Reklama

Agata Buzek - część II

Byłam chora na ziarnicę. Leczenie trwało prawie trzy lata. Rodzice sprawili, że się nie poddałam, wierzyłam w wyzdrowienie. Z perspektywy dorosłego człowieka widzę, że to, co dla mnie zrobili, było niewyobrażalne.

Nie dali mi odczuć niebezpieczeństwa,jednocześnie mnie nie okłamując. Mama była ze mną non stop, tato przyjeżdżał, kiedy tylko mógł. Nie wiem, skąd mieli tyle wiary i wyobraźni, skąd brali taką energię i pomysły, by mnie zabawiać, czymś zajmować, żebym się nie nudziła. Nigdy nie usłyszałam: "Nie mam siły, idę spać". A przecież musieli mieć momentami dość, musieli czuć się wyczerpani. Nie odcinam się od tego okresu, ale nie lubię o tym mówić, to dla mnie zbyt intymne. Podziwiam jednak ludzi, którzy są w stanie opowiadać o ciężkiej chorobie, o tym, jak z nią walczyli. Myślę, że dla innych chorych, którzy usłyszą, że ktoś pokonał raka, to wielka pomoc. Mnie się udało, a raczej nam, bo to praca zbiorowa, i dziś myślę o swojej chorobie w kontekście tego, ile zawdzięczam ludziom. Rodzicom - wiadomo. Lekarzom - wiadomo. Ale też obcym ludziom, którzy zebrali pieniądze, by opłacić rok terapii, a potem opiekowali się mną, przysyłali paczki. Rodzice zarabiali w przeliczeniu jakieś 15 marek, a ja musiałam być leczona w Niemczech. Gdy ktoś się spotkał w życiu z tak bezinteresowną dobrocią, to potem z przyjemnością przekazuje to dalej.

Reklama

Mam naturę społecznika. Współpracuję z Polską Akcją Humanitarną, która buduje studnie w Sudanie, pomaga ludziom pozbawionym czegoś tak podstawowego jak dostęp do wody pitnej. Każdy może pomóc, dorzucając swoją cegiełkę. Zachęcam! Wspomagam też schroniska, na stałe współpracuję z fundacją VIVA! ratującą zwierzęta. Niedługo odbędzie się kolejna edycja akcji "Wielcy małym". Będziemy zbierać pieniądze na schroniska dla bezdomnych zwierząt pod Warszawą. Sama mam dwa psy ze schroniska - Mambo i Brysię. Dla mnie praca charytatywna to przekazywanie dalej dobra, które dostało się od innych. To są rzeczy najważniejsze w życiu. Mnie samej potrzebne jest coś więcej niż spełnianie się w zawodzie.

Męża poznałam na Ukrainie podczas pomarańczowej rewolucji.Opłaca się udzielać charytatywnie... Małżeństwo jest wspólną pracą, odnajdywaniem się ciągle na nowo, poznawaniem siebie. Nawet gdy jako 14-letnia dziewczynka marzyłam o księciu z bajki, nie mogłam sobie wyobrazić, że może być tak dobrze. Największym dla mnie odkryciem jest to, że małżeństwo to nie są wielkie emocje, tylko totalny spokój, bezpieczeństwo, równowaga, pewność. Oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy i nie będziemy ideałami. Trudno, trzeba nabrać dystansu do swoich słabych stron i umieć się śmiać z siebie nawzajem. My to potrafimy. Jestem radykalna w poglądach. Jeśli w coś wierzę, to na sto procent i wymagam od siebie konsekwencji.

Nie żałuję swoich wyborów. Ani prywatnych, ani zawodowych. Zdaję sobie sprawę z popełnionych błędów i staram się ich nie powtarzać. Czasem do mnie wracają, czasem mi się śnią, ale nie siedzę i nie zadręczam się nimi. Jestem wdzięczna, że moje życie tak się toczy. Czuję się spokojna i bezpieczna. Będę dbać o wszystko, co już mam. Postaram się niczego w życiu nie przegapić, nie zepsuć i wciąż się rozwijać, podejmować odważne decyzje i dawać z siebie wszystko na każdym polu działania, tak jak staram się w tej chwili. I spróbuję panować nad sobą, nie przesadzać z pragnieniami, nie nakręcać się, bo wiele rzeczy powinno zostać tak, jak jest. Na pewno będę mieszkać w Polsce. Tutaj jestem u siebie. Bardzo chcę nadal pracować za granicą, korzystać z wolności, którą mamy, możliwości podróżowania, kontaktowania się, zwiedzania, poznawania, ale cieszę się, że żyję w takim momencie historii, że nikt (mam taką nadzieję) nie zmusi mnie do emigracji z Polski. Nadal zamierzam marzyć o rzeczach bardzo osobistych, takich jak kawałek ziemi i stary dom na Mazurach. O tym, żeby jak najwięcej czasu spędzać poza zatłoczonym miastem, ale też o tym, co wydaje się prawie niemożliwe, jak całkowity zakaz testowania kosmetyków na zwierzętach. Wiem, na razie nie widać takich perspektyw, ale wciąż mam nadzieję, że marzenia się spełniają.

Przeczytaj część pierwszą

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy