Reklama

Wciąż mam tremę przed występami

Gdy śpiewa, to zawsze jest wiosna i jakby bzy pachniały". Te słowa wypowiedziane ponad czterdzieści lat temu w "Podwieczorku przy mikrofonie" są aktualne i dziś.

Po ośmiu latach Irena Santor (76), właścicielka najpiękniejszego mezzosopranu w kraju, właśnie powróciła z nową płytą. - Pomysł na "Kręci mnie ten świat" wyszedł od Marysi Szabłowskiej. To dzięki niej nagrałam ją z artystami, z którymi nigdy nie miałam okazji pracować.

Do współpracy namówiła Jana Pawluśkiewicza, Seweryna Krajewskiego, Piotra Rubika, Stanisława Soykę. - Marysia to ojciec chrzestny tego przedsięwzięcia - mówi "Życiu na Gorąco" Irena Santor.

Wciąż jest skromną i uśmiechniętą osobą

Mimo że w ciągu pięćdziesięcioletniej kariery Irena Santor osiągnęła wszystko, o czym marzy każdy artysta, nadal jest skromną, uśmiechniętą i niezwykle sympatyczną osobą. Nie ukrywa, że ciągle odczuwa tremę przed występami. Albo przed... spotkaniem z mediami!

Reklama

- Może nie jest to tak duży lęk jak kiedyś, gdyż przez ostatnie lata nabrałam pewnego doświadczenia. Dziennikarze zawsze mnie onieśmielali, bałam się ich ocen. Uważałam, że mają wyrafinowany gust, a każda recenzja jest solidnie przez nich przemyślana. Byli dla mnie półbogami - szczerze zwierza się pani Irena.

W jej życiu nie ma czasu na nudę

Przez ostatnie lata, gdy pani Irena nie nagrywała płyt, miała więcej czasu dla przyjaciół i swojego partnera, Zbigniewa Korpolewskiego, byłego dyrektora warszawskiego Teatru Syrena. Ale w jej życiu i tak nie ma miejsca na nudę czy marazm. - Codziennie mam mnóstwo spraw do załatwienia. Staram się jak najczęściej spotykać z przyjaciółkami, czytam zaległe lektury, których ciągle przybywa. Prawie co tydzień można mnie spotkać w filharmonii. Jestem też częstym gościem w operze. Chodzę na mnóstwo koncertów, bo chcę wiedzieć, co w mojej branży się dzieje. Od czasu do czasu gotuję również zupę, piorę firanki i myję okna - śmieje się słynna piosenkarka. Dodajmy, że prywatnie jest kolekcjonerką szlachetnych kamieni i bursztynów.

- Koncertuję niewiele. Najwyżej dwa razy w miesiącu. Towarzyszy mi jedynie Czesław Majewski i jego fortepian. Trochę obawiałam się, jak przyjmować nas będzie publiczność. Okazało się, że w obecnym natłoku dźwięków, kameralne występy sprawiają przyjemność widzom - mówi pani Irena. Przypomnijmy też, że jest ona duchową patronką Fundacji Anny Dymnej "Mimo wszystko", w której udział biorą gwiazdy naszej estrady.

- Czuję się wyróżniona, że Anna Dymna dopuściła mnie do swojego szlachetnego przedsięwzięcia. Skąd ona czerpie tyle energii? - zastanawia się Irena Santor.

Domatorka, ale zawsze rzetelna

Prywatnie pani Irena przyznaje, że nigdy nie przepadała za długimi trasami koncertowymi. - Wolałam być częściej w domu, niż wiecznie siedzieć na walizkach. Przyznam się też, że bywam chaotyczna, ale zawsze bardzo rzetelnie podchodzę do obowiązków. Nie lubię nierzetelności - dodaje piosenkarka.

AK

Życie na gorąco 49/2010

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy