Reklama

Przystanek "miłość" istnieje?

Wdzięk, melancholia, smutek, kruchość, powściągliwość - to coś, co ją wyróżnia.

Za smutek mój, a pani wdzięk, ofiarowałem pani pęk czerwonych melancholii i lekkomyślnie dałem słowo, że kwiat ich kwitnie księżycowo... - śpiewał Marek Grechuta. Autor słów nie mógł mieć na myśli Katarzyny Groniec, ale właśnie ją charakteryzują doskonale. Wdzięk, melancholia, smutek, kruchość, powściągliwość - to coś, co ją wyróżnia. I czym w rozkrzyczanym i kolorowym świecie przykuwa uwagę.

Chciałoby się ją osłonić szklanym kloszem

Tak było zawsze. Ponieważ jej uroda jest niejednoznaczna - rozbiera się ją na czynniki pierwsze. Oczy: niezwykłe, wielkie, czarne, ma się wrażenie, że jest w nich zawarta cała prawda o świecie. Dla kontrastu zawadiacka czupryna. Figura dziewczynki. Jeśli nie jest na scenie, najchętniej włożyłaby czapkę niewidkę i przemknęła przez życie.

Reklama

Od dawna wie, że to niemożliwe. Ale już nie rozpacza z tego powodu. Znalazła swoją niszę i w życiu, i na scenie. Kiedyś zwierzyła się, że w dzieciństwie największym jej marzeniem było mieć taką maszynę, która czyta w czyichś myślach. Inni daliby wiele, żeby przeniknąć myśli pani Katarzyny. Że nie są banalne - to pewne. Że kłębią się w nich demony - to oczywiste, patrząc jakimi ścieżkami idzie przez życie.

Nie jest to droga na skróty. Osoby wyglądające na bezbronne, tak jak ona, bliscy chcą osłonić szklanym kloszem, żeby nic im się, broń Boże nie stało. Bo nie wiedzą, że tacy ludzie są niewiarygodnie silni i doskonale wiedzą dokąd zmierzają. Pani Katarzyna, której nieobce jest przewrotne poczucie humoru, twierdzi, że taka opieka jest wygodna. I należy z niej skorzystać.

O Katarzynie Groniec Polacy usłyszeli w 1991 roku, gdy zagrała Ankę w "Metrze". Ale to nie był jej debiut na scenie. Trzy lata wcześniej wygrała w Poznaniu Festiwal Młodych Talentów i zdaniem znawców nie miała godnych siebie rywali.

Egzamin z życia zdała przed maturą

Jeśli wierzyć jej słowom, a nie ma powodu, żeby wątpić, nie znalazłaby się w "Metrze", gdyby nie determinacja jej ówczesnego chłopaka. To on podjął za nią decyzję. Ponoć niezdecydowanie pozostało jej do dzisiaj. - Brak odwagi wynika z niechęci do podejmowania ryzyka - wyjaśnia. A jednak nie zawahała się, gdy wygrała casting na rolę Anki, by dotychczasowe życie postawić na głowie.

Przerwała naukę w III klasie liceum i wyjechała z domu w Gliwicach. Maturę robiła już w Warszawie. Ale egzamin z dorosłości musiała zdać wcześniej, bo jej życie gwałtownie przyśpieszyło. Wyszła za mąż za Olafa Lubaszenkę, poznanego właśnie w "Metrze". Gdy miała 20 lat, urodziła córkę Mariankę. Niedługo potem została sama z dzieckiem. Przez jakiś czas nie miała najlepszego zdania o mężczyznach, ale z biegiem czasu, zmieniła opinię.

Dziś uważa, że z byłym mężem można się przyjaźnić, co wcześniej uważała za fanaberię. Jeśli chodzi o mężczyzn w ogóle, to dziękuje Bogu, że są. Chociaż... akurat rozkoszuje się samodzielnością.Wcześniej była związana z tłumaczemi poetą Marcinem Sosnowskim. Potem z aktorem Jackiem Bończykiem.

Wracając do "Metra". Zagrała w ponad siedmiuset przedstawieniach. Śmieje się, że w tym czasie "Józek", czyli twórca spektaklu Janusz Józefowicz, ze trzy razy ją pochwalił. Potem "płynnie" wraz z innymi aktorami znalazła się w Teatrze Buffo, gdzie rządził Józefowicz, skąd odeszła po 7 latach. Postawiła na samodzielność. Niezłe wyzwanie dla nieśmiałej osoby, która wciąż uważa, że ma kłopoty z podejmowaniem decyzji.

Wybrała słusznie, bo co jakiś czas jej kolejna płyta i koncert zostają uznane za wydarzenie artystyczne. Ona sama przyznaje, że ma pieniądze, by opłacać rachunki.

To cudowny stan, gdy można mieć własne zdanie

Mówi, że do trzydziestki bała się dojrzałości. Gdy skończyła 30 lat, strach zmienił się w błogostan. Ogarnęło ją cudowne poczucie, że wolno jej mieć własne zdanie. - Mam też już zmarszczki. I pierwsze, i drugie, i te trzecie też. U mnie to, zdaje się, dość szybko pójdzie, i to trochę jest problem, ale zawsze wydawało mi się, że opakowanie nie jest najważniejsze. A że nie należę do wysokich blondynek zarabiających twarzą na życie, to starzenie się nie będzie chyba tak dramatyczne? - pyta.

MJ

Życie na gorąco 2/2011

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy