Reklama

Moje sekrety dobrego wyglądu: seks i joga

Aktorka, scenarzystka, reżyserka i producentka. Mimo trudnych życiowych doświadczeń jest wiecznie pogodna i uśmiechnięta.

Kobieta wszechstronna: aktorka, reżyserka, scenarzystka, producentka, była dyrektorka łódzkiego oddziału TVP. Małgorzata Potocka jest mamą dwóch dorosłych już córek: Matyldy (30) i Weroniki (20).

Do niedawna prywatnie związana z Adamem Gesslerem, znanym warszawskim restauratorem. Obecnie gra w serialu "Linia życia" oraz pisze scenariusz filmu fabularnego, w którym zamierza zagrać i być może także go wyprodukować. Dlaczego? Bo lubi mieć pełną kontrolę nad swoimi projektami.

Na początku kariery zagrała pani w filmie "Hubal" Tereskę, dziewczynę zaradną, trochę opryskliwą, ale o dobrym sercu.Mam wrażenie, że pani właśnie taka jest w rzeczywistości?

Reklama

Małgorzata Potocka: - Trochę tak jest. Uchodzę za osobę bardzo przebojową, aczkolwiek nią nie jestem. Na pewno jestem postacią zdecydowanie wyrazistą.

I lubiącą pomagać ludziom.

- To jest prawda. Kocham ludzi.

A tych brzydszych?

- Mężczyzn? (śmiech). Ci, z którymi się wiązałam mieli bardzo silne osobowości. Myślę, że bardzo mnie kochali. Były to szalenie ekstremalne związki.

Dlaczego ekstremalne?

- Bo nie miały hamulców, granic i nie były kalkulowane. Były pełne miłości. Ja nie robię niczego na chłodno. Albo jest gorąco albo nie ma uczucia.

Zakochuje się pani od pierwszego wejrzenia?

- Nie. Na przykład z moim pierwszym mężem, Józkiem Robakowskim, długo się obserwowaliśmy.

Grzegorza Ciechowskiego też pani obserwowała?

- Byłam wtedy mężatką więc... to musiało poczekać. Ale on już pierwszego wieczoru, gdy się poznaliśmy, stawał na głowie, żeby mnie zdobyć i mną zawładnąć.

Chociaż wiedział, że pani nie jest wolna?

- Tak. Oszalał na moim punkcie.

Później była jednak "ta druga".

- No, tak to bywa w związkach.

Walczyliście o to, aby uratować małżeństwo?

- Ja nie dałam rady. Grzegorz nie chciał odchodzić, szybko przyszło u niego otrzeźwienie. Ale ja wtedy zadecydowałam, że nie chcę tego kontynuować. Teraz po latach myślę, że to był błąd, ludziom zdarzają się różne słabości. Trzeba było tej rodziny nie rozwalać.

Czyli wybaczyć?

- Tak. Właśnie niedawno zastanawiałam się nad tym, dlaczego takie rzeczy wiemy dopiero po latach. Doszłam do wniosku, że przecież w chwili kiedy się dzieją, bezpośredni ich uczestnik nie potrafi wielu rzeczy dostrzec. Dlatego bardzo potrzebne jest wsparcie drugiej osoby. Ja nie miałam wtedy obok siebie nikogo, kto by mnie...

...powstrzymał przed gwałtownymi decyzjami?

- Otóż to, ja reaguję bardzo impulsywnie.

Ale w roli matki już pani sobie lepiej poradziła! Ma pani dwie piękne, już dorosłe córki.

- Właśnie! I już nie muszą słuchać mamusi, psiakrew!

A słuchały kiedyś?

- Oczywiście i prawdę mówiąc nadal słuchają. Tyle tylko, że dodatkowo robią swoje. Co prawda nigdy nie robiły "mojego". Ja byłam zawsze najbardziej tolerancyjną matką na świecie. Jednak ostatnio usłyszałam od nich: "Ty zawsze chcesz, żeby wszystko było po twojemu". Mocno mnie to zdziwiło.

Czym zajmują się córki?

- Matylda jest panią od nieruchomości, a Weronika studiuje ochronę środowiska na uczelni w Stanach Zjednoczonych.

Jest pani z nich zadowolona?

- Bardzo. I poczytuję sobie za osobiste zwycięstwo. Mam wielką satysfakcję z tego, że moje córki nie są pogubione, tylko dobrze wiedzą czego chcą i każda z nich ma pomysł na życie. Obie są bardzo kreatywne, odważne i samodzielne. Mają to po mamie (śmiech). Weronika jest też do mnie bardzo podobna zewnętrznie.

To dobrze, bo pani świetnie wygląda. Co to za tajemnica?

- Seks i joga. Kobiety które mają 50 lat dopiero zaczynają się nim rozkoszować, rozumieć o co chodzi. No i regularne ćwiczenia jogi, codziennie rano kilka ostrych ćwiczeń i trzy razy w tygodniu półtoragodzinne zajęcia.

Michał Wichowski

Świat i Ludzie 32/2011

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy