Reklama

Polubiłem się z żółtym swetrem

Program rozrywkowy nadawany na żywo to duże wyzwanie, cieszę się, że Polsat go promował, a ja brałem w nim udział - mówi współgospodarz "Stand Up. Zabij mnie śmiechem".

Dobrze się pan czuł w roli prowadzącego?

- Mnie, jako kabareciarzowi "Stand Up" w jakiś sposób zawsze będzie bliski. W mniejszy lub większy sposób uprawiałem go w kabarecie Łowcy. B. Niejednokrotnie nieświadomie. Ta forma rozrywki, bardzo popularna na Zachodzie Europy i w Stanach Zjednoczonych, w naszym kraju dopiero jednak raczkuje, o czym szczególnie mogłem się przekonać na castingach (śmiech). Mam jednak nadzieję, że to się zmieni i nasz program uruchomi ludzi do tego, aby zapoznali się z pewnymi wzorcami, bo z wielkim szacunkiem, ale "Stand Up" to nie opowiadanie kawałów z brodą, czy tylko umiejętność imitacji różnych głosów. Stąd też zaproszenie do tego programu takich osób, jak Abelard Gizy czy Kacper Ruciński. Wprawdzie odpadli głosami widzów, lecz pokazali, że polski "Stand Up" istnieje.

Reklama

A nie traktuje pan tego jako odskocznię od Łowców.B?

- Nie, gdyż zawsze robiłem różne inne rzeczy, choć zdaję sobie sprawę, że pewnego zaszufladkowania trudno mi będzie uniknąć. Na szczęście nie mam z tym problemu, z żółtym swetrem, czyli Maryjuszem, bardzo się lubimy. Denerwuje mnie tylko, że co ja zarobię, to on wydaje w sklepach "wszystko za 4 złote i nie tylko". No i dziad filcuje mi wszystkie ciuchy (śmiech). A jako odskocznię bardziej traktuję działalność w proekologicznej Fundacji All For Planet, gdzie jestem ambasadorem oraz mój autorski projekt Shengeen Zoo, czyli Zwierzęta Bez Granic. Organizuję też w Bytomiu Międzygalaktyczny Zlot Superbohaterów.

Czy pana praca w show polsatu nie kolidowała jednak z występami kabaretowymi?

- Staram się, aby nie kolidowała, nazywałem sobie to logistyką, ale parę spraw trzeba było ponaciągać. Najbardziej doskwiera mi nieustanny brak czasu. Świat kabaretowy, jeśli mogę to tak nazwać, jest dużo zdrowszy, my w nim spokojnie i we wspólnej symbiozie żyjemy. Spotykamy się i jak dzieciaki śmiejemy się, dokazujemy. Oczywiście, są pewne zgrzyty. Nie chciałbym wymieniać tu jednak nikogo, ale Ani Mru Mru, Moralny Niepokój, Młodzi Panowie, Limo, Smile, praktycznie cała Zielona Góra, no i Tomasz Jachimek, to naprawdę gbury. Reszta jest w porządku. To znaczy oprócz Paranienormalnych, Kabaretu Skeczów Męczących i Neo- Nówki, bo ich unikamy.

Kilka dni temu skończył Pan 29 lat. Były jakieś urodzinowe postanowienia?

- Tak, jedno: - Nigdy więcej postanowień.

Artur Krasicki

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama