Reklama

Dla szczęścia zawsze warto zaryzykować

Wierzyła, że istnieje miłość aż po grób. I bardzo cierpiała, gdy okazało się, że się pomyliła. Dziś odzyskuje tę wiarę, ale nie dzięki mężczyźnie marzeń.

Wychowała się w nieco nietypowej rodzinie. Ojciec Ilony Ostrowskiej (37), jak to marynarz, spędzał poza domem około pół roku. Mama, osoba ciepła i opanowana, nie pracowała. Skupiała się na wychowaniu dwóch córek. Ale... jak oni się kochali. - Nawet, gdy byłam już dorosła, chodzili na spacery, trzymając się za ręce - wspomina pani Ilona.

Ciepły rodzinny dom do dziś pozostaje dla aktorki ważnym punktem odniesienia. To on dał jej siłę i poczucie bezpieczeństwa. Także wiarę w potęgę uczuć. Była pewna, że człowiek zakochuje się tylko raz, a potem ślubuje przed ołtarzem też raz na zawsze.

Reklama

- Ilona jest bardzo romantyczna. Żyje w przekonaniu, że prawdziwa miłość, taka na całe życie, istnieje nie tylko na kartach książek - mówi jej koleżanka ze szkoły teatralnej we Wrocławiu.

Ta wielka miłość spadła na nią na festiwalu filmowym we Wrocławiu w 2000 roku. To wtedy poznała aktora i reżysera Jacka Borcucha (43). Po latach opowiadała, że oboje mają podobną wrażliwość. Zakochała się w nim bez pamięci.

- Ustaliliśmy, że chcemy ze sobą być, żyć, śnić, wszystko naraz... - mówiła aktorka jeszcze dwa lata temu. Dla tego uczucia wywróciła swój świat do góry nogami. Porzuciła Wrocław, gdzie miała przyjaciół, bezpieczeństwo oraz ulubione miejsca i pracę w Teatrze Polskim. Wprowadziła się do wynajętego mieszkania w centrum Warszawy.

- Chcieliśmy być razem, Jacek miał tu swoją pracę, zobowiązania. Postawiłam więc wszystko na jedną kartę. Spakowałam cały dobytek do żuka i następnego dnia byłam już warszawianką. To była najpoważniejsza decyzja w moim życiu - wspomina pani Ilona.

Dopełnieniem uczucia był ślub w 2004 roku, w starej krzyżackiej katedrze w Kwidzynie, rodzinnym mieście jej ukochanego. Nie spodziewała się wtedy, że los, dotychczas dla niej łaskawy, pokaże swoje drugie oblicze.

W ubiegłym roku środowisko aktorskie obiegła wiadomość, że mąż pani Ilony wyprowadził się z domu. W prasie pojawiły się jego zdjęcia w towarzystwie młodej aktorki Olgi Frycz (25). - Kiedyś Ilona powiedziała, że ma silną konstrukcję psychiczną. Ale to był zbyt wielki cios. Stała się cieniem człowieka. Widać było, jak to wszystko przeżywa. Na jej widok żal serce ściskał - wspomina sytuację sprzed roku aktorka pracująca z panią Iloną.

Ale mimo wszystko czas spędzony z Jackiem Borcuchem pani Ilona uznaje za najpiękniejszy w życiu. Z ich związku narodziła się przecież córka Miłosława (5). I choć teraz dzień aktorki wypełniają głównie obowiązki mamy, nie zamieniłaby się za nic na świecie.

- Miłka to żywe srebro, jak... jej mama w dzieciństwie. A dla Ilony - wielka duma, radość i lek na całe zło, które ostatnio jej się przydarzyło - mówi bliska znajoma aktorki.

Sama aktorka powtarza, że dzięki córce czuje się bardzo szczęśliwa. To ona daje jej nadludzką siłę, ona przywróciła chęć do życia. Kochają się najbardziej na świecie. Ich bezwarunkowe uczucie przyćmiewa wszystkie miłości świata. I choćby tylko dla niej warto żyć.

Iza Wojdak

Świat i Ludzie 14/2011

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy