Reklama

Powrót w wielkim stylu

Zawsze miała jasno określone priorytety. Wyszła za mąż, urodziła dziecko. Wreszcie nadszedł czas, gdy może pomyśleć o pracy.

Dotychczas to rodzina i dom były całym jej światem. Kiedy siedem lat temu rezygnowała z kariery, była na samym szczycie, a jej "Czerwone korale" śpiewała cała Polska. Ale wtedy dla Haliny Mlynkovej (34) nic nie było tak ważne jak to, że zostanie mamą. Dlatego rozstała się z zespołem "Brathanki" i potem skoncentrowała na roli mamy Piotrusia.

- Nie potrafię działać na pół gwizdka. Nie wyobrażałam sobie, by solidnie pracować i być przykładną mamą - wyznaje. Jednak po kilku miesiącach przekonała się jak bardzo brakuje jej występów, koncertów i pracy w studiu. Pomyślała, że wróci, ale... życie lubi płatać figle. Jej plany legły w gruzach, gdy okazało się, że synek jest uczuleniowcem i cierpi na astmę.

Reklama

- Piotruś uczulony był niemal na wszystko, w tym także na moje mleko. Oboje z Łukaszem byliśmy zrozpaczeni.... - wspomina. Rozpoczęło się gorączkowe bieganie po specjalistach i ustalanie bardzo restrykcyjnej diety. Kiedy to się udało, piosenkarka mogła wreszcie odetchnąć i pomyśleć o sobie. Jednak bała się powrotu na scenę, bo martwiła się o syna. Wraz z mężem Łukaszem Nowickim (38) podjęli decyzję, by nie zostawiać malca tylko pod opieką niani.

- Nie siedziałam z założonymi rękoma. Wiedziałam, że muszę nad sobą pracować, ćwiczyć, aby nie wypaść z formy. Piotrusiem zajmowała się niania, a ja znikałam za drzwiami domowego studia i oddawałam się pracy. Zabierałam się nawet za tworzenie płyty, ale to nie był właściwy czas - wyznaje.

Gdy chłopiec miał 3 latka, rodzice chcieli, by zaczął przebywać wśród rówieśników. Zapisali go przedszkola. Jednak było to okupione ogromnym stresem, ponieważ Piotruś nie mógł jeść tego samego co koledzy. Martwili się, że będzie mu trudno pogodzić się ze swoją odmiennością. Okazało się jednak, że wcześniejsze tłumaczenia rodziców i przygotowanie chłopca do tego dało efekty.

- On dobrze wie, że jest inny, ale nigdy nie pytał nas: dlaczego?, nie robił nam o to awantur czy scen. Zaakceptował to - opowiada dumna mama. Dzisiaj piosenkarka widzi, że jej syn świetnie sobie radzi w życiu. A ona poczuła się silna.

Wie, że nadszedł jej czas, bo już nie musi drżeć o synka. Jest z niego dumna i chce, by on był dumny z niej. W programie "Bitwa na głosy" daje z siebie wszystko i jest to doceniane. Wkrótce kończy nagrywać płytę. Twierdzi, że na wszystko jest właściwy czas i nie żałuje tych siedmiu lat spędzonych w domu.

KL

Świat i Ludzie 16/2011

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy