Reklama

Już im nie jest po drodze

Ona miała zerwać kontakty z muzykiem, ale wciąż razem koncertują. W tym czasie jej mąż wyjeżdża w ryzykowną podróż. Już nie ma siły o nią walczyć?

Kalendarz Anny Marii Jopek (43) wypełniony jest po brzegi. Dopiero co wróciła z tygodniowej podróży do Chin, gdzie ze swoim zespołem zagrała trzy koncerty. Przed nią występy w Nowym Jorku, Chicago, Toronto, a w międzyczasie pojawi się też na scenach w Polsce i na Białorusi.

Plany wyjazdowe ma już ustalone nawet na przyszły rok. W lutym wystąpi na przykład w Wielkiej Brytanii. Prawie wszędzie towarzyszy jej Krzysztof Herdzin (44), pianista i muzyk, z którym łączą ją nie tylko muzyczne pasje.

Ich związek wyszedł na jaw w lipcu ubiegłego roku. To wtedy Anna i Krzysztof po raz pierwszy zostali przyłapani przez paparazzich na romantycznym spacerze w Sopocie. Szli objęci brzegiem morza, on czule ją całował. To tylko potwierdziło doniesienia, że w małżeństwie wokalistki z Marcinem Kydryńskim (46) od dawna nie dzieje się dobrze.

Reklama

- Żyjemy nie ze sobą, ale obok siebie - wyznała Anna w jednym z wywiadów. Krzysztof namawiał ją wtedy, by zamieszkała z nim. Jednak po publikacji zdjęć jej mąż dał wyraźny znak, że nie zamierza zrezygnować z żony bez walki. Nie tylko wyprowadził się z domu i zamieszkał u swojej matki, ale i zagroził rozwodem.

Artystka na jego żądanie miała zerwać z Krzysztofem wszelkie kontakty, także te zawodowe. Dla dobra dzieci: Franciszka (16) i Stanisława (14) małżonkowie próbowali naprawić swój związek. Wygląda jednak na to, że nic z tego nie wyszło.

Krzysztof wciąż zajmuje ważne miejsce w jej życiu. Odkąd okazało się, że ma problemy z sercem, artystka stała się dla niego bardziej opiekuńcza. A Marcin już nie walczy. Czy gdyby miał nadzieję, że uzdrowi małżeństwo, ryzykowałby własnym życiem? I wyruszał w rejony, gdzie szerzy się epidemia groźnego wirusa eboli?

Na przełomie października i listopada Marcin wybiera się bowiem do Konga. - Boję się, ale wracam tam, bo to takie oswajanie strachu - wyznał w programie "Świat się kręci". Ostatni raz był w tamtych rejonach Afryki wiosną tego roku. Jak sam mówił, wygnała go wtedy śmiertelna choroba.

- Byłem bardzo ciężko chory. Leżałem w szpitalu w Brazzaville. Najlepszy szpital w kraju, ale brakowało bieżącej wody. Sanitariusze biegali z kanistrami wody, aby w ogóle można tam było funkcjonować - opowiadał.

Gdzie w tym czasie była jego żona? Koncertowała w Polsce. Na tym nie koniec jego wojaży. Prosto z Konga Marcin udaje się w kolejną podróż, tym razem do Tanzanii. Przez jedenaście dni będzie prowadził kurs fotografowania.

- Podczas wędrówek po Afryce mam ze sobą słuchawki i sięgam często do moich ulubionych artystów: Marka Grechuty, Staszka Soyki, Grzegorza Turnaua - wymieniał. Nazwisko żony nie padło... Przypadek?

42/2014 Na Żywo

Na Żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama