Reklama

Chcę inaczej

Lekarz bez kitla - od TYCH rzeczy. Seksuolog Andrzej Depko ma coraz więcej pacjentów. Bo dla Polaków seks jest ważną sferą życia. I chociaż 68 proc. z nas jest zadowolonych z życia intymnego, wiemy, że może być lepiej, ciekawiej, bliżej. Doktor w tym pomaga. Także w nowej książce Chuć, czyli normalne rozmowy o perwersyjnym seksie. My rozmawiamy o tym, czy warto szukać nowych doznań i gdzie jest bezpieczna granica eksperymentu. Do odważnych świat należy. Także w seksie.

Twój STYL: W pana nowej książce Chuć, czyli normalne rozmowy o perwersyjnym seksie znajdujemy m.in. sugestię, żeby wyrozumiałym okiem spojrzeć na erotyczne eksperymenty. Chociaż łatwo nam to nie przychodzi...

Andrzej Depko: Oj nie! Pokolenie dzisiejszych czterdziesto-, nawet trzydziestolatków dorastało jednak pod presją mnóstwa ograniczeń - mentalnych, kulturowych, przede wszystkim nałożonych na kobiety. Ale mężczyźni też nie potrafią jeszcze rozmawiać o TYCH sprawach otwarcie.

Komunikacja podstawą relacji - powie każdy psycholog. Seksuolog też, prawda?

Reklama

- Jasne. Największy kłopot polega właśnie na tym, że za mało rozmawiamy o seksie. Niedawno zjawiła się u mnie para - oboje około trzydziestki. Byli w trzyletnim związku, w który zakradła się nuda. Osobno przyznali się do tego samego - uwielbiają filmy pornograficzne, ale wstydzą się powiedzieć o tym partnerowi. Kupują więc, oglądają w konspiracji i chowają po kątach. Wydawali się zaskoczeni, kiedy prawda wyszła na jaw. Kazałem im po powrocie do domu poszukać filmów jak wielkanocnych jajek. Była kupa śmiechu, ale też odkrycie: dlaczego o tym ze sobą nie pogadaliśmy?

Co się dzieje, kiedy tego nie robimy?

- Pojawiają się kłopoty. Na przykład, jeśli - a takich par jest sporo - decydujemy się na seks dopiero po ślubie. Działa naiwna zasada, że ślub będzie jak magiczny guzik - wszystko po nim tylko dobrze, także seks. I co się może okazać? Że partnerzy są zupełnie "z innej bajki".

- I nie ma reguły, że on "chce", a ona nie. Często to ona żebrze o seks, w końcu czuje się upokorzona, a on ciągnie ją do seksuologa przekonany, że ożenił się z nimfomanką, bo żona pragnie seksu raz w tygodniu, raz-w-ty-god-niu! A już makabra, jeśli ona naprawdę jest bardziej chętna do eksperymentów. Na przykład chce uprawiać seks oralny i w noc poślubną robi pierwsze podejście. Co on na to? Spycha ją w kąt łóżka i zamiera w przerażeniu, że ożenił się z niewłaściwą kobietą.

Skoro trudno znaleźć słowa, jak zakomunikować: chciałabym spróbować tego czy tamtego, i nie czuć się z tym głupio?

- Można kombinować tak: wiesz co, przeczytałam coś niezwykłego (tu pokrótce, że chodzi o jakąś "sprośną" historię) - ciekawa jestem, czy ludzie rzeczywiście mogą czerpać z tego przyjemność? No i trzeba poczekać, co on na to. Albo podstępnie, na przykład o jakiejś scenie w filmie: to jest oburzające, nie uważasz? On może powie: "Nie, nie uważam..." I zaczyna się dyskusja, w której ona daje się przekonać, że chyba nie miała racji, a w ogóle można by tego kiedyś spróbować.

A jaki procent kobiet powie po prostu: chciałabym TO z tobą zrobić?

- Taki, jaki ma bardzo dobrze dopasowanego partnera. Bo "to" jest możliwe tylko w związkach, w których naprawdę się znamy i mamy pewność, że nie zostaniemy odrzuceni, wyśmiani. Wiemy, czego możemy się po sobie spodziewać, znamy swój temperament, normy moralne.

Czy mężczyźni też uważają, że wychodzenie poza schemat jest niemoralne?

- Traktują to po swojemu. Wielu jest paranoicznie zazdrosnych o swoje partnerki. Także w znaczeniu: ona ma pozostać na piedestale. Facet, nawet jak ma ochotę zrobić coś nietypowego, zdecyduje się na to, ale... z inną. Wielu myśli: eksperymenty są możliwe w agencji towarzyskiej, ale nie we własnym łóżku. Czyli - w uproszczeniu - kobiety dzielą się na "dziwki" i "porządne". Dziwka w domu? Nigdy w życiu.

- Załóżmy, że on ma ochotę spróbować seksu z dwiema kobietami. W agencji po prostu zamówi taką usługę, ale w głowie mu się nie pomieści, że partnerka mogłaby zaprosić do ich sypialni koleżankę. Przełamanie wizerunku półświętej żony bywa zdecydowanie za trudne.

Nawet jeśli to prawda, że faceci wolą oprawić kobiety w ramki, takie podejście odbiera nam szansę na realizację ukrytych pragnień.

- Właśnie. Bardzo często pytam moich pacjentów: czy pan sobie zdaje sprawę, że bycie mężem swojej żony to odpowiedzialność - nie tylko pod względem dawania jej poczucia bezpieczeństwa, ale także zagwarantowania praw seksualnych? Bo satysfakcja w seksie jest ważna, by kobieta świetnie się czuła - tak w ogóle. Wchodząc w związek, ma prawo oczekiwać, że partner o to zadba.

I co wtedy mówią mężczyźni?

- Bywają mocno zdziwieni. Zwłaszcza jeśli chodzi o ludzi dojrzałych. Kobieta 40-letnia może mieć specjalne wymagania? Odzywa się stereotyp, że potrzeby seksualne w związku istnieją tak długo, dopóki ja, facet, je mam.

Jako 44-latka jestem oburzona. Mam co najmniej 10 koleżanek, które są pięknymi, wymagającymi kobietami! Dodam: za którymi często oglądają się młodsi mężczyźni.

- Bo kobiety w tym wieku mają fantastyczny potencjał seksualny, często biją nim na głowę 20-latki. Są zdolne do wielokrotnych orgazmów, kilkakrotnych kontaktów, podczas gdy ich równolatek ma spadek aktywności i potrzeb.

Są także skore do eksperymentowania?

- O tak. Choć kobieta, żeby chciała rozwijać swoją seksualność, musi poczuć: jestem wewnętrznie i zewnętrznie atrakcyjna, nie boję się, że przegram z młodszymi. Jak już powiedzieliśmy, czterdziestolatka bardzo często jest w stanie zdeklasować młodszą, bo ma świadomość swojego ciała, potrzeb, które z biologicznego punktu widzenia są o wiele większe. Potrafi postawić partnerowi wyższe wymagania, pokazać, czego chce, jest bardziej otwarta na eksperymenty, niż była 15 lat wcześniej. I odważniejsza.

Mężczyźni powinni to docenić. Oni wszyscy chyba to lubią.

Nie wszyscy. Wielu się boi, że sytuacja ich przerośnie. Bo nagle kobieta odkryje nowy potencjał i okaże się bardziej otwarta niż on. Bardziej sprawna, zdolna, pomysłowa. To może wpędzić w kompleksy.

Mężczyzna pomyśli: ależ ona się rozbrykała!

- To się zdarza. Pojawiają się pretensje, a kobieta zaczyna żałować, że w ogóle spróbowała.

Trzeba finezji i dyplomacji - jak w polityce.

- I pewności siebie. Bo kobieta może być pomysłowa, otwarta, ale też niepewna: czy moje pragnienia, fantazje są "normalne"? Ponieważ raczej z nikim o nich nie rozmawia, może mieć wątpliwość, że coś jest z nią nie w porządku.

Że jest po prostu "zboczona"?

- No tak. Podnieca ją jakaś scena w filmie, przeczytała coś niesamowitego, ma wielką ochotę np. na seks analny albo "przebieranki". Może lepiej to zdusić w sobie, wygasić?

Co się dzieje z takim wygaszonym pragnieniem? Minie czy czai się dalej w tyle głowy?

- Różnie. Są kobiety, które wypierają swoje pragnienie eksperymentowania tak skutecznie, że wręcz przechodzą na drugą stronę. Stają się obrończyniami moralności, bo skoro ja nie mogłam mieć tego, czego pragnęłam, to będę teraz powtarzać: seks jest zły, powoduje tylko nieszczęście. Inne wypierają fantazje, ale podświadomie żyją w przekonaniu, że jeśli nadarzy się okazja, to je zrealizują. Ale okazja się nie nadarza i są rozczarowane, seks staje się mniejszą atrakcją.

- No i w końcu są takie, które wyjeżdżają na wakacje czy w delegację i tam pojawia się odpowiedni mężczyzna. Wtedy kocioł pod ciśnieniem wybucha. Po powrocie ona zamyka swoje wspomnienie w szkatułce na kluczyk i sięga tam, kiedy potrzebuje, albo wcale - lecz cieszy się, że spróbowała, choćby ten jeden jedyny raz.

Czy masz udane życie seksualne - to widać na twarzy. Czytaj dalej na następnej stronie. 

Wróćmy do "prawego" łoża. Co zrobić z taką sytuacją: partnerzy umawiają się, że spróbują czegoś nowego, okazuje się, że jest super. Ale ona chciała tylko posmakować, a jemu się spodobało.

- On może próbować ją jednak bardzo subtelnie nakłaniać: spróbujmy jeszcze raz. Eksperyment nie może się wiązać z ultimatum: albo to zrobisz, albo będą awantury, może nawet odejdę do innej. Pomijając gwałt na psychice, kobieta przymuszona szantażem emocjonalnym będzie miała ograniczoną percepcję bodźców.

- Seks kryje się w mózgu, a nie między udami. Mogę oddać swoje ciało od pasa w dół, ale czuję w głowie. Kobieta zmuszana będzie nastawiona tylko na to, by wszystko się jak najszybciej skończyło. Taka trauma zablokuje na amen. TS: Gwarancja bezpieczeństwa eksperymentu - trzeba się na to umówić i przestrzegać reguł, prawda? Komunikować się: jest OK albo przeciwnie. AD: Oczywiście. Tu i teraz kończymy, przekroczyłeś, przekroczyłaś granicę. I to musi zadziałać. Jeśli nie, nie ma szans na drugą próbę.

Czy eksperymentowanie może uzależnić?

- To możliwe. Eksperymentowanie od czasu do czasu jest źródłem wspaniałej zabawy, która urozmaica i wzbogaca naszą seksualność. Lecz możemy też wejść ma równię pochyłą.

- Pamiętam taką parę - postanowili pójść do klubu dla swingersów (czyli par, które "wymieniają" się partnerami). Obojgu bardzo się spodobało, jednak na zasadzie: zobaczyliśmy, jak to jest, i OK. Zrobili to za granicą, w Polsce bali się zdemaskowania. Czekali rok i na następnym urlopie wszystko powtórzyli. Znowu było super. Ale po roku zaczął się problem - on tak ułożył trasę wakacyjnej podróży, by co parę nocy zatrzymywać się w innym klubie. Tyle że jej to już nie odpowiadało. Więcej, on zaczął nalegać na wizyty w klubach w kraju. W niej to, co wcześniej było źródłem przyjemności, zaczęło rodzić bunt. W końcu ich drogi rozeszły się na dobre i się rozstali.

Czy warto było brnąć w ten eksperyment? Może trzeba było odpuścić i ocalić związek?

- W seksie, jak we wszystkim w życiu, niezbędny jest umiar. Kto nie potrafi go zachować, nie powinien zaczynać z eksperymentowaniem. Istnieją osoby, które mają wrodzone predyspozycje do szybkiego uzależniania się od przyjemnych bodźców. Gdy dwa, trzy razy czegoś spróbują, wchodzą na ścieżkę autodestrukcji. Tak jest z alkoholem, tak może być z seksem.

Zastawiam się, czy otwartość w seksie to znak czasów i dobrze o nas świadczy? A może zgoda na to, że lubimy kochać się z mężem od wielu lat w jednej pozycji jest równie dobra?

- Ależ oczywiście! Najważniejsze jest prawo do swobodnego wyboru - jak chcemy, żeby wyglądało nasze życie. Na przykład: pochodzę z małego miasta, jestem wychowana w tradycyjnym domu. Sprowadzam się do Warszawy. Tam spotykam kogoś, kto mi bębni za uszami, że jeśli nie noszę w torebce wibratora, jestem zacofana. Albo twierdzi: jeżeli nie eksperymentuję, mój związek jest nieudany, a w ogóle jak wyglądam na tle wyzwolonych Amerykanek?! A co mają do rzeczy inni?

- Liczy się moja osobowość, relacja z partnerem. Większą satysfakcję może nam sprawiać trzymanie się za ręce na spacerze niż np. seks w miejscu publicznym. Są osoby, którym przekraczanie seksualnych granic na siłę przysporzy wyłącznie cierpienia. Tak naprawdę należy usiąść przed lustrem, spojrzeć sobie w oczy i odpowiedzieć na pytanie: z czego płynie moja motywacja, czy rzeczywiście z wewnętrznej potrzeby - chcę to przeżyć, sprawdzić i mam nadzieję, że to wzbogaci nasz związek? Czy też próbuję go "podkręcić" pod presją nie moich wzorców?

Aż chce się spytać - skoro nie eksperyment, to co dla podkręcenia?

- A choćby proste gesty w ciągu dnia, dotknięcia, półsłówka - jakiś pikantny telefon albo "niegrzeczny" SMS, karteczka włożona do kieszeni płaszcza. Kiedyś poradziłem pacjentowi, żeby bez uprzedzenia przyszedł do pracy do żony i powiedział: teraz idź do toalety, zdejmij majtki i przynieś mi je. A potem je zabrał i wyszedł, zostawiając ją w osłupieniu i bez bielizny.

Zrobił to?

- Zrobił! Ona opowiadała potem, jak bardzo ją to podnieciło - nie mogła doczekać się powrotu do domu. Była zdziwiona, że jej mąż zrobił coś takiego. Oboje byli zachwyceni efektem.

Jest jeszcze jeden wymiar eksperymentu - z samą sobą.

- Od 40 lat raporty socjoseksuologiczne pokazują, że kobiety, które wchodzą w życie erotyczne z doświadczeniami masturbacyjnymi, mają to życie o wiele bardziej udane. Jeżeli kobieta zna swoje okolice erogenne - wie, jaki jest najlepszy sposób ich pobudzania, czego oczekiwać od partnera i jakie mu postawić wymagania. Bo podejście: ja się położę, a ty już będziesz wiedział, co masz ze mną zrobić, jest dosyć ryzykowne.

- Wielu pacjentkom radzę wizytę w sex-shopie. Albo zabawy bez wibratora.

Wskazówka numer jeden?

- Zaprzyjaźnij się ze swoją łechtaczką. Stereotyp wywodzący się z czasów dziadka Freuda: należy ją skrzętnie pomijać, bo orgazm łechtaczkowy jest niedobry, a ten właściwy kobieta może przeżywać tylko, kiedy mężczyzna jest w niej. Tymczasem łechtaczka to narząd unikalny - bo stworzony wyłącznie do przyjemności seksualnej: osiem tysięcy włókien nerwowych skupionych na samej żołędzi i ukryty wewnątrz ciała potężny twór, którego ramiona sięgają wejścia do pochwy. Właśnie dlatego bardzo często w pozycji klasycznej, "misjonarskiej" kobieta wcale nie osiąga orgazmu przez stosunek dopochwowy, ale dlatego, że w tej pozycji zwisające ramiona łechtaczki są optymalnie stymulowane.

Co dalej?

- Odkryj inne nieoczywiste strefy erogenne, bo kobietę można doprowadzić do orgazmu, całując jej wewnętrzną powierzchnię dłoni albo okolice nadgarstka. 

W każdym wieku można robić odkrycia?

- Pamiętam pewną pacjentkę - miała 54 lata. Jej mąż, z którym regularnie współżyła, zmarł nagle na zawał. I ona mówi: "Ale moje potrzeby nie umarły wraz z nim. I mam poważny problem. Śni mi się seks, zaczęłam chodzić na spotkania dla dojrzałych singli, ale panowie tam... Chciałabym adoracji, uwodzenia, a wyglądają, jakby się spodziewali, że będę im za darmo świadczyć usługi. Żenujące. Co ja mam robić?".

- Mówię: proszę po wyjściu ode mnie pójść do sex-shopu i kupić wibrator. I na to krzyk: "Ja, stara baba?!" Odpowiadam: "Nie ma «stara baba». Proszę myśleć: jestem kobietą w kwiecie wieku i wszystko mi wolno". Spotkałem ją po roku, podeszła do mnie na ulicy: "Panie doktorze, chciałam panu podziękować. Już mam trzy wibratory i jestem naprawdę zadowolona z siebie".

Fajnie, że można to odkryć w każdym momencie życia.

- Kiedyś na kongresie w Szczecinie miałem wykład o seksualności kobiet. Po nim podeszła do mnie miła pani w średnim wieku z pytaniem, czy nie zechciałbym przyjechać na podobne spotkanie do Stargardu Szczecińskiego. Ona sama jest mężatką, ale od 12 lat nie uprawiała seksu i wie, że u wielu koleżanek jest tak samo. Może by je przekonać, że da się coś z tym zrobić, bo dotąd im się wydawało: taki jest los kobiety. Choć gdzieś tam podświadomie czuły, że coś jest nie tak. A pan doktor mówi, że można wziąć sprawy w swoje ręce... Pojechałem oczywiście. Nieważne - Nowy Jork, Kraków czy Stargard. Nie ma znaczenia miejsce ani wiek. Chodzi o chęć zadbania o swoją seksualność. Pierwszy polski swingerklub powstał w Bielsku-Białej.

Zawsze chciałam zapytać o to seksuologa: patrzy pan na człowieka i umie powiedzieć od razu - ten ma udane życie seksualne, a ten wręcz przeciwnie?

- Raczej tak. To widać. Seksualność nie wpływa tylko na rozładowanie napięć seksualnych - także na lepsze krążenie, wygląd skóry, sen. Krew lepiej przepływa przez mózg, w związku z tym i funkcje poznawcze mamy lepsze i nastawienie do innych życzliwsze.

Czyli mam rację: ludzie cieszący się seksem stanowią nieformalną kategorię rozpoznających się na ulicy "swojaków". Błysk w oku i wiadomo: lubimy TE rzeczy, są dla nas ważne.

- Tak, nie trzeba seksuologa, żeby to rozpoznać. Ludzie szczęśliwi i spełnieni w seksie po prostu pokazują to światu.

Rozmawiała: Agnieszka Litorowicz-Segiert

Twój Styl 2/2013

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: życie seksualne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy