Sława jeździ na pstrym koniu...
Chociaż ma 68 lat, wciąż z młodzieńczą lekkością wskakuje na estradę i zadaje od lat to samo pytanie: Gdzie się podziały tamte prywatki?
W 1962 roku miał pan zdawać na AWF, ale pojechał na festiwal talentów. Nie żałuje pan tego?
Wojciech Gąssowski: - Nie żałuję. Dokonałem wtedy wyboru. Często zastanawiam się, co bym robił, gdybym skończył AWF. Pewnie byłbym jakimś masażystą albo nauczycielem wychowania fizycznego w szkole.
Trudne były te pierwsze kroki na estradzie?
- Pracowałem ze starszymi od siebie ludźmi, którzy występowali na scenie od lat. Podpatrywałem ich, pytałem o różne rzeczy. To była wspaniała szkoła.
Podobno nigdy nie był pan pazerny na sukces, wystrzegał się tego, co w robieniu kariery jest ważne, czyli egoizmu...
- Sądzę, że nie jestem egoistą. Cieszę się z sukcesów innych. Nie jestem pazerny, nigdy nie upajałem się popularnością, bo ona na pstrym koniu jeździ. Dzisiaj jest dobrze, jutro może być gorzej. I trzeba umieć z godnością podejść do tych zmienności. Zachowanie godności zawsze było dla mnie ważne, bo godnością charakteryzuje się mężczyzna.
Po prostu ideał!
- Przesada. Ideałem nie jestem. Ale jestem dość pogodny, lubię ludzi, lubię z nimi przebywać, pomagać im wtedy, kiedy trzeba. Bardzo lubię zwierzęta, przyrodę. Do cywilizacji mam dystans. Nie wiadomo, do czego ona dąży, za czym goni. W telewizji wypatruję programów przyrodniczych. Lubię wszystko, co naturalne...
Na przykład?
- Moją pasją jest Puszcza Kampinoska. Tam moja rodzina miała majątek. Tam też w dzieciństwie, z siostrą, z rodzicami, jeździłem na wakacje. Jeżdżę tam do dzisiaj na grzyby i spacery. Moją pasją są też podróże do Włoch. Uwielbiam ten kraj. Generalnie czuję się Europejczykiem i Ameryka jakoś nigdy mnie nie pociągała.
Jak dba pan o kondycję?
- Chodzę na mecze, ale sam także gram w piłkę nożną. Nie stosuję żadnej specjalnej diety, prócz unikania tłustego jedzenia.
Rozmawiał: B. Kuncewicz
Rewia 5/2011