Reklama

Ostrożnie antybiotyk!

Sądzisz, że nie ma skuteczniejszego od nich leku? Uważaliśmy tak przez lata, dlatego stosowaliśmy antybiotyki bez umiaru. I doprowadziliśmy do tego, że bakterie wywołujące infekcje nauczyły się bronić przed tymi preparatami. Skutek? Chorujemy ciężej, dłużej, narażamy się na powikłania. Można to zmienić.

Znów katar, kaszel, stan podgorączkowy. Ale kto ma dziś czas chorować? Idziesz do lekarza i prosisz o receptę na antybiotyk, bo wierzysz, że dzięki niemu wyzdrowiejesz. Choć najpewniej nie masz anginy, tylko zwykłe przeziębienie. Z podobnego założenia wychodzi wielu Europejczyków: o tej porze roku antybiotyki przyjmuje prawie milion Polaków, jeszcze więcej Włochów, Portugalczyków, Hiszpanów, Francuzów (takie są statystyki European Surveillance of Antimicrobial Consumption, niezależnej organizacji, która bada zużycie antybiotyków w Europie). Dlaczego tak się dzieje?

Reklama

- Bo pod wpływem nacisków pacjentów lekarze przepisują antybiotyki w przypadku infekcji gardła, nosa czy oskrzeli, a nawet na grypę albo ostrą niestrawność. Tymczasem większość tych chorób wywołują wirusy, nie bakterie - wyjaśnia dr Paweł Grzesiowski, ekspert w dziedzinie zakażeń, szef Stowarzyszenia Higieny Lecznictwa. W takich przypadkach antybiotyki nie pomogą, przeciwnie - zniszczą tylko pożyteczną florę bakteryjną w jelitach.

Konsekwencje? Osłabiona odporność, bóle brzucha, biegunki. To samo czeka tych, którzy wizyt u lekarza nie lubią. Wolą kurować się sami. Przechowują w apteczce niezużyte do końca antybiotyki z wcześniejszych kuracji i dozują je na własną rękę. Przecież ostatnio pomogły! Antybiotyki to nie cukierki. Należy je stosować z umiarem i tylko po konsultacji ze specjalistą. Bo z powodu ich nadużywania grożą nam poważniejsze skutki niż problemy z żołądkiem czy odpornością.

Nieskuteczna obrona

Wszystko dlatego, że te leki to broń obosieczna.

- Od kilkunastu lat mamy kłopot z bakteriami, które w szybkim tempie uodparniają się na działanie najsilniejszych preparatów - ostrzega prof. Waleria Hryniewicz, mikrobiolog z Narodowego Instytutu Leków. Z jakiego powodu? Większość antybiotyków to substancje pochodzenia naturalnego - pozyskuje się je m.in. z grzybów, pleśni (tylko 20 proc. preparatów, jak biseptol czy chloramfenikol, to leki syntetyczne). Istniały w przyrodzie od zawsze, tak samo jak bakterie.

Ich zadanie? Utrzymać naturalną równowagę w środowisku. A przyroda działa tak, że gdy coś tę równowagę zaburzy, próbuje się dostosowywać. I to właśnie robią teraz bakterie w odpowiedzi na nagłą "ekspansję" antybiotyków. Szafowanie nimi przy każdej infekcji (gdy bardziej pomogłoby np. wycięcie ropnia, operacja zatok), dodawanie do pasz i nawozów (by ograniczyć rozprzestrzenianie chorób wśród zwierząt i roślin) sprawiło, że wiele groźnych mikrobów przyzwyczaiło się do tych preparatów i przestało na nie reagować. Efekt? Superopornych bakterii przybywa i coraz więcej ludzi na świecie zapada na trudne do wyleczenia zakażenia.

Realne zagrożenie

Szacuje się, że z ich powodu umiera rocznie ponad dwa miliony pacjentów (w Europie ok. 25 tys.). Według specjalistów najwięcej problemów wywołują gronkowiec złocisty, pałeczka ropy błękitnej czy Klebsiella pneumoniae (wywołują m.in. zapalenie płuc). Niebezpieczna jest także bakteria Enterococcus faecalis, żyjąca naturalnie w jelicie. Przeniesiona np. do dróg rodnych, w rejon cewki moczowej, wywołuje trudne do leczenia zakażenia. Dlatego na świecie trwają badania nad nowymi rodzajami leków.

Uczeni (m.in. z Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN we Wrocławiu) testują działanie tzw. bakteriofagów, czyli wirusów żywiących się bakteriami. Powstają szczepionki, które mogą ułatwić walkę z antybiotykoopornymi zarazkami, jak np. preparat przeciwko pneumokokom dostępny w Polsce od kilku lat. Można nim szczepić nie tylko dzieci, również dorosłych.

- Są już jednak takie szczepy bakterii, które nie reagują nawet na tzw. leki ostatniej szansy. Czyli najsilniejsze dostępne antybiotyki - jak karbapenemy czy wankomycyna - mówi prof. Waleria Hryniewicz. Najgroźniejszymi tak zwanymi "superbakteriami" są szczepy MRSA (Methicillin-resistant Staphylococcus aureus), które wywołują sepsę, martwicę tkanki miękkiej. Najczęściej stykamy się z nimi w szpitalu. Dlaczego? Bo tu antybiotyki stosuje się na masową skalę. I jak podaje Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC), nawet w połowie przypadków niepotrzebnie.

- Często jednak lekarze decydują się podać lek o szerokim spektrum działania na podstawie intuicji. Robi się tak, gdy nie ma czasu na dokładne badania krwi, zrobienie posiewu, a trzeba szybko działać, np. w przypadku podejrzenia sepsy czy zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych, gdy o skutkach terapii decydują godziny - wyjaśnia dr Paweł Grzesiowski.

Im mniej, tym lepiej

Z antybiotyków nie sposób zrezygnować. Są niezbędne, by wyleczyć anginę wywoływaną przez paciorkowce, zapalenie płuc czy uszu spowodowane najczęściej przez pneumokoki. Wtedy nie ma wyjścia, trzeba wykupić receptę, bo nie pomogą środki przeciwbólowe, przeciwgorączkowe, preparaty ziołowe, homeopatyczne.

- W przypadku tych chorób antybiotyk to jedyna skuteczna metoda terapii. Owszem, zdarza się, że łagodne infekcje bakteryjne mijają same. Jednak ryzyko powikłań, np. rozsiania zakażenia w całym organizmie, jest zbyt duże, by je podejmować - mówi dr Paweł Grzesiowski.

Naukowcy obawiają się jednak, że za kilkadziesiąt lat nie będą mieli nas czym leczyć. Jak zmniejszyć zagrożenie?

- Zarezerwować antybiotyki na wyjątkowe okazje. I przede wszystkim dobierać je precyzyjnie - radzi specjalista. Chcemy potwierdzić przyczynę choroby? Objawy anginy z reguły łatwo rozpoznać: to silny ból gardła, wysoka gorączka, wymioty. Ale warto też zrobić szybki test, dzięki któremu od razu można sprawdzić, czy mamy do czynienia z paciorkowcem (ustalisz to podczas wizyty u lekarza, np. w przychodniach Centrum Damiana, Medicover - koszt 15 zł).

Jak działa? Patyczkiem pobiera się wymaz z gardła i umieszcza próbkę w okienku specjalnej "kasetki" (tak jak w teście ciążowym). Wynik pojawia się po 10 minutach. Dwie kreski to znak, że w gardle jest bakteria. Gdy test nie wykaże obecności paciorkowca, powinny wystarczyć nam środki bez recepty (np. przeciwbólowy płyn do gardła Glimbax, sprej czy tabletki: do ssania Tantum verde, Sebidin, przeciwzapalne Nurofen, Ibuprom).

Rodzaj infekcji potwierdzi też badanie krwi. Sprawdza się poziom tzw. białka CRP. Podwyższony wskazuje na bakterie. Jakie? Tego w ten sposób nie da się ustalić. - Dlatego najlepiej zrobić posiew na podstawie wymazu z nosa czy gardła i antybiogram. Dzięki niemu lekarz będzie wiedział, które drobnoustroje wywołały chorobę. A przede wszystkim jakie antybiotyki są w stanie je unieszkodliwić - wyjaśnia dr Paweł Grzesiowski.

Krótko i na temat

Co dalej? Z reguły leczenie trwa od pięciu do siedmiu dni. Tyle powinno wystarczyć nawet w przypadku zapalenia płuc. Zgodnie z rekomendacjami Narodowego Programu Ochrony Antybiotyków (znajdziesz je na www.antybiotyki.edu.pl) korzystniejsze dla zdrowia jest stosowanie większych dawek przez krótki czas niż - jak sądzono do niedawna - niższych, ale przyjmowanych przez np. dwa tygodnie. Uwaga, nie przerywaj kuracji po 2-3 dniach, gdy poczujesz poprawę!

Antybiotyk nie zdoła w tak krótkim czasie zabić wszystkich bakterii. Te, które przeżyją, staną się silniejsze i możesz mieć trudności z wyleczeniem kolejnej infekcji. Co robić, gdy często chorujesz?

- Jeśli infekcje mają ciężki przebieg, np. pacjent przechodzi raz po raz zapalenia płuc, szukamy przyczyny braku odporności. Często związana jest z tak banalną rzeczą, jak zły styl życia, czyli paleniem papierosów, przepracowaniem, stresem, niewłaściwą dietą, brakiem ruchu. U podłoża nawracających infekcji może też leżeć inna choroba, np. alergia. Osoby uczulone, u których system odpornościowy nie działa prawidłowo, są bardziej podatne na zakażenia. W ostateczności powinniśmy skonsultować się z immunologiem - radzi dr Agnieszka Motyl, epidemiolog z przychodni Medicover.

Wszystko w jej rękach

Najważniejsze jednak to nie dopuszczać do infekcji. Na pewno znasz podstawowe zasady: lekarze ciągle nam mówią o częstym myciu rąk, kichaniu w chusteczkę lub w razie konieczności w rękaw, byle nie w dłonie. Proste czynności skutecznie zapobiegają rozprzestrzenianiu się zarazków. Eksperci polecają też szczepienia przeciwko meningokokom, pneumokokom, grypie.

Dlaczego grypie, skoro tej choroby nie wywołują bakterie? Badania potwierdziły, że wirus grypy toruje im drogę (ułatwia m.in. namnażanie się gronkowców). Warto myśleć o profilaktyce i leczyć się rozważnie. Dzięki temu epidemie mają szansę pozostać tematami filmów grozy.

Magdalena Łuków

współpraca Grażyna Morek

TWÓJ STYL 1/2014


Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: zdrowie | antybiotyki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy