Reklama

Każdy czerniak miał kiedyś milimetr

Trzy czwarte Polaków twierdzi, że nie ma na skórze żadnych niepokojących zmian. Tymczasem uwagi wymaga każdy pieprzyk. Wszystkie trzeba obserwować, a raz w roku pokazać je lekarzowi. Najlepiej zrobić to przed wakacjami.

W Australii, gdzie przez większość roku słońce świeci bardzo mocno, a tubylcy mają jasną karnację, lekarze usuwają wszystkie znamiona. Boją się, że pacjent nie wróci do nich ze względu na olbrzymie odległości albo znamię uzłośliwi się i będzie za późno na leczenie. W Europie usuwa się tylko zmiany podejrzane. Jednak w Polsce wielu chorych zgłasza się do lekarza dopiero wtedy, kiedy choroba jest już zaawansowana i trudno im pomóc. Co roku z powodu czerniaka umiera ponad tysiąc osób.

Czerniak kojarzy się z wyrokiem. Słusznie?

Reklama

Prof. Piotr Rutkowski: - Niesłusznie. Wyniki leczenia były złe, tylko gdy dochodziło do przerzutów. Przez ostatnie 20 lat nie było żadnego postępu w leczeniu tych chorych. Na szczęście ubiegły rok wiele zmienił. Oczywiście, im wcześniej jest wykryty czerniak, tym większe prawdopodobieństwo powrotu do zdrowia. W Polsce szanse wyleczenia czerniaka ma 2 na 3 chorych, podczas gdy w USA - 9 na 10.

Skąd taka różnica?

- W krajach wysoko rozwiniętych jest większa świadomość. Zmiany na skórze wykrywa się znacznie wcześniej. U nas średnia grubość usuniętego czerniaka, która stanowi miarę zaawansowania choroby, wynosi około 2 mm. W Niemczech - około 0,9 mm! To powoduje kolosalną różnicę jeśli idzie o rokowania.

Co robić, by poprawić statystyki?

- Obserwować swoją skórę. Dobrze jest poprosić o pomoc w obejrzeniu pleców czy tylnych części ud kogoś z bliskich. Można zmierzyć i sfotografować podejrzane znamię w odstępie dwóch miesięcy. Najlepiej jednak od razu pokazać je lekarzowi. 

Jakiemu?

- To może być lekarz pierwszego kontaktu, jeśli dysponuje dermatoskopem i potrafi się nim posługiwać. To urządzenie umożliwia obejrzenie znamienia w specjalnym świetle i 10-12-krotnym powiększeniu. Kiedy mamy wątpliwości, czy badanie jest właściwie interpretowane, lepiej idźmy do dermatologa lub chirurga onkologa.

Znamię to jest coś, co mamy od urodzenia?

- Nie. To jest łagodny nowotwór, który wywodzi się z komórek barwnikowych. Może być wrodzone, ale większość znamion rozwija się w ciągu życia. Z wiekiem mamy ich coraz więcej.

Czyli trzeba obserwować każdy pieprzyk?

- Tak. Ale ze szczególną uwagą powinniśmy przyglądać się nowym, bo większość czerniaków rozwija się w miejscu, gdzie wcześniej nie było znamion.

Wiele osób unika wizyty u lekarza, bo przeraża je perspektywa chirurgicznego usuwania zmian.

- Ale my wcale tak bardzo nie palimy się do sięgania po skalpel. Lekarz najpierw ogląda znamię przy użyciu dermatoskopu. Niekiedy korzysta z wideodermatoskopu, który pozwala porównać wyniki w odstępach czasowych. Decyduje o usunięciu znamienia tylko wtedy, gdy ma ono niepokojące cechy. Dzięki miejscowemu znieczuleniu zabieg jest właściwie bezbolesny.

Jak postępować, by uniknąć czerniaka?

- Trzymać się z dala od solariów i rozsądnie korzystać ze słońca. Plaża nie jest zakazana. Jednak gdy większość roku spędzamy w zamkniętych, klimatyzowanych pomieszczeniach, a potem nagle wyjeżdżamy na wakacje do ciepłych krajów i plażujemy bez opamiętania, narażamy skórę na ogromne dawki promieniowania ultrafioletowego. Ryzyko jej uszkodzenia jest wtedy ogromne.

Zatem lepiej wybrać kapryśną aurę nad Bałtykiem?

- Nie. Ja też wolę wakacje w ciepłych krajach. Ale z urlopu wracam nieopalony.

Solarium jest zakazane całkowicie?

- Lampy w solarium przeciętnie emitują dziesięć razy więcej promieniowania UV niż słońce w pogodny dzień. Nie ma skóry, która zniesie to bez szwanku. Solaria są bardzo niebezpieczne. Poza tym przyspieszają starzenie skóry.

Będąc w Saint-Tropez, grzechem byłoby nie pójść na plażę...

- Idziemy, jak najbardziej. Wychodząc z hotelowego pokoju, wkładamy T-shirt i kapelusz oraz okulary przeciwsłoneczne, koniecznie z filtrem UV. Na odsłonięte części ciała nakładamy krem z filtrem, minimum 15, a przy bardzo jasnej karnacji nawet 50. Dzieci także smarujemy filtrem o najwyższym faktorze. To bardzo ważne, bo ich skóra nie ma jeszcze wykształconych mechanizmów obronnych. A poparzenia słoneczne w dzieciństwie są jednym z podstawowych czynników ryzyka zachorowania na czerniaka.

Ale możemy wejść do morza?

- Oczywiście. Po wyjściu z wody pamiętajmy o ponownym nałożeniu kremu z filtrem. Nawet jeśli nie pływamy, aplikację trzeba powtarzać co cztery godziny.

Stosując jednak kremy z filtrem, pozbawiamy się witaminy D, która powstaje w skórze pod wpływem ultrafioletu.

- Dziesięciominutowy spacer w słońcu z odkrytymi ramionami, przedramionami i nogami zapewni tygodniową dawkę witaminy D. 

Jaki filtr wybrać: syntetyczny czy mineralny?

- Mówi się, że dla dzieci lepszy jest mineralny. Zostawia na skórze zauważalną powłokę. Widać, kiedy się zetrze lub zmyje, wtedy trzeba natychmiast powtórzyć aplikację.

Jak się leczy wcześnie wykrytego czerniaka, a jak zaawansowanego?

- Czerniak wykryty we wczesnym stadium jest prawie w 100 proc. wyleczalny. Wystarczy chirurgicznie usunąć zmianę. Kiedy choroba jest trochę bardziej zaawansowana, dodatkowo sprawdzamy, czy nie ma komórek nowotworowych w najbliższych węzłach chłonnych. W tym celu przeprowadza się tzw. biopsję węzła wartowniczego. W przypadku czerniaka z przerzutami dotychczas stosowaliśmy chemioterapię z radioterapią. Ale efekty leczenia były kiepskie. Tylko połowa chorych przeżywała siedem miesięcy. Reszta umierała.

A co ze szczepionkami na czerniaka, które budziły duże nadzieje?

- Niestety dotąd nie dowiedziono, by wydłużały życie chorych. Od pewnego czasu prace badawcze poszły w innym kierunku. Próbowano wzmocnić układ odpornościowy, by lepiej bronił się przed komórkami nowotworowymi. Zastosowano przeciwciało poprawiające aktywność limfocytów, czyli komórek obronnych. Dzięki tym odkryciom mamy nowy lek, który w istotny sposób przedłuża życie około 25 proc. chorych z zaawansowanym czerniakiem. 

Podobno jest też drugi nowy specyfik?

- Badania genetyczne pokazały, że w komórkach prawie połowy chorych z czerniakiem jest obecna zmutowana postać genu o nazwie BRAF. Okazało się, że wiąże się on z zaburzonym białkiem. Można je zablokować, stosując lek - tzw. inhibitor. Przez to hamuje się też rozwój czerniaka. Dotychczasowe badania pokazują, że leczenie wydłuża życie do prawie półtora roku u około 50 proc. chorych, a dotychczas dwa lata przeżywało zaledwie 10 proc. osób z przerzutami. Ten lek działa jednak tylko u pacjentów ze zmutowaną postacią genu BRAF.

Obydwa leki są dostępne w Polsce?

- Choć są zarejestrowane w Unii Europejskiej, muszą jeszcze przejść procedury oceniające w Ministerstwie Zdrowia i Agencji Oceny Technologii Medycznych. To fatalna sytuacja dla chorych i lekarzy. Istnieją leki o potwierdzonej na świecie skuteczności, a my nie mamy do nich dostępu. Jeszcze niedawno podawaliśmy je chorym w ramach badania klinicznego. Ale od momentu rejestracji leków w UE do uzyskania opinii AOTM i ustanowienia zasad refundacji nie możemy nimi leczyć nowych chorych. Mam nadzieję, że wkrótce obydwa specyfiki będą dostępne.

Rozmawiała Katarzyna Koper 

----

Prof. Piotr Rutkowski - Prof. nadzw. dr hab. n. med. Piotr Rutkowski, kierownik Kliniki Nowotworów Tkanek Miękkich, Kości i Czerniaków w Centrum Onkologii w Warszawie.

PANI 8/2012


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: solarium | opalanie | kremy z filtrem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy