Koniec przyjaźni
Grażyna Szapołowska i Beata Ścibakówna - ich drogi rozeszły się.
To już pewne, Grażyna Szapołowska (57) straciła nie tylko etat w Teatrze Narodowym, ale i... najbliższą przyjaciółkę, Beatę Ścibakównę (43). Obie panie poznały się i zaprzyjaźniły 9 lat temu, gdy grały w reżyserowanej przez Jana Englerta (67) „Kurce wodnej” w Narodowym. Nie było między nimi niezdrowej rywalizacji, tylko wzajemna pomoc. W garderobie dzieliły się nawet jedną szminką.
Wkrótce Englert został dyrektorem Narodowego, dał Grażynie Szapołowskiej etat. Obsadzał ją w reżyserowanych przez siebie spektaklach, z pokorą znosząc kaprysy gwiazdy. Wspólna praca scementowała przyjaźń Szapołowskiej, Englerta i jego żony Beaty Ścibakówny. Zwłaszcza panie przypadły sobie do serca.
– Były nierozłączne, często się spotykały prywatnie – mówi nam aktorka z Narodowego. Gdy Beata wzięła udział w „Gwiazdy tańczą na lodzie”, zaprosiła na widownię Grażynę, która mocno jej kibicowała... Wydawało się, że nic tej przyjaźni nie zagrozi. Aż do 9. kwietnia, kiedy Szapołowska wolała być jurorką w telewizyjnym show „Bitwa na głosy” niż grać w teatrze. Englert spektakl odwołał, a ją zwolnił. Rozpoczęła się ostra wojna, do której została też wciągnięta Ścibakówna.
W wywiadzie udzielonym tuż po zwolnieniu z teatru Szapołowska wytknęła Englertowi, że gdy Ścibakówna jeździła w telewizji na łyżwach, potrafił tak ułożyć repertuar, by nie kolidował on z jej popisami na lodzie. A w kolejnych słowach poruszyła kwestię „podwójnych standardów”, jakie stosował dyrektor, sugerując, że niektórym aktorom wolno więcej. Nie ma wątpliwości, że chodziło o żonę Englerta...
Przelała się czara goryczy. Po serii afrontów Beata nie miała wątpliwości po czyjej stanąć stronie. To kolejna historia potwierdzająca regułę, że w show-biznesie nie ma przyjaźni.
T.Bąk
Na żywo 17/2011