Reklama
Mówili mu, że nie ma żadnych szans w tym biznesie

Historia Harrisona Forda

Marzył tylko o tym, by mieć w końcu stałą robotę.

Kompletnie niczym się nie wyróżniał. Mały Harrison nie był typem sportowca, więc zdarzało mu się obrywać od silniejszych kolegów. Nie był też orłem w nauce.

- Najłagodniejsze słowo, opisujące moje osiągnięcia, to "leniwiec" - przyznawał.

Jedyny raz, kiedy przyciągnął uwagę uczniów, to gdy już w liceum swoim głębokim głosem przemówił w szkolnej radiostacji.

A może by tak zostać aktorem?

- Chciałem być strażnikiem leśnym albo górnikiem - mówił. Mimo to zdecydował się na wyjazd do college’u. Nie spodobała mu się sztywna uniwersytecka struktura, ale to tam spróbował aktorstwa. Wybrał te zajęcia, licząc na łatwe zaliczenia. - Byłem przerażony, że muszę stanąć przed tymi wszystkimi ludźmi, ale spodobało mi się opowiadanie historii - wspominał.

Reklama

Na terenie campusu poznał też przyszłą żonę Mary Marquardt. Pobrali się zaraz po tym, jak Harrison nie dostał dyplomu. Koledzy doradzili mu, by spróbował szczęścia jako aktor. Z braku lepszych pomysłów Fordowie zapakowali po dach garbusa i ruszyli do L.A. Pierwsze zdjęcia próbne nie poszły mu najlepiej.

- Facet ze studia powiedział mi: Dzieciaku, nie masz przyszłości w tym biznesie. Gdy pojawił się Tony Curtis, niosąc torbę z zakupami, wystarczyło spojrzenie, by stwierdzić, że to jest gwiazda - mówi.

W końcu Harrison podpisał jednak kontrakt. Zarabiał 150 dolarów tygodniowo i grywał ogony, m.in. rolę portiera w filmie "Spryciarz Ed". Jego kwestia mieściła się w jednej linijce. Ledwo wiązali z Mary koniec z końcem, a że mieli już dwóch synów, Benjamina i Willarda, musiał pomyśleć o innym sposobie, by utrzymać rodzinę.

Specjalista od szafek

Gdy wystrugał zestaw stolików dla przyjaciela, Harrison nie wiedział, że właśnie zrobił milowy krok w karierze. Okazało się, że ma dryg do tej roboty. W 1968 roku "załapał się" jako złota rączka na trasie The Doors. Rock’n’roll go jednak przerósł.

- Kiedy wróciliśmy, byłem o krok od wstąpienia do klasztoru jezuitów - wspomina. Posypały się kolejne zlecenia, wkrótce okrzyknięto go "cieślą gwiazd". Zbudował studio nagraniowe dla Sergio Mendesa, taras dla Sally Kellerman i szafki dla George’a Lucasa. To właśnie on dał mu rolę w "Amerykańskim graffiti". Tam zauważył go Coppola i powierzył mu epizod w "Rozmowie". Wciąż jednak czekał na przełom. Do końca lat 70. dorabiał jako cieśla.

Gdy w 1977 roku wstawiał drzwi w studiu filmowym, znowu spotkał George’a Lucasa, który planował casting do "Gwiezdnych wojen". W roli Hana Solo widział Nicka Nolte albo Christophera Walkena. Jednak wpadł na Harrisona. Poprosił go o przeczytanie kwestii i... odwołał przesłuchania. Miał już swojego bohatera!

Kariera Harrisona ruszyła z kopyta. Coraz częściej był w rozjazdach. Odbiło się to na jego małżeństwie. W 1979 roku rozwiódł się z Mary.

Lata 80. należały do niego. Powrócił w drugiej części "Gwiezdnych wojen". Zagrał także w "Magnum" i w "Indiana Jones". Był taką gwiazdą, że jego rolę w "E.T." wycięto, by nie rozpraszać widzów.

W 1983 roku Harrison ożenił się ze scenarzystką właśnie tego filmu Melissą Mathison. Para dochowała się dwójki dzieci: Malcolma i Georgii.

"Łowcy androidów" Ridleya Scotta, trzecia odsłona "Gwiezdnych wojen" i druga "Indiany Jonesa" i w końcu "Świadek", który przyniósł mu nominację do Oscara... Harrison przyznawał, że popularność go przerosła.

- Utrata anonimowości to coś, na co nikt do końca nie jest przygotowany. Sława i pieniądze miały też dobre strony. Harrison mógł zaangażować się w ochronę środowiska, co było jego pasją od czasów, gdy należał do skautów. W 1993 roku arachnolog Norman Platnic nazwał odkrytego przez siebie pająka Calponia harrisonfordi. 9 lat później ten sam zaszczyt spotkał mrówkę Pheidole harrisonfordi. Aktor odkrył też kolejną pasję - latanie. W rok zdobył licencję pilota, a w filmie "6 dni, 7 nocy" sam pilotował samolot w kilku scenach. By to robić, musiał z własnej kieszeni opłacić ubezpieczenie na życie. Było go stać na takie fanaberie.

W 2001 roku został okrzyknięty najlepiej zarabiającym aktorem Hollywood. Także jego ugoda rozwodowa z Melissą była rekordowa. Zapłacił byłej żonie 90 milionów dolarów.

Po rozstaniu w 2004 roku Harrison Ford rzucił się w wir randek. Spotykał się m.in. z Minnie Driver i Larą Flynn-Boyle. Krytykom odpowiadał: - Nie jestem pierwszym, który postanowił zmienić swoje życie po 60., nie będę też ostatnim.

Wyjątkowa kobieta i rola

W końcu znalazł bratnią duszę w Caliście Flockhart. Pobrali się po 8 latach w 2010 roku, a aktor zaadoptował syna ukochanej Liama.

- Wychowywanie to nie jest piękny widok. Teraz jestem w tym dużo lepszy - zapewniał.

Para dzieli życie między Nowy Jork, Santa Monica i własnoręcznie zbudowany przez Harrisona dom w Jackson Hale w Wyoming. Unikają świateł fleszy, choć, gdy Harrison powróci do roli Indiany Jonesa, może to być niemożliwe. To jego ulubiona rola, a sam Steven Spielberg powiedział, że on nie gra tej postaci. On po prostu JEST Indianą Jonesem!

JL

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy