Reklama

Matka dała jej siłę

Matka namówiła ją na terapię psychiatryczną. Dziś aktorka znowu cieszy się życiem...

Kiedy ostatnio Catherine Zeta-Jones (42) pojawiła się na gali „A Fine Romance”, w srebrnej sukni prezentowała się zachwycająco. Z wielkim wdziękiem pełniła tego wieczoru obowiązki prowadzącej. Widać było, że po niedawnych ciężkich przeżyciach wreszcie wróciła do siebie. Wielka w tym zasługa jej matki, Pat Jones.

Od kiedy dowiedziała się, że córka cierpi na chorobę maniakalno-depresyjną, wspierała ją na każdym kroku. Catherine już od dziecka była jej małą księżniczką, chociaż kiedy się urodziła, jej mama skwitowała z rozczarowaniem, że „wygląda jak żaba”. Ale wkrótce okazało się, że z tej brzydkiej „żaby” wyrasta gwiazda. Catherine już jako 4-latka śpiewała do... gwizdka od czajnika i odgrywała różne scenki.

Reklama

Pat, z zawodu krawcowa, wyczarowywała dla swojej córki strojne sukienki, w których śliczna kruczowłosa Catherine błyszczała na przedstawieniach w szkolnym teatrze. Nigdy nie była wzorową uczennicą, ale matka nie miała jej tego za złe. Zamiast do szkoły, posyłała ją na lekcje stepowania i baletu.

Kiedy Catherine miała 15 lat, zdobyła rolę w spektaklu „The Pyjama Game” i przeprowadziła się do Londynu. – Mama przywoziła mi co tydzień walizkę jedzenia – śmiała się aktorka. Kiedy kilka lat później wyjechała do Los Angeles, matka odwiedzała ją rzadziej, ale dalej miały ze sobą świetny kontakt. Pat od dawna zdawała sobie sprawę, że córka boryka się z problemami emocjonalnymi.

– Ludziom wydaje się, że mam iście hollywoodzką pewność siebie, a tak naprawdę jestem kłębkiem nerwów – wyznała kiedyś Catherine. Kiedy w kwietniu tego roku aktorka przeżyła załamanie nerwowe, matka zachęciła ją, by wreszcie zaczęła leczenie. Dziś po kilku miesiącach terapii jej piękna córka znowu cieszy się życiem. – To rodzina dała mi siłę, by wygrać z chorobą– podkreśla Catherine.

Monika Finotello

Na żywo 43/2011

Na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama