Pięknych wspomnień nie zabierze mi nikt
Jest aktorką, piosenkarką i... bardzo niepoprawną optymistką. Odnalazła szczęście u boku mężczyzny, który trzyma za nią kciuki, jak nikt nigdy przedtem.
Katarzyna Skrzynecka (40), przez przyjaciół nazywana pieszczotliwie... "Skrzynką", jest niezwykle barwną osobowością. Zawsze pogodna i pozytywnie nastawiona do życia, choć ono jej nie oszczędzało.
Pierwsze małżeństwo ze Zbigniewem Urbańskim zakończyło się rozwodem. Drugi raz wyszła za mąż za Marcina Łopuckiego (37), mistrza Polski, Europy i wicemistrza świata w fitnessie męskim. Jest uwielbianą prowadzącą "Taniec z gwiazdami", ale najchętniej realizuje się na scenie teatralnej i estradzie.
Wydała pani płytę, do której piosenki były przygotowane już trzy lata temu. Skąd to opóźnienie?
Katarzyna Skrzynecka: Trzy lata temu, po ciężkiej chorobie, zmarła moja mama. To był dla mnie bardzo trudny czas. Tak naprawdę dopiero niedawno przebrnęłam przez to wszystko i właśnie ruszyłam w życie z nowymi siłami.
Czyli jest pani spełnioną zawodowo kobietą?
- Po cichu i w tajemnicy powiem, że tak.
A dlaczego po cichu?
- Bo jak się powie: mam świetną pracę, kocham męża, on kocha mnie i mam fajną rodzinę - a u mnie tak właśnie jest - to zawiść ludzka gwarantowana.
A jaki jest pani sposób na taki dobry związek?
- Partnerstwo i wzajemne dowartościowywanie się. No i do tego wielkie wsparcie. Jeśli tylko mogę, jeżdżę na zawody, w których udział bierze mój mąż. Kibicuję mu, krzyczę z całych sił. To są ogromne emocje.
A on się rewanżuje?
- Miałam niedawno premierę w teatrze. Siedział w pierwszym rzędzie i miał tak mocno zaciśnięte kciuki, że aż paznokcie mu zsiniały. A na jego twarzy widziałam tylko jedno wrażenie: "Jest dobrze, trzymaj tak dalej".
A jeżeli pojawia się konflikt? Jak państwo go rozwiązują?
- Ja jestem ekstrawertyczna, dlatego - jak tylko pojawia się jakiś konflikt - natychmiast reaguję, chcę rozmawiać. Mój mąż jest dużo bardziej powściągliwy, ale także jest zwolennikiem załatwiania wszelkich nieporozumień poprzez rozmowę. W emocjach do niczego dobrego się nie dojdzie.
Czyli nie jest tak, że fruwają talerze, a trzydzieści minut później jest wielka miłość?
- Nie. My problemy przegadujemy... A potem, trzydzieści minut później, jest wielka miłość (śmiech).
A jaki znalazła pani sposób na dobre relacje z dziećmi męża?
- Bardzo prosty: jak najmniej o tym mówić mediom (śmiech). Mamy relacje rodzinne. Dawid i Paula tak zostali wychowani i potrafią powiedzieć tacie, mamie czy mnie: kocham cię.
Myśli pani o powiększeniu rodziny?
- Oboje z mężem będziemy bardzo szczęśliwi, jeśli zostanie nam dane powiększyć naszą rodzinę.
Jak pani o siebie dba, by zachować formę?
- Mój mąż mówi, że jest taka powszechna prawidłowość: mężczyźni bardzo lubią ćwiczyć, natomiast nie potrafią utrzymać diety, a kobiety uwielbiają się głodzić, a nienawidzą ćwiczyć. A ja jestem w tych sprawach obojnakiem, czyli umiem te rzeczy połączyć.
Gdzie państwo się wybierają na wakacje?
- Jest jeden zakątek, do którego zawsze wracamy: Kreta. Znamy tam takie odludne miejsce, cichą lagunę. Zawsze spędzamy tam przynajmniej tydzień.
Rozumiem, że wypoczywacie czynnie?
- Oczywiście, że tak. Pływamy, nurkujemy, chodzimy na długie spacery. Potem wracamy z mnóstwem pięknych zdjęć i wspomnień... Pieniądze wydasz, ciuchy się zużyją, samochód rdza zje, a wspomnień z podróży i pięknych zdjęć nie zabierze nikt.
Michał Wichowski
Świat i Ludzie 23/2011