Reklama

Wychowano mnie surowo

W dzieciństwie lubiła przebierać się za księżniczkę. Wyobrażała też sobie, że jest gwiazdą telewizji. Ale z imprez Odeta Moro musiała wracać przed dwudziestą pierwszą.

"Byłam okropnym dzikusem", opowiada. Jako największa mękę wspomina publiczne występy. Nikt nie potrafił jej do nich zmusić. Najlepiej czuła się w domu. "Byłam takim kwiatuszkiem tatusia. Cokolwiek od niego chciałam, dostawałam", opowiada.

"Kiedyś tata dla mnie i młodszej siostry złożył kolorowy telewizor. Sam wyciął ze sklejki pudło i zmontował części. Czasem wskakiwałam do tego pudła i wyobrażałam sobie, że jestem Krystyna Loska. Może to było jakieś przeczucie, że kiedyś będę pracować w telewizji?", śmieje się.

Od szlabanu do szlabanu

Potem marzyła, by zostać kierowcą tira i zwiedzać świat. Z harcerki zmieniła się w hipiskę. Nosiła spodnie-dzwony i zapuściła włosy. Była najwyższa w klasie i dlatego miała kompleksy. "Dziewczyny chodziły z chłopakami za rękę, a mnie faceci uważali za kumpla", opowiada.

Reklama

Wychowywano ją dość surowo. Z imprezy musiała wracać o 21, ale zwykle nie dotrzymywała słowa.

"Żyłam od szlabanu do szlabanu, od imprezy do imprezy. Ale pierwszego papierosa zapaliłam, gdy miałam 21 lat", śmieje się. Po maturze chciała zdawać do Wyższej Szkoły Morskiej.

"Na moje szczęście, nie przyjmowano wtedy dziewczyn na marynarzy", opowiada. Wyjechała na studia do Warszawy i wkrótce spełniła inne marzenie z dzieciństwa: trafiła do telewizji.

(I. Z.)

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy