Reklama

Jej życiowy zegar stanął 10 kwietnia

Wciąż nie może się otrząsnąć po stracie męża, który zginął pod Smoleńskiem. Ale musi żyć. Dla synka Igora.

Od tamtego sobotniego poranka, kiedy jej mąż, Paweł Janeczek (37) zginął w katastrofie pod Smoleńskiem, próbuje układać sobie wszystko na nowo. Choć jego już nie ma a wielka rozpacz burzy sen, Joanna Racewicz (37) musi dalej żyć. Zmagać się z codziennością i myślami. Wychowuje przecież dwuletniego synka Igora. Od 10 kwietnia mogą już liczyć tylko na siebie. Taka tragedia, to za dużo dla jednej silnej osoby, tym bardziej tak kruchej, delikatnej kobiety jak ona.

- Żyje inaczej niż kiedyś. Mam wrażenie, że mocno tkwi w przeszłości. Zaszyła się w domu z dzieckiem. Nie odbiera telefonów nawet od bliskich kiedyś osób - martwi się jej koleżanka. Bo choć już od pierwszych minut po tragedii pani Joanna czuje życzliwość otoczenia, tę żałobę musi przeżyć samotnie, w skupieniu. Nie szuka teraz kontaktu nawet wśród ludzi telewizji, którzy kiedyś stanowili istotną część jej życia.

Reklama

Ale szefowie TVN, z którą dziennikarka związana jest od trzech lat, wciąż dzwonią i oferują swoją pomoc. Jakby rozumieli, że praca może być elementem terapii po tak wielkim i nagłym dramacie, który w jednej chwili wywrócił jej życie do góry nogami.

- W pierwszych miesiącach nikt z redakcji Dzień Dobry TVN nie śmiał proponować Joannie powrotu do pracy. Jednak mieliśmy nadzieję, że gdy minie pierwszy szok, Joasia będzie szukała i ludzi i pracy, którą tak kochała. Niestety, ona zamknęła się w sobie - mówi pracownik TVN.

Cieszyła się, gdy badania pokazały, że prowadzony przez nią cykl "Dom otwarty" jest jedną z najbardziej lubianych pozycji programu. Miała nowe pomysły, chciała, by był jeszcze bardziej atrakcyjny. Dziś wszystko to straciło dla niej znaczenie. Nawet władze stacji nie wyobrażają sobie, że - jak kiedyś - będzie w stanie oprowadzać widzów po domach VIPów.

Nie chcą jednak wypuścić takiego brylantu z rąk. Szukają dla niej miejsca w innym programie, o poważniejszej tematyce w TVN Style lub TVN 24. Pani Joanna nadal jest na kontrakcie w stacji. Nie uległy zmianie jej warunki finansowe. Ale nie potrafi żyć jak dawniej.

Żeby podkreślić zmiany w swoim życiu, zawiesiła działalność strony internetowej www.joannaracewicz.pl. Jeszcze w kwietniu prosiła na niej o uszanowanie prywatności w tych najtrudniejszych dniach żałoby...

Niedawno powiedziała, że zamierza napisać książkę o tych, co zostali - smoleńskich wdowach. Takich jak ona. O kobietach, których świat przestał istnieć 10 kwietnia 2010 r. Choć jej samej słowo wdowa wciąż nie przechodzi przez gardło. - Załamałaby się, gdyby nie synek. Jest teraz jej jedyną radością. To on trzyma ją przy życiu― mówi z troską w głosie znajoma dziennikarki.

W jedynym wywiadzie, jakiego Joanna Racewicz udzieliła po tragedii wzruszająco wyznała: - Obiecałam Pawłowi, tam, w Moskwie, że zrobię wszystko, żeby Igor był dumny z taty. I żeby tata był dumny z Igora. To obietnice, które organizują teraz mój świat. Wierzę, że uda mi się dotrzymać słowa.

IK

Świat i Ludzie 35/2010

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Joanna Racewicz | Paweł Janeczek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy