mały świat. Jako kilkuletnia dziewczynka marzyła, żeby zostać sprzedawczynią w wiejskim sklepie. Później zafascynowały ją książki.

Reklama

Pierwszą samodzielnie przeczytaną lekturą było "Dojrzewanie płciowe". Miała wówczas 8 lat. Dwa lata później pochłonęła "Damę Kameliową" i marzyła, żeby zostać... kurtyzaną. Żyć w dziewiętnastym wieku, rozbijać się dorożkami...

W szóstej klasie szkoły podstawowej postanowiła jednak, że będzie intelektualistką. Uczyła się słownika Kopalińskiego na pamięć i później gardziła kolegami, którzy nie wiedzieli, kto to jest "interlokutor". Chciała rozwiązać zagadkę Trójkąta Bermudzkiego i tajemnice faraonów. Te fascynacje minęły, kiedy w pierwszej klasie liceum została reżyserką szkolnego przedstawienia "Ślubów panieńskich", w którym zagrała również rolę Klary.

Dostała dwie dwóje i wyleciała

Rodzice chcieli jej wybić z głowy aktorstwo, marzyli, żeby została adwokatem lub radcą prawnym, więc poszła na prawo, ale wytrzymała tylko rok. Zdała do łódzkiej Filmówki, ale została skreślona z listy studentów po trzech semestrach.

- Nie byłam dobrą studentką - wspomina - bo lubię spać i nie chodziłam na wszystkie zajęcia. Dostałam dwie dwóje i wyleciałam. Wyjechała na kilkanaście miesięcy do Norwegii. Pracowała jako pomoc do dzieci.

Myślała o powrocie na studia prawnicze, przez jakiś czas była nawet listonoszką. W końcu trafiła do teatru w Wałbrzychu. Pierwszą poważną rolę filmową zagrała w "Diabelskiej edukacji" Janusza Majewskiego. W latach 90. była jedną z najbardziej rozchwytywanych polskich aktorek. Grała w serialu "Ekstradycja", była gwiazdą filmów "Tato" i "Pułkownik Kwiatkowski".

Dopóki starcza pieniędzy na życie, jest dobrze

Od kilku lat Renata Dancewicz jest gwiazdą serialu "Na Wspólnej". Poza tym rzadko pojawia się na ekranie.

- Nigdy nie należałam do tych niezwykle zapracowanych aktorek. Nie biegam po castingach, zazwyczaj czekam na propozycje. Oczywiście, zdarzają się momenty, kiedy nachodzi mnie uczucie, że nie do końca spełniam  się w aktorstwie - wyznaje. - Nie jestem jednak pracoholiczką, tylko hedonistką. Dopóki starcza mi pieniędzy na życie, jest dobrze.

Wystarcza jej wyobrażenie romansu

Jej nazwisko wiązano z wieloma sławnymi mężczyznami. - Nie muszę mieć przygody z każdym, który mi się podoba. Wystarczy mi wyobrażenie takiego romansu. I facet zostaje odhaczony - śmieje się. W 2002 r. poznała biznesmena Tomasza Winciorka, jednego z czołowych brydżystów w Polsce. Połączyła ich wspólna pasja - brydż.

Nauczyła się trudnej sztuki kompromisu. - Jest dobrze - mówiła - choć nie idealnie, bo z natury jestem niezależna i przekorna.

Ślub? Nie ma takiej potrzeby. Składanie przysięgi małżeńskiej przyrównuje do... zatrzaskiwania wieka trumny. - Nienawidzę dokonywania ostatecznych wyborów. Ja sobie świetnie radzę bez ślubu. Jeśli partnera i relacje z nim traktuje się poważnie, można powiedzieć, że każdy związek to małżeństwo. Nie ma gwarancji na miłość.

Nie zamierzała zostać matką. Ale przydarzył się Jerzyk (11). - Jest nieoczekiwany, ale chciany i kochany. Dziecko jest bardzo ważne, ale nie widzę powodu, aby rezygnować z normalnego trybu życia. Jerzyk zasługuje na szczęśliwe dzieciństwo, a ja - na dobre życie.

Najważniejsze w życiu jest życie

Jak wychowuje syna?

- To najważniejszy facet w moim życiu. Nadal jednak nie uważam, że macierzyństwo to najważniejsza rola w życiu kobiety. Kocham Jurka, ale to ja muszę przeżyć swoje życie. W wychowaniu stawiam na wyobraźnię i dużo wolnego czasu. Nie chcę mojego dziecka tresować, nie chcę, by był małym geniuszem, który każdą minutę ma zagospodarowaną. Wychodzę z założenia, że każdy musi mieć fajne dzieciństwo. I ponudzić się czasem jest fajnie. Marzenia?

- Chcę po prostu być szczęśliwa. Przede wszystkim jestem człowiekiem, potem kobietą, a dopiero na końcu aktorką. Nie chciałabym być wielką artystką ze złamanym życiem osobistym. Jestem osobą wierzącą w dobrą starość. Zdaję sobie sprawę z przemijania i z tego, że także dla mnie łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Jednak liczę na to, że uda mi się jak najwięcej z tej łaski zachować. Uważam, że najważniejsze w życiu jest życie. Dopóki budzę się rano z ciekawością, co przyniesie dzień, nie boję się niczego. I wierzę, że zawsze sobie poradzę.

Małgorzata Jungst

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy