Reklama

Nie muszę podobać się wszystkim

Wie, że uśmiech jest dobry na wszystko. Pomaga w życiu i... działa na mężczyzn!

Choć grała wielkie role w Starym Teatrze czy u Andrzeja Wajdy, widzowie pokochali ją za Madzię Karwowską w słynnym serialu Jerzego Gruzy "Czterdziestolatek". Rola ta tak przylgnęła do Anny Seniuk (69), że wiele osób do dziś uważa, że jej mężem naprawdę jest aktor Andrzej Kopiczyński, czyli serialowy Stefan Karwowski.

Oczywiście to tylko filmowa fikcja, ale kiedyś aktorka przyznała, oczywiście żartem, że to jedyny mąż, z którym nigdy się nie kłóci. - Tego prawdziwego, Macieja Małeckiego, utalentowanego pianistę i kompozytora, trudno byłoby nazwać uosobieniem łagodności. Ale taki był od dnia, kiedy Anka się w nim zakochała. Miał niełatwy charakter, ale ona zupełnie straciła dla niego głowę - opowiada dobra znajoma aktorki.

Reklama

Poznali się prawie 40 lat temu w pracy, przy nagrywaniu audycji radiowej. Pani Anna w żartach poprosiła go o rękę. Dyrygencką oczywiście. Ale on potraktował to na serio i... po miesiącu wzięli ślub. Zresztą - 13 lutego o godzinie 13.00. Już wtedy zapowiedziała, że to rodzina będzie w jej życiu na pierwszym miejscu. I zdania nigdy nie zmieniła.

Przyjaciele kompozytora zazdrościli mu, że znalazł prawdziwy skarb: piękną kobietę, która dla miłości poświęci nawet tak dobrze rozwijającą się karierę aktorską.

A ona pragnęła, by mąż nie cierpiał z tego powodu, że ma w domu wziętą aktorkę.

Dlatego niedługo po ślubie bez żalu odmówiła zagrania roli Jagny w ekranizacji "Chłopów" Reymonta. Wszak był to pierwszy rok ich małżeństwa i bardzo wtedy pragnęli z mężem powiększyć rodzinę.

Gdy na świat przyszedł syn Grzegorz (36), byli bardzo szczęśliwi. Trzy lata później pani Anna zaczęła zdjęcia do "Konopielki". Była szczęśliwa, gdy musiała powiedzieć reżyserowi: nie mogę grać Kaziukowej, bo jestem w ciąży. Nie chciano z niej zrezygnować, więc... dopisano jej postaci jeszcze jedno dziecko. Córka pani Anny, Magdalena, urodziła się zaraz po zakończeniu zdjęć.

To właśnie dzieci są prawdziwą dumą artystki. Syn Grzegorz jest dziś cenionym aktorem Teatru Narodowego, lubianym także dzięki rolom serialowym, ostatnio w "Prosto w serce". Córka zaś, absolwentka Akademii Muzycznej - zawodowym muzykiem.

Od sześciu lat aktorka świetnie sprawdza się też w roli babci Tosi (6) i Franka (4). I jeszcze w roli pani domu. Bo nawet przed ważną premierą stara się żyć normalnie. Gotuje, pierze, prasuje, pamięta o hydrauliku, rachunkach, tankowaniu...

Zawsze kochała swój dom. Tu najlepiej regeneruje siły, zmęczenie zostawiając za progiem. Pani Anna śmieje się, że mogłaby godzinami leżeć na kanapie i w samotności czytać książkę. - Takie błogie lenistwo z książką nie zdarza się często - zaznacza.

Rok 1994 był w życiu Anny Seniuk najtrudniejszy. Aktorka zmagała się z nowotworem. To wtedy, mimo że pokonała chorobę, w jej oczach pojawił się smutek. Bo rak nie był jej jedynym zmartwieniem. Wtedy zaczęły się też pierwsze małżeńskie problemy, których nie udało się pokonać do dziś.

Małżonkowie od dawna mieszkają osobno. Pani Anna mówi, że to pozwala każdemu z nich zachować swoją przestrzeń. Na brak adoratorów jednak nie narzeka. Wciąż wzdychają do niej koledzy ze szkoły teatralnej w Krakowie. Z tamtych czasów pozostał jej łagodny uśmiech (był tak zniewalający, że na trzecim roku zdobyła tytuł najmilszej studentki Krakowa). Koledzy z roku zachwycali się też jej nienaganną figurą, z mocno podkreśloną talią. - To było dawno temu... Dzisiaj jestem charakterystyczna, dzięki temu przeszłam bezboleśnie czterdziestkę i pięćdziesiątkę. A poza tym... nie muszę podobać się wszystkim - mówi z rozbrajającym uśmiechem.

Iza Wojdak

Świat i Ludzie 27/2011

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy