Reklama

Rodzina modelowa - dwa plus dwa

Nie zatańczył, nie zaśpiewał, ale reklamie nie powiedział "nie".

Wiele razy był wodzony na pokuszenie, ale dotychczas nikomu nie uległ. Nie zatańczył, nie zaśpiewał, nie kręcił piruetów na lodzie... Może nawet szkoda - sam nie zarobił, a innym nie podniósł słupków oglądalności...

Wniosek? Tomasz Kot (34) wciąż pozostaje łakomym kąskiem dla producentów, tym bardziej, że liczba kolejnych show rośnie w tempie odwrotnie proporcjonalnym do ich jakości.

Dla roli schudł 15 kilogramów!

Znajomi tkliwie mówią o aktorze, że jest... dziwakiem. Zamiast bywać - woli spędzać czas w domu z żoną (Agnieszkę Olczyk poślubił we wrześniu 2006 roku), 4-letnią córką Blanką i 8-miesięcznym Leonem. Legendą obrosły jego zabawy z córką, wymyślanie niesamowitych opowiadań, którymi ją usypia wieczorem czy spacery rodzinne.

Reklama

Przyznaje, że jego największym marzeniem jest, by nic się nie zmieniło. Konsekwentnie oddziela życie prywatne od pracy. Pracy, którą kocha, ale nie za cenę spokoju rodziny.

Na scenie zadebiutował w 1996 roku w Teatrze Dramatycznym w Legnicy. Pięć lat później skończył krakowską PWST. W tym samym roku zaczął pracę w tamtejszym Teatrze Bagatela. Dziś związany jest z Warszawą. Lista jego filmów i seriali jest imponująca.

Najważniejszym filmem wciąż pozostaje "Skazany na bluesa", gdzie zagrał Ryszarda Riedla. Dla tej roli zapuścił włosy, schudł 8 kilogramów, pojechał w trasę koncertową z zespołem Dżem i przez jakiś czas mieszkał w mieszkaniu Riedla...

Dla filmu "Yuma" schudł 15 kilogramów! Ale jeśli się kocha zawód tak jak on, nie traktuje się wtedy takich działań w kategoriach poświęcenia. Popularność zawdzięcza dwóm serialom: "Na dobre i na złe" i "Niani". W obu zagrał... milionerów. W obu jego partnerką była Agnieszka Dygant.

Jeśli chodzi o aktorów jego ulubionym partnerem jest Wojciech Mecwaldowski, z którym przyjaźni się prywatnie. Duet, jaki stworzyli w "Stacji", gdzie Mecwaldowski zagrał Jacka Wawawasza, on - Grzegorza Pardubickiego, jest majstersztykiem.

Dziś jest jednym z najpopularniejszych i najlepiej zarabiających aktorów. Udział w reklamie jednej z sieci telefonicznych solidnie zasilił konto rodziny, ale nie zmienił jego stosunku do życia. Doskonale wie, co znaczy nie mieć pieniędzy, i zdaje sobie sprawę, że kariera też w każdej chwili może się skończyć. Jak pieniądze.

- Pieniądze są bardzo ważne. Ten, kto twierdzi, że jest inaczej, nigdy nie miał z nimi problemu. Ja miałem okres bez pieniędzy. To uczy pokory - mówi.

Chciał być malarzem, był w seminarium

Jakie jest jego małżeństwo? Jakkolwiek banalnie by to zabrzmiało - partnerskie. Jego żona jest psychologiem i operatorem filmowym. - Dla mnie świat nie dzieli się na świat kobiet i mężczyzn. Równouprawnienie jest codziennością, czymś naturalnym - mówi.

Dlatego bez problemu (i poświęcenia) gotuje, zajmuje się domem i dziećmi. Uważa wręcz, że jest to jedno z najciekawszych zajęć, jakie zna. - Nie wyobrażam sobie, żeby w domu, gdzie są małe dzieci, był krzyk, agresja, napięcie. Jeśli coś takiego się dzieje, napięcie będzie towarzyszyło przez całe życie. Dziecku nie wolno wyrządzić takiej krzywdy - mówi.

Gdy dziś oglądamy Tomasza Kota w filmie "Erratum", można się cieszyć, że jednak nie został artystą malarzem, a seminarium duchowne zamienił na szkołę teatralną. Tą decyzją zmienił całe życie. Dziś z Agnieszką i dziećmi tworzy układ idealny: dwa plus dwa.

IJ

Życie na gorąco 32/2011

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Kot | małżeństwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy