Reklama

Nasz skarb narodowy

Gdy obchodziła 92. urodziny Danuta Szaflarska z właściwym sobie poczuciem humoru skwitowała: - Nie jestem przecież taka stara. Poza tym kobietę pyta się o wiek tylko dwa razy w życiu. Gdy kończy 18 lat, lub odwrotność tej liczby.

Dlatego późniejsza 95. rocznica nie zrobiła na niej wielkiego wrażenia. Niemniej nie byłaby sobą, gdyby nie zażartowała. - Najbardziej lubię grać stare wiedźmy. U Kędzierzawskiej byłam wiedźmą w filmie "Diabły, diabły" i jędzą w "Nic". A jak umrę, będę latać" - powiedziała z łobuzerskim uśmiechem. Na szczęście nigdzie się nie wybiera.

Elegancka, krucha, jak porcelana, jest w znakomitej formie. Nie schodzi z planów filmowych - scenarzyści specjalnie dla niej piszą role, a do teatrów, gdzie gra - ściąga tłumy. Na premierę czeka najnowszy film z jej udziałem "Mała matura 1947" Janusza Majewskiego.

Reklama

Od klęski uratował ją Janko Muzykant

Urodziła się w Kosarzyskach, niedaleko Piwnicznej, gdzie w wiejskiej szkole uczyli jej rodzice. Ojciec to był wesoły góral z temperamentem. Tak cieszył się z narodzin córki, że dwa tygodnie zajęło mu świętowanie z sąsiadami. Stąd podwójna data urodzin aktorki - urodziła się 6., w metryce ma datę - 20 lutego. Mama była bardziej stonowana. Pięknie śpiewała, akompaniując sobie na pianinie. Szczęśliwe dzieciństwo skończyło się ze śmiercią ojca, miała 9 lat (zmarł nagle, na zapalenie ślepej kiszki). Z mamą i młodszym bratem przeprowadzili się do Nowego Sącza. Tam nauczyciel zachwycił się jej dykcją, gdy mówiła pacierz. Kilka razy musiała powtórzyć "Ojcze nasz". Wysłał ją do teatru amatorskiego.

Na profesjonalnej scenie zadebiutowała rolą... Michasia w "Horsztyńskim". Z rozbawieniem wspomina swój egzamin do Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej. Mówi, że była dramatyczną ignorantką i była to jedna wielka kompromitacja. - Przed komisją płynnie powiedziałam tylko o swoich chorobach (wcześniej studiowała w szkole handlowej w Krakowie, na pierwszym roku zachorowała na tyfus, cudem uniknęła śmierci) - śmieje się. Nic nie wiedziała o historii teatru. Uratował ją Janko Muzykant, bowiem doskonale recytowała tekst o jego śmierci. Ale zasiadający w komisji Aleksander Zelwerowicz dostrzegł jej wielki talent! Wysłał tylko ją do biblioteki, by przeczytała "Pięćdziesiąt lat teatru" Michała Orlicza.

Dziś pani Danuta do ówczesnej historii teatru może dorzucić 70 lat ze swoim udziałem. Gdy zagrała w "Zakazanych piosenkach", potem w "Skarbie", gdzie w obu filmach partnerował jej niezwykle przystojny Jerzy Duszyński, widzowie oszaleli na ich punkcie. Ekranową fikcję pomylili z rzeczywistością. I w życiu prywatnym ich pożenili. Na nic były wyjaśnienia, że Jerzy Duszyński był mężem Hanki Bielickiej. Ona żoną pianisty Jana Ekiera. Z tego małżeństwa urodziła się córka Maria (plastyczka), która z rodzicami przeszła piekło Powstania Warszawskiego (aktorka była łączniczką). Drugim mężem aktorki został wybitny spiker radiowy Janusz Kilański. I to małżeństwo skończyło się rozwodem. Ma z nim córkę Agnieszkę (konserwator zabytków). Dzięki córkom jest dziś babcią Wojtka i Zosi.

A mało to pięknych rzeczy można robić?

Nie farbuje włosów. Nie kolekcjonuje recenzji i zdjęć. Niczego nie żałuje. Od 1986 roku jest najbardziej zajętą emerytką świata. Ekipy, które z nią pracują mówią, że jest najweselszą i najmłodszą osobą na planie. Dzień zaczyna od gimnastyki. Potem sprawdza, co dzieje się na świecie. Wieczorem pracuje w teatrze.

- Mówią, że trudno o uśmiech w dzisiejszych czasach. A ja pytam: dlaczego? A mało to pięknych rzeczy można robić? Przecież można podróżować, uprawiać sport, czytać mądre książki, oglądać wspaniałe przedstawienia. Nie wolno tylko popadać we frustrację, gdy coś nie wychodzi - radzi.

mj

Życie na gorąco 11/2010

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy