Reklama

Dolegliwość, która wykańcza Polki

Czym jest OAB? To schorzenie, które dotyka coraz większą liczbę kobiet. Nie chcą o nim mówić. Wstydzą się. Nawet w gronie przyjaciółek to wciąż temat tabu. Tymczasem lekarze ostrzegają przed skutkami tej choroby. O swoich doświadczeniach opowiedziała nam jedna z pacjentek, która na co dzień zmaga się z zespołem pęcherza nadreaktywnego.

Kiedy pojawił się ten problem?

- Nie pamiętam dokładnie, ale minęło bardzo dużo czasu, zanim zdecydowałam się pójść do lekarza. Po pierwsze dlatego, że myślałam, że w moim wieku tak się po prostu dzieje i nic nie można z tym robić. A po drugie-wstydziłam się. Kiedy w końcu poszłam do lekarza, okazało się, że cierpię na zespół pęcherza nadreaktywnego i że to nie jest "przypadłość związana z wiekiem", tylko poważna choroba, którą można i należy leczyć.

Ćwiczenia mięśni np. Kegla nie przynoszą rezultatów w tym stadium choroby?

Reklama

- W pęcherzu nadreaktywnym bardziej sprawdza się trening pęcherza, który zredukował częściowo częstotliwość parcia na pęcherz u mnie, ale niestety nie jest już tak skuteczny na tym etapie schorzenia.

Jak ta choroba wpływa na pani codzienność?

- Chociaż zespół pęcherza nadreaktywnego nie zabija, potrafi zrujnować życie pacjenta bardziej niż cukrzyca czy nadciśnienie. Osoby nią dotknięte czasami całkowicie wycofują się z życia zawodowego i towarzyskiego. Rezygnują z seksu, co niekiedy potrafi zburzyć związek. W skrajnych przypadkach wpadają w depresję z próbami samobójczymi włącznie. Tylko nikt o tym nie mówi, co jeszcze bardziej zaciemnia obraz tej choroby. Czasami nie wiem już, jak tłumaczyć się wnukom, że nie przyjdę do nich na szkolne przedstawienie i że niechętnie wychodzę z nimi na spacer. Niby wiedzą, że jestem chora, ale trudno im to zrozumieć, bo na pierwszy rzut oka tego nie widzą.

Co jest najbardziej stresujące?

- Ciągły strach przed niekontrolowanym oddawaniem moczu, obsesyjne poszukiwanie toalet w najbliższej okolicy. Kiedy wychodzę z domu, to planując trasę, zawsze najpierw sprawdzam, czy w okolicy jest jakaś łazienka, do której w razie czego będę mogła szybko dobiec. Mam też ciągłe obawy o to, czy przypadkiem nie czuć ode mnie czegoś, co zdradzałoby mój problem. Albo czy nie ma śladów na ubraniu. Oczywiście stosuję środki chłonne, ale strach pozostaje.

Ta choroba dotyka kobiety w różnym wieku. Czy nietrzymanie moczu to wciąż temat tabu?

- Myślę, że tak, choć są organizacje, które wykonują ogromną pracę, żeby tak nie było. Niedawno przeczytałam w materiałach na stronie stowarzyszenia, które wspiera osoby z nietrzymaniem moczu, że tylko 1/3 pacjentów z OAB zgłasza się do lekarza a 2/3 z tych, którzy się na to zdecydowali, robi to dopiero po dwóch latach od wystąpienia pierwszych objawów. Reszta cierpi w samotności, ukrywając swój problem. Zupełnie jak ja. Wstydzą się o tym mówić. Inna sprawa, że podczas wielu wcześniejszych wizyt u lekarzy, żaden z nich nie spytał mnie, jak u mnie z nietrzymaniem moczu.  Dopiero ostatni zadał to pytanie i dzięki temu w ogóle się przełamałam i rozpoczęłam leczenie. Teraz już wiem, że są leki, dzięki którym mogę wrócić do normalnego życia. Może więc edukacja potrzebna jest obu stronom - i lekarzom, i pacjentom?

Zobacz także:

 

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: pęcherz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy