Reklama

Z dwóch pasji została jedna

Przysłowie mówi, że nie da się trzymać za ogon dwóch srok jednocześnie. Aktor przekonał się o tym dość boleśnie.

Był pewien, że prowadzenie restauracji to czysta przyjemność.

- Sądziłem, że będzie to ogromna satysfakcja, a ja się po prostu tylko tym denerwuję. Nie czerpię żadnej przyjemności. Do tego ludzie skarżą się i marudzą - wyznaje Piotr Adamczyk (38).

To, co miało być złotym interesem, stało się prawdziwym utrapieniem, ale pan Piotr długo zaciskał zęby i nie narzekał. Miał nadzieję, że oswoi się z tym, przyzwyczai. Może nawet polubi.

Niestety, jest mu coraz trudniej. Szczególnie w pracy na planie filmu "Och, Karol", gdzie jest bardzo roztargniony i zamyślony. Wyraźnie widać, że coś go trapi i spędza sen z powiek. Jego przyjaciel zdradza, że aktor najchętniej zrezygnowałby z tego interesu, ale na razie nie jest to możliwe.

Reklama

- Piotrek ma ogromny kredyt mieszkaniowy. Restauracja, choć nie przynosi wielkich dochodów, jest jednak pewnym odciążeniem. Dla niego to szalenie istotne, bo słyszałem, że zdarzało mu się już nie spłacać rat kredytowych w terminie i płacić karne odsetki. Przytrafiło mu się też wyłączenie prądu w domu. Zapomniał zapłacić rachunki.

Bycie restauratorem pomogło mu ułożyć sprawy finansowe, ale co z tego skoro, jak opowiada częsty bywalec "Starego Dworu", jest kłębkiem nerwów. Drażni go fakt, że ludzie gratulują mu nie ostatniej roli, tylko znakomitego tatara serwowanego w jego knajpie.

Piotr Adamczyk prowadzenie restauracji traktował jako przygodę. Teraz ma nadzieję, że ona wkrótce się skończy, a on znów będzie mógł w pełni poświęcić się aktorstwu.

PK

Świat i Ludzie 35/2010

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Piotr Adamczyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy