Reklama

Szczęściara po przejściach

Unika skandali. Jak nie śpiewa, to piecze chleb. Mimo to wywołuje kontrowersje. Gdyby nie rodzina, załamałaby się.

Piękna i utalentowana. Szczęśliwa jako matka i żona przystojnego architekta, Macieja Myszkowskiego (40). Może dlatego Justynę Steczkowską (39) niektórym trudno lubić. Łatwiej zazdrościć. To może tłumaczyć jej niefart do koleżanek po fachu, np. do Dody (27), która obrażała ją w programie „Gwiazdy tańczą na lodzie”, czy Kayah (44), która zarzuciła jej, że jest niedobrą matką,bo jej syn Leon (11) bije inne dzieci w piaskownicy.

– W trudnych chwilach wsparciem jest dla mnie mój mąż – mówi uśmiechając się. Jej znajomi twierdzą, że zdarza się jej w żartach nazywać go Aniołem. Zasłużenie, bo odkąd są małżeństwem, jej życie zmieniło się totalnie. Na lepsze.

Reklama

– Justyna wcześniej była związana z Hubertem Zduniakiem (39). Przez trzy lata. Potem nastąpiło bolesne i żenujące rozstanie. On zostawił ją dla Dominiki Ostałowskiej (40) – wspomina osoba z jej otoczenia.

Maciej, którego poznała pół roku po rozstaniu z Hubertem, długo zabiegał o jej zaufanie. Najpierw połączyła ich przyjaźń, dopiero potem miłość. – To przy nim rozwinęła w pełni skrzydła – dodają znajomi pary. Bo wcześniej życie jej wcale nie rozpieszczało.

Wychowana w wielodzietnej rodzinie, bardzo wcześnie stała się samodzielna. – Justyna miała 5 lat, kiedy wystąpiła ze swoją rodziną na pierwszym koncercie. Była tak malutka, że śpiewała, stojąc na krześle, żeby było ją widać – wspomina jej znajomy. Całą rodziną (11 osób) jeździli wtedy po Polsce. Tłocząc się w autosanie, przerobionym przez nieżyjącego już ojca artystki, Stanisława. I choć Justyna nigdy nie skarżyła się, to wiadomo było, że pieniądze z tego były niewielkie. Jeszcze trudniej było później, gdy zrezygnowała ze studiów. W ich rodzinie panowało bowiem przekonanie, że jeśli ktoś nie uczy się, musi sam na siebie zarabiać.

– Zdarzało się, że o zmroku szłam na bazarek, bo wtedy warzywa sprzedawano za pół ceny – wspomina ten czas artystka. Ale bez żalu. – Rodzice dali mi tyle miłości, że łatwiej mi się teraz żyje – mówi piosenkarka. Dlatego odejście ukochanego ojca było dla niej tragedią. – Gdyby nie Maciek, Justyna mogłaby się nie pozbierać – zdradza znajomy pary.

– Maciej, podobnie jak Stanisław Steczkowski, sprawdza się w trudnych sytuacjach. Jest opanowany, a jednocześnie wrażliwy na uczucia innych. Zresztą, będąc architektem, rozumie wrażliwą, artystyczną duszę Justyny – dodaje.

Niestety, potem role się odwróciły. Zmarł Władysław Myszkowski. Ukochany teść Justyny. Wówczas to ona wspierała męża i synków Stasia (6) i Leona (11), którzy byli do dziadka bardzo przywiązani. Pamiątką po nim jest ich dom w Radziejowicach, który on pomagał projektować. Zazwyczaj to miejsce jest oazą spokoju. Chyba że akurat odwiedza ich rodzina Steczkowskich. Wystarczy, że ktoś wyciągnie jakiś instrument, a zaczyna się koncert. To daje im wszystkim siłę.

– Minęło 15 lat mojej działalności artystycznej, a ja za swoje największe osiągnięcie uważam rodzinę – zaskakuje Justyna. Czy jej największym fanem jest mąż? – Skądże. On nie słucha moich płyt! Artystką jestem na scenie. W domu, matką i żoną – puentuje.

Z. A.

Na żywo 24/2011

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Justyna Steczkowska | małżeństwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy