Reklama

Szczęście trzeba rwać jak świeże wiśnie

Najpierw przetańczyli całą noc. Potem ona pożyczyła mu szalik, by wreszcie któregoś dnia pojawić się u niego z walizką.

Wojciech Majchrzak (43) przez wiele lat był kojarzony z rolą Leszka Nowaka w Na Wspólnej, ale odkąd gra kapitana Zubrzyckiego w Czasie honoru, przybyło mu wielbicielek. I może wciąż przybywać, bo aktor dołączył też do obsady M jak miłość. Ale dla niego liczą się tylko dwie kobiety: córeczka Mira (6) i żona, aktorka Olga Borys (38).

Para jest ze sobą od ponad 15 lat i mają nadzieję, że nigdy się to nie zmieni. Poznali się na studiach we Wrocławiu. Kiedy ona próbowała dostać się do szkoły teatralnej, on był już na czwartym roku. - Na egzaminach pojawiła się jako brunetka, bo choć jest naturalną blondynką, eksperymentowała wtedy z kolorem włosów. Była chuda, a ja widziałem tylko ogromne oczy - śmieje się aktor.

Reklama

Potrzebowali czasu, żeby się w sobie zakochać. - Olga, żywe srebro, śmieszka i nierzadko kąśliwa osa, niejednemu potrafiła dokuczyć. Ale we mnie wzbudzała tylko pozytywne emocje - wspomina pan Wojciech, a jego żona dodaje: - Wszyscy się dziwili, że Wojtek ma dla mnie tyle cierpliwości. Pokochali się przy piosenkach Mieczysława Fogga.

- Koledzy wygłupiali się i przez całą noc puszczali przebój "Szczęście trzeba rwać jak świeże wiśnie" i temu podobne, a my, przytuleni, tańczyliśmy do rana. W końcu Wojtek odprowadził mnie do domu. Na drogę, którą można było pokonać w pięć minut, potrzebowaliśmy pięciu godzin! Było to wkrótce po walentynkach. Na dworze panował jeszcze chłód, ale ziemia już zaczynała pachnieć wiosną. Pożyczyłam mu szalik, bo na drugi dzień wyjeżdżał na festiwal przedstawień dyplomowych do Łodzi - wspomina aktorka.

Wkrótce Łódź stała się bliska im obojgu. Pan Wojciech otrzymał angaż w tamtejszym teatrze. - Któregoś dnia Olga pojawiła się u mnie z walizką mówiąc, że ją wylali i że teraz będzie zdawała na germanistykę - opowiada. - Nieodżałowany Jan Machulski umożliwił jej jednak kontynuację studiów w Łodzi. Pobraliśmy się, kiedy je skończyła. Potem przenieśliśmy się do Warszawy z marzeniem o własnym mieszkaniu - wspomina aktor. Początki w stolicy nie były łatwe, ale oboje dużo pracowali i kupili pierwsze, ciasne, ale własne mieszkanko. Potem zamienili je na większe, a gdy urodziła się Mira na jeszcze większe.

- Mamy teraz wokół dużo zieleni, wspaniałe trasy rowerowe, wreszcie dobrze nam się żyje - ocenia pan Wojciech. Długo walczyli o dziecko. - Mówiłam: mamy siebie, jest fantastycznie - wyznaje aktorka. - Lecz gdy siadaliśmy sobie wieczorem, czuliśmy, że coś musi się u nas zmienić, że nie możemy żyć tylko sobą i dla siebie. Bo w pewnym momencie obudzimy się na dwóch złotych fotelach w środku złotego pałacu, cichego i pustego. Będziemy starzy i zgorzkniali.

Dziecko przyniosło im wielkie szczęście. Czuli się tak, jakby wygrali w totolotka. - Wszystko nabrało właściwych wymiarów - mówi aktorka. - No i potwierdziło moje domysły, że mam fantastycznego męża, który jest również wspaniałym ojcem - nie szczędzi pochwał pani Olga. I dodaje: - Jesteśmy ciekawi każdej nowej chwili w rozwoju Miry. Chcemy, by była dumna z nas i z naszych osiągnięć zawodowych. Dlatego nie zaniedbam pracy, nie zostanę kurą domową. Wiele osób pytało mnie, czy zajmę się tylko wychowaniem dziecka. Nie, bo byłabym niespełniona, a przez to może nawet nieznośna dla otoczenia. Gdy my będziemy szczęśliwi, to nasza córka również.

W pracy wspierają się, nie rywalizują, ale i nie marzą o tym, żeby razem grać. Nawet jeśli się wzajemnie skrytykują, potrafią zachować zdrowy dystans. - Nie chcemy się ranić. W tej krytyce nie chodzi o to, by udowodnić drugiemu, że jest słaby. Raczej o to, by pokazać, że można coś zrobić lepiej. Zaglądamy na swoje próby, a potem przychodzimy na premiery. Kibicujemy sobie - przyznają zgodnie.

Twierdzą, że nie mają recepty na udany związek. Ale na pewno trzeba się starać o niego codziennie i mieć jakieś sposoby, by temperatura uczuć w nim była stale odpowiednia. - Przejęliśmy od moich rodziców zwyczaj, aby przynajmniej w weekendy pić rano razem kawę, patrząc sobie w oczy - mówi pani Olga. - I nie chowamy uraz, rozmawiamy o wszystkim, a napięcia, które w każdym związku się zdarzają, rozładowujemy humorem - wylicza aktorka. A jej mąż dopowiada: - To działa! 

MP

Rewia
Dowiedz się więcej na temat: małżeństwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy