Reklama

Wspaniałe plany na przyszłość

Znowu jest podekscytowana, bardzo szczęśliwa. Znowu patrzy w lustro, którego długo unikała. Kocha i czuje się kochana...

Uśmiecha się coraz częściej. A radość płynie prosto z serca. Monika Kuszyńska (31) znowu koncertuje. W jej planach jest nowa płyta, która z pewnością będzie wielkim wydarzeniem.

Monika pokonała strach i odważyła się siąść za kierownicą, by poczuć się osobą samodzielną. W sierpniu 2011 roku wzięła ślub z saksofonistą i menadżerem Jakubem Raczyńskim. Monika kocha i czuje się kochaną.

- Mogę żyć, mogę cieszyć się swoją kobiecością - mówiła w jednym z wywiadów. W ostatnich dniach minionego roku z mężem robiła zakupy w łódzkim centrum handlowym. Z zawartości koszy można było wyciągnąć jeden wniosek - szczęśliwa para szykuje sobie gniazdko. Gdy Monika siedziała już za kierownicą, Jakub pakował do bagażnika terakotę. A za Moniką Kuszyńską (31) pięć trudnych lat wypełnionych bólem, rozpaczą i walką o powrót do normalnego życia.

Reklama

Od 28 maja 2006 roku jest sparaliżowana od pasa w dół i porusza się na wózku inwalidzkim. Wtedy to razem z pozostałymi muzykami zespołu Varius Manx uległa wypadkowi samochodowemu i w jednej upiornej chwili wszystko straciło sens. Co przeżyła przez te lata, nietrudno sobie wyobrazić. Świadomie zerwała kontakty ze światem, z którym była związana w trakcie swojej kariery. Wspomnienia potęgowały ból, który i bez tego był dla niej nie do zniesienia.

Musiała nauczyć się żyć na nowo. Sił dodawała jej miłość, która rodziła się bardzo powoli. Z Jakubem znali się od dawna. On także występował w zespole Varius Manx. Byli przyjaciółmi, świetnie czuli się w swoim towarzystwie, ale nic ponadto. Jego miłość ogrzała ją w momencie, kiedy nie działały już najdroższe leki. Monika uwierzyła w siebie, zaczęła znowu patrzeć w lustro, którego tak długo unikała po wypadku. Dzisiaj już wie, że to z miłości czerpała siły, by walczyć o swoje nowe życie. - Jestem podekscytowana, szczęśliwa - wyznała niedawno wokalistka.

Jakub długo zachęcał Monikę do powrotu na scenę. Nie chciała nawet o tym słyszeć. Przywoływał przykłady muzyków, którzy nie poddali się i nie zrezygnowali z kariery, mimo kalectwa, które w pewnym momencie podcięło im skrzydła. Monika kręciła głową. Podczas kolejnych pobytów w klinikach widziała podobnych sobie, niekiedy jeszcze ciężej doświadczonych przez los. Wtedy pomyślała, że ma przecież nadal wiele do ofiarowania, jako człowiek, jako artystka.

W pozycji siedzącej trudno jednak śpiewać pełnym głosem. Przeponą najlepiej oddycha się na stojąco. Ale takiej możliwości póki co nie ma, chociaż Monika nigdy nie straciła do końca wiary, że kiedyś znowu będzie chodzić na własnych nogach. W końcu odważyła się wjechać swoim wózkiem na scenę. Pierwszy, drugi raz. I cieszyła się jak dziecko, kiedy dzięki jej występom ktoś mógł kupić sobie drogą nowoczesną protezę. - Dziś czuję, że mogę wszystko. Może mogę być także mamą - mówi Monika, a w jej oczach pojawiają się łzy. Ale nie są to łzy rozpaczy...

RA

Rewia
Dowiedz się więcej na temat: niepełnosprawność | Monika Kuszyńska | miłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy