Reklama

Mama wraca do pracy

Tytuł tej - notabene - bardzo ciekawej akcji społecznej odbija mi się czkawką po dziś dzień.

Tytuł tej - notabene - bardzo ciekawej akcji społecznej odbija mi się czkawką po dziś dzień.

Mama - czyli ja, świeżo upieczona, po odbyciu urlopu macierzyńskiego ma wrócić do pracy; prawie wszystko już gotowe - synek je zupki i deserki, opiekunka dogadana, brakuje tylko jednego. Chęci pracodawcy. Jak to bywa często w prawdziwym życiu, nic nie jest takie łatwe jak się to wydaje. Ponieważ byłam zatrudniona na umowę na czas określony, stałam się łatwym celem, rzeczą, którą można łatwo wyrzucić, gdy przestaje nam się podobać. Nikt się nie spytał, czy byłam dobrym pracownikiem. Nikogo nie obchodziło, że zaangażowana chodziłam do pracy do końca 7. miesiąca mimo zaleceń lekarskich, aby odpocząć. Nikt nie pyta się jak czuje się kobieta, która zostaje potraktowana w taki sposób. Jak rzecz. Nie jak człowiek, dobry pracownik. Moja opowieść pewnie niczego nie zmieni, bo w tej materii potrzeba tysiąca lat świetlnych i zmiany mentalności. Ale zostaje mi na szczęście resztka wiary w samą siebie i w to, że na świecie są jeszcze ludzie. I ludzkie firmy. A na razie wystarcza mi uśmiech mojego kochanego synka.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy