Reklama

Cieszę się, bo nadciąga wyjątkowo piękny czas

Uchodzi za jednego z najprzystojniejszych polskich aktorów. Jego urok i talent dostrzegli Rosjanie i Francuzi. Tam rozwija skrzydła.

Jest obywatelem świata. Może mieszkać w Paryżu i pracować w Moskwie. Ale jego dom, taki, do którego zawsze wraca, jest tutaj, w Polsce. Paweł Deląg (41) pojawił się w ojczyźnie, by przygotować się do świąt Bożego Narodzenia. Będzie także miał czas dla ukochanej i rodziny, bo to dla niego absolutna podstawa. Ostatnio nie miał go za wiele, ponieważ pracuje głównie poza granicami Polski.

Skąd pan tym razem przyjechał? Ze wschodu czy może z zachodu?

Paweł Deląg: - Z Nieborowa, z planu rosyjskiego filmu kostiumowego "Ułańska ballada" w reżyserii Olega Fesenki. Akcja dzieje się w 1812 roku. To historia o tym, jak Napoleon militarnie pokonuje cara. Gram oficera Ledóchowskiego. Zdjęcia kręcone są w Rosji oraz w Polsce, w Nieborowie i na Śląsku, w zamku Czocha.

Reklama

Nauczył się pan biegle władać szablą?

- Miałem przyjemność uczestniczyć w treningach szabli pod okiem Janusza Saniewskiego. On i jego dwaj synowie, Krzysztof i Bartek, zrekonstruowali w pełni sposób walki na szablę polską. Bardzo polubiłem szermierkę. Są piękne kobiety, cudowne kostiumy, konie, pojedynki na szable... zupełnie inny świat. Wychodzi na to, że jestem człowiekiem jakby nie z tej epoki.

Polskie kino całkiem już pan porzucił? Prawie pana nie widać.

- W tym roku nie zagrałem w żadnej polskiej produkcji. Było za to sześć filmów rosyjskich. O Polskę zawodowo otarłem się w roku ubiegłym, ale głównie były to dwa filmy we Francji i znowu cztery w Rosji. Tak to u mnie wygląda już od kilku lat. Już teraz przygotowuję się do filmu, którego akcja rozpoczyna się na olimpiadzie w Berlinie w 1938 roku.

Gratuluję. W Polsce wielu aktorów chwali się, że "gdzieś" zagrali, a potem są wycinani...

- I wyśmiewani... To niewdzięczny zawód. Jest wielu utalentowanych ludzi, a tylko garstka z nich zostanie docenionych. Towarzyszy im wieczny stan zawieszenia, świadomość, że nie są wykorzystani. A kinematografia polska jest po prostu słaba, chodzi mi tu głównie o liczbę produkcji. We Francji filmów i seriali powstaje 200 rocznie, w Rosji prawie 300, a w Polsce... wiadomo.

- Za granicą kręci się kryminały, kino akcji, kino historyczne, science fiction, filmy płaszcza i szpady, a u nas przeważa produkcja obyczajowa. Cieszę się, że mam możliwość dokonywania wyborów. Jeśli budżet filmu jest za niski, to można się spodziewać, że będą problemy, co skończy się gorszą jakością. Najpierw patrzę na scenariusz, potem czy rola do mnie pasuje, wreszcie na wysokość budżetu. I oczywiście najbardziej mnie cieszą filmy, które wywołują we mnie silne emocje, pobudzają umysł do marzeń...

Pana firma producencka jeszcze istnieje?

- Zrobiliśmy spektakl "Wszystko o kobietach". Ciężko to nazwać firmą. Po prostu pomagam kojarzyć różne projekty pomiędzy Polską, Rosją a Francją. Staram się łączyć pomysły i ludzi. Jest kilka takich tematów, które mnie żywo interesują. Marzy mi się, aby nakręcić film o Piłsudskim, ale widzianym inaczej. Jego działalność w PPS-ie polegała między innymi na tym, że rabował pociągi, a pieniądze były przeznaczane na działania niepodległościowe. Kręciło się wokół tego wielu zbirów i kryminalistów... Sam Piłsudski był bardzo uczciwy i - powiedzmy - czysty ideowo.

Ile miesięcy ostatnimi czasy spędza pan w Polsce?

- W ubiegłym roku były to jakieś trzy miesiące. Pamiętam, że Rosjanie zadzwonili w listopadzie i powiedzieli, że planują zdjęcia na 24 grudnia. Odpowiedziałem, że to niemożliwe, bo u nas jest Boże Narodzenie. Ostatnio najczęściej przebywam w Petersburgu, Moskwie, Mińsku i Paryżu.

Wróci pan do nas na stałe?

- Ale ja nigdzie nie wyjechałem, tylko po prostu pracuję poza granicami. Aktor nie powinien bać się skoczyć na głęboką wodę. Trzeba myśleć o polskim rynku, ale nie zamykać się na Europę. To zazwyczaj się opłaca. U mnie był taki moment, że dostałem cztery propozycje serialowe w Polsce i były one bardzo podobne do siebie. W tym zawodzie nie wolno myśleć, że Polska to koniec świata i najwyższa góra. Młodzi aktorzy obowiązkowo muszą się uczyć języków. Każdy powinien być przynajmniej dwujęzyczny.

To w ilu językach pan mówi? Jest pan już poliglotą?

- W młodości nie uczyłem się języków, byłem leniem. Potem przyszła taka konieczność. Obecnie w najlepszej kondycji jest rosyjski, potem francuski, teraz muszę podgonić jeszcze angielski.

Długo zostanie pan w Polsce?

- Niestety nie. Będę do końca roku, ponieważ doglądam remontu mieszkania. Cieszę się, bo zbliża się piękny czas. Uwielbiam święta. Organizuję je u siebie w domu. Przyjedzie mama, syn Paweł, siostra i narzeczona...

SP

Świat i Ludzie 50/2011

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Paweł Deląg | Dorota Deląg
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy