Reklama

Jestem kociarą i dobrze mi z tym!

Dlaczego modne stało się przygarnianie kotów? Kot w domu to oznaka, że jest tu osoba samotna czy niezależna?

Ma pani trzy koty, współpracuje z magazynem o kotach. Napisała pani książkę "Koty i ich sławni ludzie", czyli jest pani... kociarą. Obrazi się pani, jeśli tak właśnie ją nazwiemy?

Andżelika Piechowiak: - Absolutnie nie! Zresztą mam wrażenie, że wydźwięk tego słowa już się zmienił. Coraz więcej osób posiada koty. Inny jest też wizerunek tego zwierzęcia w naszym społeczeństwie. Teraz modne jest mieć kota. Uważa się, że ci, którzy chcą uchodzić za wyzwolonych, niezależnych, powinni mieć obowiązkowo "gadżet" w postaci kota. To oczywiście żart, bo zwierzę nie jest rzeczą.

Reklama

- Jednak kot nie jest już kojarzony jako towarzysz samotnej, starej panny, która topi łzy przytulając się do poduszki i ma tylko jego, jednego. Teraz kot jest na równi traktowany z psem. Dlatego jak ktoś chce, to niech mnie nazywa kociarą. Nie ma żadnego problemu. Podobno każdy człowiek ma w życiu jedną największą miłość ludzką i jedną zwierzęcą.

Czy jest kot, który skradł pani serce?

- Trudno mi któregoś wybrać, bo każdy jest inny. Pierwsza pojawiła się osiem lat temu Fiona, rasowa rosyjska niebieska kotka. Była prezentem urodzinowym od mojego byłego chłopaka. Przyniósł ją z kokardką na szyi do teatru, gdzie grałam. Po spektaklu było spotkanie z widzami, ale jak usłyszałam, że w garderobie czeka na mnie puszysta kulka, to natychmiast po nią pobiegłam.

- Jest księżniczką z humorami. Potrafi się obrażać. Mój narzeczony Michał Lesień mówi, że ma kobiecy charakter. Potrafi strzelić focha i być niemiła. Ale jak już czegoś chce, to miauczy i się okropnie przymila. Po jakimś czasie przeprowadziliśmy się do większego mieszkania i chcieliśmy znaleźć Fionie towarzyszkę. Traf chciał, że córka jednego z kolegów aktorów znalazła kilka kotów.

- Całe życie marzyłam o czarnej koteczce. Jechaliśmy do nich z myślą o wzięciu czarnego, a przywieźliśmy... Bazyla. To dachowiec, ale przypomina kota syberyjskiego. Jest niesamowicie przyjacielski. Jest gwiazdą. Ma pięć lat i występuje we wszystkich sesjach fotograficznych ze mną.

A trzeci kot?

-To Klakson. Znaleźliśmy go dwa lata temu na festiwalu w Międzyzdrojach. Był chory i brudny. Myśleliśmy, że go odchowamy, wyleczymy i znajdziemy mu dom. Ale oczywiście tak szukałam dla niego domu, żeby go nie znaleźć. To typowy buras, jakich tysiące.

Pojawi się czwarty kot?

- Raczej nie. Jeśli znajdę jakiegoś biedaka, to postaram się go oddać rodzinie lub przyjaciołom.

A koty wolą bardziej pani towarzystwo niż Michała?

- One nas inaczej traktują. Fiona, kiedy szuka czułości, wskakuje na kolana Michała. Jako kobieta woli się chyba przytulać do mężczyzn. Jednak jak coś się dzieje, to przypomina sobie, że to jednak ja jestem jej panią i chowa się za mną. Dlatego chyba Bazyl jest bardziej Michała. Natomiast najmłodszy to maminsynek. Chodzi za mną krok w krok.

Co jednak ceni pani w kotach najbardziej?

- Indywidualizm i kocią grację. Podobają mi się kocie ruchy. Połączenie drapieżności z tą subtelnością. Kot ma w ślepiach coś magicznego. Nie dziwię się, że przez stulecia uważano je za coś boskiego albo za wysłanników piekieł.

Konrad Piskała

Życie na gorąco 10/2011

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy